Miały być dwie części, będzie trzecia. Raz, że w alfabecie literek dużo, przez co moje wpisy mogłyby urosnąć do rozmiarów nie do strawienia za jednym zamachem. Dwa, niech to Uzupełnienie będzie także pewnym podsumowaniem. I, niestety, pożegnaniem. Będzie więc jeszcze bardziej osobiście i chyba mniej wesołkowato. I już bez fotek.

Nowy rok

Już pojutrze mamy nowy rok. Wszyscy oczywiście wierzymy, że będzie to rok, jeżeli nie najlepszy w naszym życiu, to chociaż lepszy od właśnie się kończącego. Dla mnie zaś będzie to kolejne ciężkie, jeżeli nie dwanaście, to na pewno kilka miesięcy.

Już za kilka dni wybieram się do najlepszego w Toruniu neurochirurga, żeby wybłagać jak najszybszy termin operacji dla Darii, mamy Leona. Daria po usunięciu nowotworu, który znalazł sobie miejsce wewnątrz rdzenia kręgowego, ma tak poharatany kręgosłup, że ledwo się rusza. Przy tym permanentny ból, który nic sobie nie robi z wszelkich dostępnych środków. Daria łyka więc te tramale i inne psychotropy, ale skutek tego tylko taki, że mniej boli jak leży. I naturalnie permanentny haj, kłopoty z koncentracją, równowagą i pamięcią. W związku z tym jak najszybciej musimy zaliczyć dwie operacje – pierwsza, stabilizująca kręgosłup (12 śrub), i druga – wszczepienie neurostymulatora.

Z Leonem dalszy ciąg wizyt u onkologa, kardiologa, neurologa, genetyka itd. Jest więc co robić. A dlaczego pożegnanie? Ano dlatego, że w związku z powyższym nie jestem już w stanie nawet symbolicznie udzielać się w redakcji PokerGround. Po kolejnym zabiegu Daria kładzie się plackiem co najmniej na miesiąc, a Leon – wiadomo. Doba za krótka, żeby to wszystko samemu ogarnąć, a co dopiero jeszcze coś pisać.

Od 1 stycznia oficjalnie kończę pracę w najlepszej na świecie redakcji. Wierząc przy tym, że tak się wszystko kiedyś poukłada, że kiedyś wrócę.

Ołomuniec

W Ołomuńcu na fiszplacu… Ołomuniec przez całe życie kojarzył mi się tylko z tą nieprzyzwoitą żołnierską piosneczką. I może jeszcze ze słynnymi okrągłymi serkami. Jednak od jakiegoś czasu kojarzy mi się, tak jak i Wam, z festiwalem Poker Fever. Festiwalem, który chyba nieprzypadkowo zrobił tak wielką karierę wśród polskich pokerzystów. Blisko, niedrogo i na najwyższym poziomie. Nigdy nie byłem w Ołomuńcu.

Ołomuniec to mój plan na nowy rok. Wierzę, że wszystko mi się tak poukłada (a raczej nie mi – moim najbliższym), że będę mógł na parę dni pojechać do Ołomuńca. Mike McDermott z „Roundersów” miał swoje Las Vegas. Ja mam swój Ołomuniec.

Rak

Czai się nieborak i czasami łeb wystawia. To tu, to tam. Tu szczypnie, tam ugryzie. Sporo najbliższych mi załatwił. I obawiam się, że i do mojego dupska kiedyś się dobierze, chociaż najbardziej na świecie to chciałbym zginąć w katastrofie lotniczej. Oczywiście, jakbym mógł wybrać, bo na razie mi się nie spieszy…

Siedem

Jest film pod tym tytułem, który swego czasu uważałem za mój ulubiony. Wiecie – koleś znęca się nad swoimi ofiarami inspirując się siedmioma grzechami głównymi. A co najlepsze, film kończy się źle, czyli żadnego amerykańskiego happy endu. To mi się właśnie podobało najbardziej. Do czasu. Do teraz.

Teraz lubię oglądać filmy ładne. Bez zabijania, bez przemocy, z happy endem. Najlepiej, żeby wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Po prostu mam dosyć plugastwa i brzydoty. Świat jest wystarczająco plugawy i brzydki, o czym codziennie czytamy w gazetach. Codziennie oglądamy w TV. I ja to pieprzę. Po prostu od jakiegoś czasu najbardziej na świecie pragnę piękna i dobroci.

Tiramisu

A gdzie na co dzień znajduję piękno i dobroć? Ano w kuchni. W mojej tajemniczej komnacie, do której domownicy mają wstęp wyłącznie w celu uzupełnienia płynów. U nas w domu gotuję wyłącznie ja. Codziennie coś innego. Nie, żeby jakieś wykwintne frykasy, ale smacznie i pomysłowo. Często nawet zdrowo.

Jedyne, czego nie robię w kuchni, to deserów. Raz zrobiłem tiramisu i wywaliłem od razu do sracza. Jestem natomiast mistrzem piątej ćwiartki, więc gdyby ktoś miał ochotę na serduszka, żołądki, grasicę czy płucka – zapraszam!

Uzupełnienie

Uzupełnienie uzupełnienia. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, dzięki którym ostatnie kilkanaście (kilkadziesiąt?) miesięcy mogłem spędzić, oddając się pracy w najlepszej na świecie redakcji. Szefom, Koleżankom i Kolegom oraz Wam, Czytelnikom moich tekstów. To stary jak świat komunał, ale naprawdę najważniejsi są czytelnicy. Bez Was jakiekolwiek pisanie nie miałoby najmniejszego sensu. Przynajmniej dla mnie – ja do szuflady pisać nie umiem.

Dziękuję Wam jeszcze raz za wspaniały odzew na apel, który wiosną moi redakcyjni Koledzy wystosowali do Was w mojej sprawie, a potem jeszcze parę razy powtórzyli. Dzięki Wam najtrudniejsze chwile udało nam się przetrwać.

Do zobaczenia kiedyś.

Blasco

P.S. Nie dajcie się czarnej propagandzie, wrzućcie do puszki i przyklejcie serduszko. Ja, po raz dwudziesty siódmy, parę złotych dam. A jeżeli nie chcecie na Owsiaka, to możecie na Leona (Skrill: [email protected])

Alfabet Blasco. Część 1

Alfabet Blasco. Część 2

Reload Bonus PartyPoker

Blasco
Dziennikarz, archeolog, pokerowy amator ale zawzięty. W branży od ponad 20 lat. Finalista olimpiady polonistycznej, który do dzisiaj nie wie, gdzie powinien stać przecinek. Futbol to Maradona; muzyka - Depeche Mode. Troje dzieci.