Dzisiejsze króciutkie Tabasco dedykuję tym wszystkim, (bo niestety są tacy), którzy delikatnie lub mniej delikatnie wypominają mi jakieś zbiórki publiczne w sytuacji, gdy przecież mam wszystkich w domu i cztery ręce.
No więc opowiem Wam o moim przeciętnym dniu. Powiedzmy – dzisiejszym.
Godzina 7.00 – dzień jak co dzień, Leon się obudził i wali w drzwi. Obsrał się tak, że trzeba go wrzucić do wanny, a do pralki piżamę i pościel.
Myję Leona, przebieram, wyciągam wczorajsze pranie z pralki i wstawiam pranie dzisiejsze. Idziemy do kuchni smażyć racuchy z bananami. Przy okazji opróżniam zmywarkę i ładuję wczorajszymi naczyniami.
Wstawiam zupę (dzisiaj będzie pomidorowa, więc zaczynam od rosołu). W misce marynuję kawałki kurczaka – w planach obiadowych potrawka curry z ryżem. Chwila spokoju, więc idziemy z Leonem czytać książki i rysować.
W międzyczasie 2 papierosy i kawa na balkonie oraz sporawy tekst o Pot Limit Omaha dla PokerGround. Jest godzina 11. Daria jeszcze śpi – w związku z bólami pooperacyjnymi nie może spać, więc zasypia koło 3 w nocy, kiedy jest już nieprzytomna z niewyspania.
I tak dalej i tak dalej. Potem pewnie spacer, zakupy, wycieczka do lekarza lub apteki. Ćwiczenia z Darią lub podwózka Darii na rehabilitację. Oczywiście cały czas mam Leona, któremu trzeba znaleźć zajęcie, przebrać, nakarmić itd. Mój dzień kończy się grubo po północy, kiedy po wykąpaniu i uśpieniu Leona mam ze 2-3 godziny, żeby się wreszcie umyć, usiąść czy może nawet coś przeczytać.
I tak codziennie. Wiem, że inni mają jeszcze gorzej. Ale ja walczę o swoich najbliższych. I dumę oraz ambicję, która zwykle nie pozwoliłaby mi wyciągać łapy, chowam głęboko.
Naprawdę nie chciałem tego pisać, ale skoro moja sytuacja stała się dosyć publiczną, należy się Wam wyjaśnienie całej sytuacji. A tym, którzy nam pomagają, jeszcze raz z całego serca dziękuję! I bezczelnie przypominam, że można to robić nadal :) :
Skrill Leona: [email protected]
Do następnego razu!