I kolejny miesiąc minął. Kolejna porcja dobrych wiadomości, kilka gorszych. Tak czy inaczej, korzystając z drzemki podopiecznych, siadam do pisania. Lecimy z kolejnym Tabasco!

Wstań, powiedz „nie jestem sam”!

Na początek kilka słów o sytuacji na froncie stawiania Darii na nogi. Stawiania, które następuje w takim tempie również dzięki Wam. Dzięki zrywowi, którego skali w życiu bym się nie spodziewał, znalazły się środki na naprawdę kompleksową obsługę pacjentki. Bez tego byłaby naprawdę bida – nawet na oddziale rehabilitacyjnym „kuracjuszom” przysługuje parę godzin ćwiczeń przed południem – później to już we własnym zakresie. Stówka za godzinę. I licznik cyka… Pacjentki, która ze swojej strony również zrobiła (i ciągle robi) wszystko, żeby znowu móc się swoim synem zajmować najlepiej, jak pragnie.

Jeszcze długa droga przed nami, ale rezultaty dotychczasowej pracy zadziwiają nawet neurochirurgów. Daria nie dosyć, że stoi, to jeszcze próbuje (z fajnym skutkiem) nieco z kulami chodzić. Jak tak dalej pójdzie, to w tym roku jeszcze zgolę brodę. Tymczasem salę rehabilitacji mamy w domu, bo turnus na oddziale trwa maksymalnie 6 tygodni. Teraz czekamy na kolejne wolne miejsce na kolejnym oddziale. Do skutku. W międzyczasie kontrole onkologiczne – bydlę, które z kręgosłupa wycięli, lubi odrastać. No ale to inna inszość, i tu akurat nic we własnym zakresie nie zrobimy…

Depresja gangstera

Wszystko naprawdę pięknie. Leon wesoły, Daria w domu. Pełna chata. I powiem szczerze (trudno, każdy może trochę pomarudzić), że już mi się coś w głowie zaczyna dziać. Ósma rano pobudka. Śniadanka, toalety, pranka, zmywanka, spacerki, sprzątanka, zakupki, gotowanko – i tak w koło Wojtek. Po południu godzinka (tak, jak teraz), żeby chłodnym okiem spojrzeć na obejście, napić się kawy na balkonie. I zaraz książę wstaje i zaczynamy od nowa. Obiadek, pieluszka, spacerek, zabawa, mycie, sprzątanie, sranie. Darii też trzeba w różnych sytuacjach pomóc. I tak do wieczora, kiedy po kąpieli książę idzie spać. Wtedy gangster może wreszcie się umyć, końcówkę meczu obejrzeć, poczytać, piwa się napić. Tylko gangsterowi zaczynają cycki rosnąć, a wielka dotychczas pała nieubłaganie zaczyna przypominać dziewiczy klitoris. Dosyć. Trzeba się ratować. A jak? Otóż wieczorne godzinki postanowiłem przeznaczyć na powrót do pracy. Oczywiście nie na pełen gwizdek, ale od jutra spodziewajcie się przynajmniej jednego mojego tekstu na stronie. Ot tak, żeby nie zwariować.

Futbol, futbol, futbol!

No i na koniec coś o Mundialu. Póki jeszcze trwa. Jak podobają mi się rosyjskie mistrzostwa? Wcale mi się nie podobają. Nie mam już po prostu komu kibicować.

Oczywiście jak my wszyscy, mundial rozpoczynałem kibicując NASZYM. Dużo tego kibicowania nie było, można więc było wrócić do ulubionego zestawu, czyli w moim przypadku – zespołów z Ameryki Południowej, gadających po hiszpańsku. Z Brazylią jakoś nigdy mi po drodze nie było. I co? I jajco! Meksyk – na początku pięknie, potem dupa. Urugwaj – na początku pięknie, potem dupa. Argentyna? Jak wyżej. W związku z tym będę teraz kibicował Belgii. Francuskiej piłki nie lubię, angielskiej też nie, a Chorwacja mi wisi kalafiorem.

Zakład, że wygra Belgia?

Do następnego razu.

baner 40% rakeback

 

Blasco
Dziennikarz, archeolog, pokerowy amator ale zawzięty. W branży od ponad 20 lat. Finalista olimpiady polonistycznej, który do dzisiaj nie wie, gdzie powinien stać przecinek. Futbol to Maradona; muzyka - Depeche Mode. Troje dzieci.