Odcinek z zeszłego tygodnia miał 52 odsłony. Wliczając w to odsłony kolegów z redakcji oraz z dziesięć moich odsłon- każdy tekst oglądam wielokrotnie, poprawiając błędy. Uczciwie można więc powiedzieć, że piszę dla trzydziestu kilku czytelników.
Oczywiście bardzo szanuję wszystkich, którym chce się poświęcić 4 minuty, by poczytać moje wypociny. Obawiam się jednak, że więcej pożytku by było, jakbym kolejne odcinki Tabasco od Blasco drukował i przybijał na jakimś słupie pod kościołem. Reasumując – niniejszy wpis będzie prawdopodobnie ostatnim w tym cyklu. Lepiej spożytkuję resztki wolnego czasu pisząc o strategii, co spotyka się z dziesięciokrotnie większym zainteresowaniem. Trudno.
No ale skoro zacząłem, to lecimy z koksem.
Uważajcie z PokerStove
Kilka dni temu przeczytałem ciekawy artykuł na temat tego, jakich programów wspomagających grę warto używać podczas sesji. Autor opracowania to znany i odnoszący sukcesy pokerzysta. Ja, pomimo tego, że nie jestem ani znany, ani nie odnoszę sukcesów – zanim w coś uwierzę, to najpierw lubię sprawdzić. Wśród programów polecanych przez eksperta znalazła się mała, ale przydatna aplikacja – PokerStove.
Kojarzycie te wszystkie obrazki, które pojawiają się w strategicznych tekstach, ilustrując na przykład wartości equity? Kojarzycie tę kolorową „strzałkę”, która pokazuje, które ręce należą do najlepszych 10% a które do 33%? To wszystko pochodzi w PokerStove. I mimo tego, że jest to zamknięta aplikacja i od paru lat nie aktualizowana, posiłkując się próbką wielu milionów zebranych rozdań, daje nam w miarę prawdziwe dane. Jest tylko jeden haczyk.
Przedwczoraj, tak jak codziennie, klepałem kolejny artykuł. Zazwyczaj mam wtedy odpalone softy PokerStars i PartyPoker – na przykład po to, by zrobić jakiś fajny screen ze stolika, który zilustruje mój tekst. Dodatkowo uruchomiłem PokerStove – pisałem o obronie przed 3-betami i potrzebowałem „strzałek” pokazujących najlepsze 5 i 10% rąk. A tu nagle coś mi dzwoni.
Dzwoniło powiadomienie od PokerStars, że wykryto zabronione oprogramowanie. Ki diabeł? Okazuje się, że PokerStove to możemy sobie odpalić po sesji, ale nie w trakcie. Z reguły za takie coś Starsy dają bana. Ja szybko wyjaśniłem, po co mi to, obiecałem więcej tego nie robić i mi się upiekło. Ilu graczom się nie upiekło, ciężko stwierdzić, ale na wszelki wypadek pamiętajcie – zanim uruchomicie cokolwiek poza pokerowym softem, dokładnie poczytajcie regulamin roomu. Żeby nie było niespodzianek… Za HUD-a w każdym razie jeszcze nikt nie blokuje.
Rzeźbienie w kale
Tak, dzisiaj jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Czuję, że gonię w piętkę. Że wszystko, co tu codziennie wypisuję, już dawno ktoś sto razy napisał. Że już nic nowego.
Weźmy na przykład codzienne „artykuły strategiczne”. Latam po necie i wyszukuję kolejnych mądrości, którymi raczyli się publicznie podzielić odnoszący sukcesy, więc mający prawo do dawania dobrych rad, pokerzyści. Ale co to są za rady?
Graj tylko przeciwko fishom. Pamiętaj o selekcji stolików. Kradnij blindy. Restealuj kradnących blindy. 3-betuj szeroko graczy tight. 4-betuj szeroko graczy loose. Pamiętaj o zarządzaniu bankrollem. Nie graj na tilcie. I tak dalej, i tak dalej. Wszystko to prawda, ale czytamy o tym od nie wiadomo kiedy, i ciągle w różnych konfiguracjach i przy różnych okazjach te same „złote rady” się pojawiają. A w pokerze, jak to w pokerze. Każdy artykuł powinien się zaczynać, wymalowanym wielkimi wałami, sloganem: TO ZALEŻY.
