Rekreacyjny poker

Dzisiaj chciałbym porozmawiać trochę o pokerze na żywo i o przemyśleniach, które zrodziły się w mojej głowie, gdy wracałem wczoraj z bardzo udanego pokerowego spotkania.

Rozpocznę od nawiązania do 81. odcinka mojego bloga. Rachmaninov, już nie taki młody, do tej Warszawy w końcu nie dojechał. Żałuję tego, że z hucznych zapowiedzi niewiele wyszło – w jednym i drugim przypadku zatrzymały mnie sprawy, których nie byłem w stanie przeskoczyć. Cieszę się, że inni pokerzyści spisali się na medal – zarówno w czasie turnieju na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, jak i w czasie kolejnych urodzin honorowego obywatela Lynchburga.

Życie toczy się dalej, a że człowiek spragniony jest gry, to tych miejsc do grania na żywo poszukuje gdzieś bliżej siebie. Wielką radością napawa mnie to, że już w niedługim czasie o tę przysłowiową lokówkę i toster – z poszanowaniem obowiązującego prawa – będziemy mogli pograć również i w moim mieście. Na Facebooku zawiązała się już grupa, pospolite ruszenie trwa, mundury się szyją. Lada chwila maszyna ruszy. Patrząc po tym, ilu graczy z Podlasia przyjeżdża do Ołomuńca, a powiedzmy sobie jedno – blisko nie jest, wiedziałem, że i tutaj musi się otworzyć filia najpopularniejszej ligi pokerowej w Polsce. Ot, i człowiek będzie już miał ze sobą co zrobić, gdy narzeczona będzie na swoich wypadach z koleżankami lub w stanie chwilowego zagniewania.

Lokówki lokówkami, ale buntownicza dusza nie daje mi spokoju już od dłuższego czasu i w oczekiwaniu na start pokerowej franczyzy trzeba było poszukać sobie miejsca do gry na własną rękę. Temat jest świeży, a z racji tego, że nie byłem na dwóch eventach w Warszawie, to o swoich wrażeniach z gry live opowiem Wam na podstawie eventu lokalnego. Potraktujcie te zwierzenia jako drugą część artykułu o „Panu pokerzyście z drewna a.k.a o młodym Rachmaninovie”.

[BLOG] #81 Pan pokerzysta z drewna

Rekreacyjny poker <3

Musiało minąć wiele lat zanim ponownie udało mi się usiąść do pokerowego stołu. Jeśli się nie mylę, to ostatni kontakt z żetonami – nie licząc występu na Poker Fever Starter w trakcie Poker Fever CUP (kwiecień 2018) – miałem w erze jeszcze przed cmentarnymi spotkaniami Zbycha z jednym z biznesmenów.

Z radością stwierdziłem, że nic się nie zmieniło od chwili, gdy ponad dziesięć lat temu, w jednym z wynajętych mieszkań w stolicy, „krupier” odsłonił ostatnią wspólną kartę, po której jeden z rywali odesłał mnie – jak się później okazało – na wieloletni sit-out. Rekreacyjny poker turniejowy wciąż jest fantastycznym, unikalnym formatem spotkania towarzyskiego, z reguły nie trwającego więcej niż 3-4 godziny, przy którym karty często bywają tylko dodatkiem do miłej, głośnej, dobrze „nawilżonej” nasiadówy. Aż serce się kraja na samą myśl, że nasze sympatyczne spotkanie, w którym miałem okazję uczestniczyć, tak bardzo może być nie w smak ustawodawcy.

Jeśli chodzi o moją osobę, to spodziewałem się, że zaprezentuję się z trochę lepszej strony. Kilkakrotnie dałem się ponieść emocjom, a w głowie zaświtała mi nagła pustka w głowie i nie popisałem się sizingami. Wiem, że z tego powodu uciekło mi trochę value.

bet-sizing-in-poker

Jak się okazało, moje obawy co do tasowania kart były uzasadnione. O ile w domu mogę to już robić bez patrzenia i całkiem zgrabnie, tak w akcji trochę szło mi to koślawo. Karty się mi się jakoś dziwnie ślizgały po obrusie i w tym obszarze szału nie było. Co ciekawe, i o zgrozo, znalazłem sobie jeszcze jeden problem, o którego istnieniu nie miałem pojęcia – bardzo ciężko przychodziło mi kontrolowanie wielkości puli oraz wielkości własnego stacka oraz stacków innych rywali. Jak wiadomo, są to kluczowe informacje, które mają kolosalny wpływ na dobór strategii, tak więc zależało mi na dobrym rozeznaniu w sytuacji. Nie chcąc być „zawalidrogą”, kilkakrotnie działałem jednak trochę po omacku. Nie obyło się też bez jednego misdeala, ale to, że tak powiem, najmniejszy problem. Nie tylko ja spudłowałem.

Przez większą część trwania turnieju miałem naprawdę zdrowy stack i wszytko układało się obiecująco. W ogóle grało mi się bardo dobrze i oprócz dwóch przypadków, gdy mi się noga powinęła, raz zagrałem zbyt dużym sizingiem, a raz niepotrzebnie izolowałem limpera, nie popełniłem jakiś większych błędów. Gdy blindy wzrosły już do tego poziomu, że zostało mi ich tylko nieco ponad dziesięć, podniosłem „bałwanki” i dorzuciłem do pieca. Sprawdził mnie short stack z Jx i lider turnieju z AQ. Walet pojawił się już na flopie, ale to jeszcze nie było takie tragiczne w mojej sytuacji, chodziło tylko o to, żeby wygrać flipa z dużym stackiem. Niestety na turnie pojawił się as, a na riverze, żeby nie było żadnych wątpliwości, drugi. Skończyłem grę na piątym miejscu i po kilku minutach opuściłem „miejsce zbiórki” z poczuciem dużego zadowolenia z bardzo udanego wieczoru i z tego, że nie najadłem się wstydu.

