I fold

Przepis na wygrywanie w pokera na mikrostawkach jest bardzo prosty – prowadź grę, zagrywaj wysokie value bety, mało blefuj. Wszystkie powyższe rady są bardzo dobre, jednak ja chcę Wam dzisiaj zaprezentować coś mniej popularnego, za to bardzo skutecznego. Oto reguła dwóch i trzech beczek.

W 75. odcinku mojego bloga pisałem o tzw. Sekrecie Bąbla, czyli o „Najprostszej metodzie nauki [gry w pokera] dającej najlepsze rezultaty”. Odebraliście ten tekst w sposób entuzjastyczny, co mnie niezmiernie cieszyło. Tego dnia przysiągłem sobie w duchu, że określenia typu „Najprostsza metoda”, „Cudowny sposób” i pokrewne, w odniesieniu do tekstów mojego autorstwa, rezerwuję wyłącznie do artykułów, w których dzielę się z Wami wiedzą mającą kluczowe znaczenie dla Waszego pokerowego rozwoju.

Od tamtego czasu zdążyłem napisać dwanaście innych odcinków bloga o różnorodnej tematyce, aż nadszedł moment tworzenia trzynastego wpisu, w którym po raz kolejny chcę napisać o czymś najprostszym, doskonale działającym i niesamowicie skutecznym. Nazwałem ten koncept regułą dwóch i trzech beczek.

Wstęp

Jeśli czytacie moje teksty, z pewnością nie uszedł Waszej uwadze jeden z moich ostatnich felietonów pod tytułem „Słowo na niedzielę: Poker to bardzo prosta gra, tylko cholernie trudno w to uwierzyć”. Pisałem w nim o podejściu do pokera, które reprezentuje doskonały polski gracz Olorionek. W jego mniemaniu poker to jest bardzo prosta gra, co sam pokazywał wielokrotnie – ostatni raz kilka dni temu, gdy sięgnął po wygraną w evencie High Roller w trakcie festiwalu Merit na Cyprze (123.300$).

Musiało minąć kilka lat, zanim – tak myślę – zrozumiałem, co poeta miał na myśli, gdy wypowiadał do mnie te słowa. Jeśli jeszcze tego nie czytaliście, to zachęcam Was do powrotu do tego tekstu, który znajdziecie po kliknięciu – tutaj.

I właśnie tę prostotę, o której mówi Olorionek, w ostatnim czasie przełożyłem na swoje pokerowe podwórko, swoje stawki i efekty zmiany podejścia są zdumiewające. Żałuję tylko tego, że tak późno otworzyły mi się oczy na coś, co było widoczne gołym okiem od zawsze. Ubolewam również nad tym, że zrozumiałem coś, dosłownie, chwilę po tym zanim w moim wyzwaniu wydarzyła się katastrofa. O szczegółach dowiecie się z kolejnego wpisu relacjonującego moją wspinaczkę od NL2 do NL100, który pojawi się PokerGround w połowie kwietnia.

A teraz przejdźmy do rzeczy. Zacznijmy od genezy problemu.

Geneza problemu

Jeśli ktoś spytałby się mnie jeszcze kilka dni temu o to, jaki błąd, który popełniam bardzo często, w najbardziej negatywny sposób rzutuje na moje pokerowe wyniki, odpowiedziałbym, że jest to sprawdzanie dużych zakładów z top parami i/lub z innymi słabszymi bluff catcherami. Problem tego typu jest błędem poważnym, bo dotyczy rozdań, w których to niepotrzebne sprawdzenie najczęściej odbywa się na riverze. A gdy pula jest 3-betowana przed flopem, a potem na każdej kolejnej ulicy, to na riverze osiąga duże rozmiary, a więc te błędy są bardzo kosztowne.

W tekście, który wyżej przywołałem, użyłem nawet stwierdzenia, że „Jeśli nawet w innych spotach gramy perfekcyjnie, co oczywiście nie jest prawdą, to bycie na zero z gry jest najlepszym możliwym do osiągnięcia scenariuszem, jaki może nam się przytrafić. Nie może być inaczej, jeśli regularnie przegrywamy stacki w tego typu sytuacjach”.

Moja skłonność do sprawdzania dużych betów z układami średnimi czy nawet marginalnymi wynikała z tego, że zbytnio się levelowałem. Zamiast reagować adekwatnie do tego, w jaki sposób swoją historię opowiada przeciwnik, ja byłem głuchy na jego podania i zawsze potrafiłem znaleźć jakieś usprawiedliwienie dla swoich idiotycznych zagrań. Najgorsze, jakie można sobie wyobrazić, to „On tego nie może tam mieć”. Inne to „Dwa drawy do koloru się nie uzupełniły, to na pewno jest blef”. Efekt mojego niedowierzania kończył się w 99% w ten sam sposób. Sprawdzałem zagranie rywala, a mój stack wędrował w jego ręce.

