No i wspólnymi siłami jakoś dotrwaliśmy do kolejnego nowego roku. Każdy w związku z tym takie czy inne podsumowanie robi – jak nie na papierze, to w głowie. Zrobię i ja. Zapraszam na pierwszy wpis w 2018. roku naszej ery. Może coś pozytywnego sobie zdołam przypomnieć.

Na wstępie od razu zaznaczam – kaca nie mam, spać poszedłem pół godziny po północy po wypiciu niecałego kufelka piwa. Pierwszy raz w dorosłym życiu nie otwierałem szampana, nie odliczałem do północy. O fakcie przyjścia nowego roku dowiedziałem się patrząc na fajerwerki, które pojawiły się za oknem. Akurat oglądałem, popijając piwo, jeden z odcinków „Alternatywy 4”.

Purge

Dosłownie i w przenośni – kasujemy co było złe, zaczynamy od nowa. Dosłownie – dzisiaj wyczyściłem do calca* statystyki w moim Hold’em Managerze. Już mi się nie chce patrzeć na te górki i dołki zasuwające raz to pod poziomą kreską, raz to nad nią. I ta nieszczęsna, zapieprzająca w górę czerwona krecha, która jasno wskazuje, że dużo lepiej u mnie z blefowaniem, niż z zagraniami dla wartości. Jedyną pociechą tego mojego wykresu było to, że linia EV prawie zawsze leciała nad linią zieloną. Marna to jednak pociecha dla takiego okazyjnego gracza. Życia może nie starczyć, żeby dogonić wariancję. Tak więc od dzisiaj, czysta karta. Zobaczymy.

No ale jak już przy pokerze, to może trochę na ten temat, chociaż szczerze mówiąc, trochę już pokerem rzygam. Niniejszy wpis jest artykułem numer 345, który napisałem dla PokerGround. Trzysta czterdzieści pięć artykułów. W większości o strategii, w mniejszości o dupie Maryni, jak ten tutaj. Tak czy inaczej, z samego pisania (a właściwie redagowania własnoręcznie robionych tłumaczeń) powinienem nauczyć się, jak w pokera wygrywać. A tu guzik. Coś nie tak z mindsetem. Coś zupełnie nie tak z bankroll managementem. Coś zdaje się zupełnie nie tak z wszystkim, co poza pokerem. Z tym, co siedzi w głowie i nie pozwala grać tak, jak trzeba.

Może już czas sobie uczciwie powiedzieć, że wygrywanie w pokera nie jest stworzone dla czterdziestoletniego faceta z malutkim dzieckiem w domu.

*w nomenklaturze archeologicznej calcem nazywamy ostatnią, dolną warstwę w wykopie, która nie zawiera już niczego ciekawego, innymi słowy – dno.

Od zera do zera

Kto regularnie czyta moje wpisy, pewnie pamięta, że kiedyś postanowiłem udowodnić, że w ciągu miesiąca uda się na mikrostawkach utłuc tysiąc dolarów. W moim zamiarze wspomogło mnie dwóch kolegów z redakcji, stackując mój pomysł. Udowodniłem tylko to, że do takich zadań należy zabezpieczyć odpowiedni bankroll, odpowiednią ilość wolnego czasu i spokojną głowę. I pomimo tego, że początki na NL5 były nader obiecujące (nie oszukujmy się, nie trzeba być wielkim druidem, żeby wygrywać kasę na tych stawkach), to zwolnienie tempa przyrastania dolarów do rolla spowodowało radosną zmianę limitów, coby nadgonić. Skończyło się to tak, jak musiało.

No niestety, granie przez dwie godziny dziennie (a właściwie nocnie) po całym dniu roboty, to być może fajna zabawa, ale do optymalnej gry tu daleko. Koniec końców challenge uważam za wdupiony.

Co więc z pokerem? Tak do końca to się nie żegnamy, nic tak nie odpręża, jak kilka godzin klikania w jakimś tanim MTT. I gdybym miał tylko czas, to na tym formacie bym się skupił. I najchętniej w PLO. Tak, tak, to w Omahę najlepiej mi idzie. No ale to już tylko dla rozrywki. Pieniądze to ja będę zarabiał gdzie indziej.

Dziewczyna z kajmakowym paznokciem

Również ten pomysł chwilowo (a jestem niemal pewien, że jednak na bardzo długo) zdechł. Miała być książka, ale sprawa utknęła już na pierwszym rozdziale. Po prostu nie mam czasu. Na nic cholera nie mam czasu, więc coraz wyższa się robi góra roboty, którą mam do zrobienia. Nie mam czasu, bo prywatnie ciągle trzeba być na stendbaju z powodów, o których już nie będę pisał, i zawodowo – dosyć ambitnie podszedłem do różnych rzeczy i teraz nie ma siły – trzeba spiąć dupsko i zasuwać. No ale nikt przecież nie obiecywał, że będzie łatwo, nie?

Koniec

No ale żeby nie było tak ponuro i beznadziejnie – koniec marudzenia. Nowy rok to nowe rozdanie (przynajmniej tak możemy sobie powiedzieć i zrobić). Ogólna padaczka i dużo roboty, ale już za kilka miesięcy przecież lato. Znowu na ulicę wyjdą piękne dziewczyny w kusych wdziankach, znowu będziemy oglądać piłkarskie mistrzostwa świata i mimo siwych włosów na skroni i brodzie – jeszcze żyjemy.

I na sam koniec złota myśl, jaka mi właśnie przyszła do głowy: jeżeli się czujesz, jakbyś siedział na small blindzie – wytrzymaj. Już za chwilę usiądziesz na buttonie.

PS. Naczalstwo naszego portalu zorganizowało zjazd wszystkich tych dziesiątków ludzi, którzy pracują w redakcji PokerGround. Trzy dni zabawy na koszt firmy. Piękna okolica, darmowa gorzała, wreszcie parę chwil świętego spokoju. Zjazd firmowy już za jakieś trzy tygodnie. Gdzie? 6 minut spacerkiem od mojego domu… No to wyjechałem na wczasy… Jakby powiedział młody Miałczyński – „i tak, kurwa, do zajebania!”.

baner Maksymalny rakeback na PartyPoker!

Blasco
Dziennikarz, archeolog, pokerowy amator ale zawzięty. W branży od ponad 20 lat. Finalista olimpiady polonistycznej, który do dzisiaj nie wie, gdzie powinien stać przecinek. Futbol to Maradona; muzyka - Depeche Mode. Troje dzieci.