Swego czasu jedna z najchętniej czytanych serii artykułów na PokerGround powraca na jedną odsłonę. Zobaczcie, co wydarzyło się ostatnio w życiu cashowego wspinacza.
Dawno nie pisałem takiego odcinka bloga, w którym dzieliłem się z Wami moimi sukcesami lub porażkami w grach cashowych. Wprawdzie nie publikuję już wpisów dokumentujących przebieg mojej wspinaczki po limitach, jednak nie oznacza to, że zaprzestałem wtaczać swój kamień pod górę przeznaczenia. Walczę dalej, wspinam się, spadam – jednym zdaniem: jakie życie, taki rap.
Nie, nie chcę rozpoczynać nowego cyklu, bo w dziwnym kraju potrafią się dziać dziwne rzeczy, ale o swoich grach na play money mogę nieco poopowiadać – szczególnie, że trochę się w ostatnim czasie działo. Powiem więcej – znalazłem się w miejscu, w którym nie do końca wiem, co zrobić. Inaczej: rozum podpowiada jedno, a przeczucie, bo nawet nie serce, mówi drugie. Może ktoś z Was doradzi mi, co powinienem teraz zrobić?
Udało mi się niedawno zbudować rolla na NL25 – głównie na grach na RIO NL4€ i NL20€ (NL10€ rzadko kiedy chodzi) i NL10 na GG Poker Network. Czułem, że jestem jednym z lepszych graczy w puli, a wyniki to tylko pokazywały. Grało się bardzo przyjemnie i siłą rzeczy w budżecie pojawiła się nadwyżka, która dawała szansę na spróbowanie swoich sił na NL50. Z racji tego, że ten limit to właściwie już przedsionek przed głównym celem, podjąłem wyzwanie. Od razu przebiję balonik z oczekiwaniami i powiem, że ta próba się nie powiodła. Czytajcie dalej, jeśli chcecie dowiedzieć się, co poszło nie tak.
Moja pierwsza poważna próba na NL50
Na wstępie muszę zaznaczyć, że była to moja pierwsza, w pełni świadoma, próba zadomowienia się na tym limicie. Mimo iż nie udało zahaczyć, to widzę ogromny postęp w swoich umiejętnościach. Samo to sprawia, że nie czuję się przegrany, a całe zdarzenie odbieram w kategoriach gromadzenia doświadczenia. Nie mam żadnych wątpliwości, że w czasie kolejnego rajdu – zawsze shotuję wyższe limity, gdy uzbieram nadwyżkę 10 wpisowych na nowy limit – który mam nadzieję zaliczyć w bardzo niedługim czasie, ta próba zakończona niepowodzeniem zaprocentuje.
Pewnie zastanawiacie się, co poszło nie tak, tak więc od razu przejdę do rzeczy. Jestem zdania, że popełniłem podstawowy błąd, który polegał na tym, że przyjąłem błędne założenia dotyczące graczy, z jakimi przyjdzie mi się mierzyć. Z racji tego, że nigdy tak wysoko nie grałem, nie licząc kilku epizodów na tilcie i „pod wpływem”, i tego, że ten limit jest przedostatnim przed wyznaczonym przeze mnie samego szczytem, ubzdurałem sobie, że teraz to będę dopiero grał z prawdziwymi pokerzystami, którzy grają bardziej agresywnie; ich range będą zawierały więcej sensownych blefów, a oni sami będą lepiej czytać grę i baczniej będą analizować to, co ja swoimi zagraniami reprezentuję. W domyśle – będą atakowali moje scappowane range.
Nic takiego nie miało miejsca…
Oczywiście, że przeciętny gracz z NL50 jest lepszy niż średniak z NL10, ale jego wyższość nie bierze się z tego, o czym napisałem akapit wyżej, ale z tego, że trudniej zmusić go do opłacania kilku value betów z top parą. Jeśli nawet gracze z pięćdziesiątek grają częściej blef, czego nie wykluczam, to robią to w pulach małej i średniej wielkości. Moje doświadczenie z tego limitu pokazało, że w sytuacjach, w których gra toczy się o stacki, rywale najczęściej dysponują prawdziwą siłą. A skoro już o sile mowa, to siłą rzeczy moje – w sumie nie wiem z czego nawet biorące się – przekonanie o tym, że potrzebuję częściej bluff catchować ich zagrania, skoro gramy już tak „wysoko”, w głównej mierze przyczyniło się do zakończenia pierwszego aktu w „teatrze pięćdziesięciu”. Podsumowując, zmieniłem strategię, która działała, w warunkach, które pozostały niezmienne, na taką, która nie zupełnie się nie sprawdziła – to nie mogło się udać.
To, co wydarzyło się potem, zaskoczyło nawet mnie
Wydawało mi się, że nie jestem narażony na tilt, ale z racji tego, że było mi trochę smutno, to nie chciałem od razu wracać do gry. Któregoś dnia odpaliłem sobie PokerStars, bo chciałem zamiast wyjścia do kina, poklikać trochę w guziki, dlatego też nie przeszkadzał mi brak rakebacku. Z racji tego, że miałem tam bardzo ograniczone środki, to odpaliłem NL16 ZOOM i – co tu dużo mówić – zwariowałem. Jeśli czytaliście kiedyś moje teksty, to może pamiętacie, jak dokładnie rok temu pisałem o tym, jak trudno było mi się połapać w grze na tym limicie (tutaj) i jaki oklep tam dostałem. 12 miesięcy później uważam, że albo gra się tak zmieniła – np. w wyniku obowiązywania kwarantanny dopłynęły do sadzawki rybki – albo moje umiejętności znacząco wzrosły, albo jedno i drugie. W każdym razie sytuacja wygląda w ten sposób, że gra mi się tam niesłychanie dobrze, a HUD rekompensuje mi brak rakebacku.
Inna sprawa, że ten rakeback na ten moment jest, i to w wysokości aż 40%, bo można go otrzymać dzięki wykonaniu wyzwania od PokerStars (za każdy 1$ otrzymuje się 5 RP, a trzeba uzbierać ich 2.500, żeby otrzymać 200$). HUD i 40% RB brzmi jak nutsy, co? Problem polega na tym, że mam rozgrzebany reload bonus 100% do 500% na Party i tak trochę stanąłem w rozkroku. Gdybym miał liczyć tylko wartość obu bonusów, to ten ze Starsów jest nieporównywalnie lepszy, ale kolejną składową w tym równaniu jest regularny rakeback z softu PP, plus dodatkowy rakeback od PG, przez co oferta PartyPoker znowu wygląda najlepiej. Jednak HUD i czterdziestka kuszą – i to nie tylko tym, że warunki wyglądają bardzo dobrze, ale również tym, że field jest mega soft… Co tu robić?