Musiałem coś z tym zrobić, bo mozolne wtaczanie kamienia na pokerowy szczyt zawsze kończyło się tak samo. Najpierw osiągałem bardzo dobre rezultaty, a potem w kilku rozdaniach traciłem cały urobek, a to z racji tego, że niewłaściwie reagowałem na bardzo czytelne sygnały, które wysyłają mi moi przeciwnicy.

Gdy rozpoczął się mój wewnętrzny bunt, myślałem tak długo, aż w końcu znalazłem satysfakcjonujące mnie rozwiązanie tego problemu. Aż dziw bierze, że wcześniej na to nie wpadłem.

Najprostsze rozwiązanie – Reguła dwóch i trzech beczek

U podstaw reguły, którą opisuję, znajduje się założenie, w którym przyjmujemy, że gracze z mikrostawek (populacja) grają bardzo szczerze.

 Skoro już to wiemy, to możemy przejść zapoznania się z brzmieniem reguły:

W rozdaniu, w którym nastąpiło podbicie i sprawdzenie (2-bet pot), krytyczną decyzję podejmujemy na riverze. Jeśli nasz przeciwnik bije w nas od fazy przed flopem, możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że dysponuje on silnym układem. Bez własnego silnego układu powinniśmy skłaniać się do zrzucenia kart.

W rozdaniach, w których przed flopem doszło do podbicia, przebicia, a potem sprawdzenia (3-bet pot), czas na refleksję powinien przyjść już na turnie, a to z racji tego, że dzięki akcji przed flopem już na tym etapie pula jest znacznie większa od standardowej. Jeśli nie mamy silnego układu lub silnego drawu, powinniśmy skłaniać się do zrzucenia kart.

Jestem świadom tego, że pokerowi puryści mogą podnieść raban, bo tak nie powinno się grać w pokera. Każdą sytuację powinniśmy rozpatrywać indywidualnie, a nasze decyzje powinniśmy opierać na analizie istotnych zmiennych. Oczywiście, że tak. Uważam jednak, że przedstawioną powyżej regułę możemy traktować jako kierunkowskaz, który wskaże początkującym drogę i uchroni ich przed popełnianiem niesamowicie kosztownych  błędów. Wszyscy pewnie zgodzicie się ze mną, że nowi gracze częściej popełniają grzech polegający na zbyt optymistycznych sprawdzeniach niż na zbyt częstych foldach. Przed tym chcę ich uchronić.

Oczywiście, że reguła jest pewnym rodzajem uproszczenia. Sprawdza się ona doskonale właśnie w środowisku gier na najniższych limitach i tylko tutaj. To uproszczenie nie wzięło się z sufitu, tylko z readu, jaki posiadamy na temat tendencji populacji. Jeśli punktem wyjścia jest szczerość – a myślę, że w odniesieniu do dolnych rejonów mikrostawek wszyscy mogą to potwierdzić – to nawet bez wgłębiania się w jakiekolwiek inne statystyki nie będziemy tracili pieniędzy, gdy w ciemno będziemy stosowali się do zaleceń reguły.

Czasami zostaniemy przez kogoś wyblefowani i zrzucimy najlepszy układ, jasne, jednak w długim okresie przez foldowanie drugich najlepszych układów, nie mówiąc już w ogóle o karkołomnych próbach wyłapywania blefów z marginalnym showdown value, zaoszczędzimy masę pieniędzy. A musimy pamiętać, że te zaoszczędzone warte są tyle samo co wygrane.

Podsumowanie

Stare powiedzenie dotyczące ogółu populacji graczy z mikrostawek mówi, że ci biją, jak mają, a jak nie mają, to nie biją – a im późniejsza faza rozdania, tym to założenie jest bliższe prawdy. Tę szczerość w poczynaniach naszych rywali możemy obrócić na naszą korzyść. Tylko przez to, że będziemy wykonywać bardzo konserwatywne sprawdzenia w obliczu agresji rywala na wielu ulicach, możemy zaoszczędzić fortunę. Spróbujcie zastosować się do powyższych rad, a zobaczycie, że Wasz win rate znacząco się zwiększy.

PPPoker: Szukamy złota w chińskim El Dorado!

PPPoker

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?