Nie znajdziecie w żadnym z mądrych tekstów recepty na pokerowy sukces. Każde rozdanie jest oddzielną historią, na którą składa się masa wątków. Z kim gramy, na jakich stawkach, jaki mamy nastrój, a jaki nastrój ma nasz rywal. Jaką zajmujemy przy stole pozycję, z jakim zakresem w danej sytuacji tak czy inaczej zachowuje się przeciwnik. I pierdylion innych kwestii.
Kiedy Doyle Brunson napisał i wydał swój „Super System”, środowisko pokerowe zaczęło wieszać psy na starym mistrzu, że oto zdradził fishom tajemnice wygrywania w pokera. Guzik tam. Tu nie ma żadnej tajemnicy. I dlatego wszyscy ci gracze, którzy dorobili się majątków na grze w pokera, tak chętnie dzielą się swoimi mądrościami. Nic ich to nie kosztuje. Bo wiedzieć a umieć to zastosować, to dwie różne sprawy. Do pokera trzeba mieć talent. Można przeczytać setki strategicznych opracowań, znać na wyrywki oddsy, sroddsy, equity i inne rzeczy, ale jeżeli ktoś nie ma tego czegoś w głowie, w życiu tu sukcesu nie osiągnie.
Prowadzić samochód potrafią miliony ludzi, większość z nich zna zasady ruchu drogowego. Ale Kubica jest tylko jeden wśród dziesięciu mniej więcej mu równych. Wiecie o co chodzi? Pyrkoczmy sobie naszym passatem na zdrowie i ku własnej i najbliższych uciesze, ale nie spodziewajmy się, że trafimy na tor w Monte Carlo. Im szybciej to sobie uświadomimy, tym lepiej będziemy sypiać.
Ludzie książki piszą
Mój serdeczny, redakcyjny i dużo przed-redakcyjny, kolega Jack Daniels ruszył z projektem pt. „Książka”. Trafił mi się zaszczyt przeczytania pierwszych dziesięciu rozdziałów. Powiem tak – spodoba Wam się ta książka. Więcej nie zdradzę. Czekajcie cierpliwie. Z jego tempem nie będzie to długie czekanie.
W ostatnim wpisie pochwaliłem się, że i jak się biorę za pisanie. Nie będą to jednak żadne wspominki, bo w sumie kogo by to zainteresowało, ale powieść. Kryminalna. Kryminalno-żartobliwa. I zgodnie z obietnicą zamieszczam dzisiaj pierwszy (i pewnie ostatni, bo jak napisałem wyżej, kończę z tym cyklem) kawałek.
Dziewczyna z kajmakowym paznokciem
Prolog
[…]
Na ławeczce zaś leżała naga kobieta. Wyglądała, jakby spała.
Porucznik Dyczek z niejednego pieca chlebem się raczył, więc w głowie zaświtało mu, że coś tu jednak nie gra. Bo, po pierwsze, listopad to nie jest dobra pora na drzemki w parku. Nieraz już widywał w okolicznych krzakach śpiących ludzi, byli oni jednak z reguły nawet przesadnie ubrani, mieli gęste skołtunione włosy i obowiązkowe torby wyładowane śmierdzącym dobytkiem. Ta tutaj leżała bez dobytku i z pewnością porządnie zmarzła. Nawet bardziej, niż porządnie, gdyż prawdopodobnie nie żyła.
Porucznik nie był lekarzem, ale kałuża zastygłej pod ławeczką krwi dość jasno wskazywała, że powodem zgonu nie było wychłodzenie, ale ubytek z organizmu denatki tej lepkiej, czerwonej i żelaziście pachnącej substancji. I nie był to tradycyjny, comiesięczny ubytek, ale ubytek jednorazowy i gwałtowny. Kałuża bowiem iskrzyła się w promieniach listopadowego słońca na wysokości głowy. Na drugim biegunie leżącej bezwładnie na ławeczce Shillera kobiety iskrzyło się coś jeszcze. Jeden paznokieć na palcu u nogi miała pomalowany na kolor kajmakowy. […]
Pozdrawiam!