Witajcie. Kontynuując cykl opowieści o moich ulubionych książkach, których raczej nie przeczytaliście, dzisiaj opowiem Wam o „Akwarium” Wiktora Suworowa. Wiktor naprawdę nazywa się Rezun (co po rosyjsku znaczy, ni mniej, ni więcej, tylko rzeźnik), ale z oczywistych powodów swoje książki pisze pod pseudonimem.
Naturalnie dzisiaj już wszyscy wiedzą, kto to jest Wiktor Suworow, jak naprawdę się nazywa i gdzie – mniej więcej – mieszka. Otóż mieszka gdzieś w Wielkiej Brytanii, dokąd dał dyla w roku 1978. A dyla dał, bo znudziła mu się służba w radzieckim wywiadzie wojskowym, czyli GRU. I jak zwiał, tak zaczął pisać. Tak czy siak, siedzi gdzieś w UK pod permanentną ochroną, bo mimo tego, że Związek Radziecki już dawno nie istnieje, to wyroku śmierci, który za swoje wyczyny zaocznie przed radzieckim sądem wojskowym wyłapał, nikt jakoś jeszcze nie anulował.
Wiktor usiedzieć na miejscu nie potrafi. Już w latach 90-tych wybrał się, oczywiście z ochroną, na targi książki, które odbywały się w Pałacu Kultury. Tam go dopadłem i autograf na moim egzemplarzu „Akwarium” dostałem. A dzisiaj? Dzisiaj Suworow, poza pisaniem kolejnych książek, wpada tu i ówdzie w charakterze autorytetu od sowieckiej machiny szpiegowskiej. Nawet ma swój felieton w jednym polskich historycznych miesięczników.
No ale do książki. Co to jest Akwarium? To budynek, w którym urzędowało GRU. Dlaczego Akwarium? Ano dlatego, że to, co tam się mówi i robi, zostaje wewnątrz. Komu do głowy przychodzi zdradzić jakąkolwiek tajemnicę, czy choćby sam fakt istnienia czegoś takiego, jak GRU, prędko kończy swój żywot, opuszczając Akwarium przez komin znajdującego się nieopodal krematorium. Tak było w latach 70-tych, jak jest dzisiaj? Pewnie podobnie, bo niby dlaczego miałoby być inaczej.
Książka opowiada o karierze naszego Wiktora, który będąc dowódcą czołgu, po jednej brawurowej akcji zostaje dostrzeżony przez odpowiednią osobę, która zabierze go w odpowiednie miejsce, czyli do Akwarium. Żeby lejtnant Suworow stał się pełnoprawnym szpiegiem, musi kilka egzaminów zdać, kilka szkoleń odbyć. Ze szkodą dla GRU, Witek robotę szpiega dostaje. Szpieguje i werbuje aż miło, rezydując na stałe w Wiedniu. I pewnego pięknego dnia z tego Wiednia, dzięki brytyjskiej ambasadzie, daje nogę. Dlaczego? A to sobie doczytacie sami.
Książka jest naprawdę znakomita, czytałem ją ze 20 razy albo i więcej. Po pierwsze, historia w niej opowiedziana, to prawda. Po drugie – znajdziecie tam kilka użytecznych bon motów, które być może pozornie wyglądają na banalne, ale ja pamiętam je do dzisiaj. Choćby takie (oczywiście cytuję z pamięci):
„Pamiętaj, żeby się uśmiechać. Bądź dobry. Gdy będziesz musiał kogoś zabić, bądź dla niego dobry, uśmiechaj się do niego. Jeżeli ciebie będą zabijali, nie płacz, nie skaml. Bądź człowiekiem i umieraj jak człowiek. Każdy kiedyś zdechnie.”- to w kwestii podejścia do ludzi i godności. Nikogo przecież nie będziemy zabijać…
„Widocznie nie nadaje się do Specnazu.” – odpowiedź dowódcy Witka na jego pytanie, co będzie, jeżeli któryś z żołnierzy zabije się skacząc w pełnym rynsztunku z mostu do rzeki. Jak to rozumiem? Masz wolną wolę, chcesz być np. komandosem, to próbuj i bądź. Ale jeśli ci się nie uda, możesz winić tylko siebie samego.
I ostatnia złota myśl, która przyda się każdemu marketingowcowi, czy choćby zalotnikowi przed randką: „Jeżeli idziesz łowić ryby, załóż na haczyk robaka, którego lubi ryba, a nie truskawkę, którą ty lubisz”. – ludzie najbardziej kochają słuchać i opowiadać o sobie, o swoich – a nie twoich – pasjach. Daj się delikwentowi wygadać, komplementuj ile wlezie – a będzie twój (twoja).
Miłej lektury!
P.S. W 1996 Antoni Krauze na podstawie książki Wiktora Suworowa nakręcił film fabularny pod tym samym tytułem. Świetny Gajos, świetny Pyrkosz, gówniany dubbing głównego bohatera i kompletnie z dupy przesłanie filmu. Nie polecam.