My bandyci

Na powyższy wywód zdecydowałem się z dwóch powodów. Po pierwsze chciałem podzielić się z Wami moją pokerową przygodą – wczorajsze spotkanie z ludźmi, kartami, żetonami, drinkami i meczem w tle przyniosło mi wiele radości. Po drugie dlatego, że wracając do domu uderzyła mnie pewna myśl, z którą chciałbym się z Wami podzielić. Spróbuję się maksymalnie streścić.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wpisowe na takie wydarzenia ma wartość sobotniego biletu do kina (bez popcornu, coli, nachosów, czy choćby setuni cytrynowego „Luksusu” na poprawę ostrości widzenia) to trzeba mieć naprawdę wiele złej woli, żeby traktować to jako przestępstwo skarbowe lub pokrewne. Jak złodziej wyrwie komuś torebkę i zostanie złapany, i okaże się, że tam będą tylko nic niewarte okulary zakupione na promenadzie w nadmorskim kurorcie, gumy do żucia i pomadka koloru burgundowego, to jego, kurde blaszka, Państwo wypuszcza, bo jego czyn jest społecznie nieszkodliwy. My za to szkodzimy społeczeństwu, za co grozi nam odpowiedzialność karno-skarbowa. Naprawdę ślepa jesteś, Temido.

Ślepa Temida

Drogi ustawodawco, ustami polityków partii rządzącej potrafisz opowiadać dyrdymały na temat tego, ile milionów złotych rocznie puszczają z dymem osoby uzależnione od hazardu. Ja to rozumiem. I rozumiem również to, że jak ktoś nie może żyć bez kręcenia kołem ruletki, obracania bębnem maszyny, ale i też, kochani decydenci, bez codziennego wysłania kuponu Lotto i zakupu państwowej zdrapki z marzeniami, to takiej osobie trzeba pomóc. Jednak zaufajcie mi, spotkania, które wyżej opisałem, jakich na terenie całego kraju codziennie odbywają się dziesiątki lub setki, są zupełnie czymś innym. Paradoksalnie – i właśnie ta myśl mnie najbardziej wczoraj uderzyła – wpisowe do turnieju jest najmniejszym wydatkiem, a inne składniki udanego wieczoru kosztują najwięcej. 

  • dojazd na miejsce spotkania (samochód, autobus, taksówka)
  • powrót z miejsca spotkania
  • wydatki na barze i na jedzenie, czy też zakupy pod domem, gdy gra odbywa się poza lokalem gastronomicznym, które są 3-4 krotnie wyższe niż wartość wpisowego

Kupy się to wszystko, drodzy politycy, nie trzyma, bo każdą powyższą rzecz/usługę opodatkowujecie wielokrotnie, a Państwo czerpie z organizacji takiego spotkania wymierne korzyści. Opodatkujcie zatem i nas, stańcie z boku i zobaczcie, co będzie się działo. Oczywiście trzeba zrobić to w sposób rozsądny, a nie tak jak wygląda to teraz, a gwarantuję Wam, że nieporadni celnicy, którzy na naloty na pokerowe spotkania często wzywają do pomocy „kominiarzy”, będą mieli znacznie mniej roboty. Szara strefa zrobi się znacznie mniejsza.

Służba celna

Pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych chodziłem z ojcem na ryby. Zanim wybraliśmy się nad kanał Piastowski, czy nad Zalew Szczeciński, tata upewniał się, czy ma wykupiony znaczek w legitymacji wędkarskiej. W 99 przypadkach na 100 nikt by go na moczeniu kija nie złapał, ale i tak woleliśmy uiścić opłatę i mieć ten problem z głowy. Druga sprawa – przecież mało kto oszczędza na swoich pasjach, prawda?

A nie można tak zrobić z pokerem? Ustalmy ryczałt, zróbmy e-książeczki – Fenek będzie się śmiał ze mnie, że promuję moją wizję legitymacji pokerzysty – zapłacimy, co trzeba, ale później państwo niech już da nam spokój i ewentualnie niech tylko sprawdza, czy uczestnicy gry mają opłaconą składkę. I tak nas nie upilnujecie, bo gra w pokera jest naszą pasją, a w ten sposób zapewnicie sobie stały dochód do budżetu.

Epilog

Kiedyś byłem zdania, że w ogóle powinniście się od nas odpieprzyć, bo w wolnym kraju raczej nie państwo powinno decydować o tym, w jaki sposób każdy z nas może spędzać wolny czas i wydawać swoje pieniądze. Nadal tak myślę… Obecnie jednak nie jestem już tak butny i z chęcią wyciągnę do Was rękę, bo jestem już tą całą sytuacją zmęczony. Zależy mi na normalności, na ustaleniu rozsądnych zasad, na ukróceniu zabawy w kotka i myszkę i na zaprzestaniu powielania propagandowego obrazu złego pokerzysty-przestępcy (skarbowego) i bandyty.

poker

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?