Porozmawiajmy dziś o tym, jakie wnioski – dokładnie będzie ich trzy – już możemy wyciągnąć ze zbliżającego się ku końcowi pierwszego pojedynku z serii Galfond Challenge.

Stała się rzecz, która nie miała prawa się stać, Phil Galfond odrobił ponad 900.000€ straty do gracza kryjącego się pod nickiem VeniVidi1993 i objął prowadzenie w pierwszym pojedynku z serii Galfond Challenge (o szczegółach pisaliśmy w innym artykule). Na zakończenie sesji Amerykanin znów znalazł się pod kreską, jednak w tym przypadku nie jest to już tak istotne, bo sam powrót się dokonał, a Phil zapisał piękną kartę w historii współczesnego pokera. To samo zresztą trzeba powiedzieć o jego rywalu, który wcześniej zdołał wygrać od wielkiego mistrza blisko milion dolarów i gdyby pojedynek nie został wówczas przerwany, pewnie wgniótłby współwłaściciela Run It Once całkowicie w ziemię. Oddajmy jednemu i drugiemu graczowi to, co do nich należy.

Kwestię powrotu do stanu powyżej 0€ doskonale określiła w swoim Tweecie żona gospodarza Farah Galfond.

Nawet jeśli przez te następne 5.000 rozdań [tyle pozostało do końca wyzwania – red.] sprawy nie będą układały się po naszej myśli i przegramy ten pojedynek, to uczucia, które nam obecnie towarzyszy, nikt już nam nie odbierze. Wygramy czy przegramy, jestem dumna jak paw. Kocham Cię, Phil.

Jeszcze w połowie lutego wszystko wyglądało na to, że Galfond po wielkim laniu już się nie podniesie. Wystarczyło jednak, że udał się na przerwę, oczyścił głowę, przyłożył się ostro do nauki, a przy tym zaczął mieć trochę większe względy u „lady” wariancji, i o to mamy wielki come back. Zastanówmy się nad tym, czego może nas nauczyć iście hollywoodzki scenariusz, jaki realizuje się w pierwszym pojedynku Galfond Challenge?

Galfond Challenge jeszcze trwa, ale coś już możemy z tego pojedynku wywnioskować

Wszyscy jesteśmy równi wobec kaprysów wariancji

Nie jest to odkrycie roku, ale zacznijmy od czegoś najbardziej oczywistego, gra w pokera w formacie HU PLO przypomina igranie z ogniem. Wariancja w tej grze bywa ogromna i nikt nie jest odporny na jej względy.

Często możemy usłyszeć, jak tzw. eksperci telewizyjni od boksu mówią, że ktoś ma szczękę z granitu lub że jest odporny na ciosy. Prawdziwi znawcy tematu, którzy słyszą podobne wypowiedzi, śmieją się wówczas pod nosem i odpowiadają, że nie ma bokserów mniej lub bardziej odpornych na ciosy, za to są ci lepiej (w punkt) i gorzej (mniej precyzyjnie) trafieni. Tak też było z Philem Galfondem, który grając pokera na najwyższym poziomie, kompletnie nie liczył się przez pierwsze dziesięć tysięcy rozdań. Można powiedzieć, że był raz za razem trafiany w punkt i nic z tym nie mógł zrobić. W czasie kolejnych dziesięciu tysięcy rozdań obraz gry zmienił się o 180 stopni i to samo spotkało VeniVidi1993.

Mindset, który góry przenosi 

Gdy Galfond – trzymajmy się już terminologii bokserskiej – zaliczał knockdown za knockdownem, nie przestawał wrzucać na Tweetera swoich przemyśleń. Gdy czytałem jego, jak myślałem wówczas, usprawiedliwienia dotyczące wpływu wariancji na przebieg pojedynku, myślałem, że wielki mistrz, który obecnie nie gra regularnie w pokera, a już w ogóle nie gra ze światową czołówką, został po prostu na stacji „Stagnacja”, a pociąg w kierunku stacji „Rozwój” zabrał na pokład tylko najlepszych i ciągle aktywnych graczy. W myślach posądzałem Amerykanina o to, że ciężko mu się pogodzić z faktem, że nie należy już do absolutnej światowej czołówki, dlatego wszystko zrzuca na wariancję.

Obserwatorzy pojedynku mieli twardy orzech do zgryzienia, bo z jednej strony jego wykres wygranych pikował niczym bombowiec szykujący się do zrzucenia śmiercionośnego ładunku, a z drugiej strony Amerykanin obstawał przy stanowisku, że czuje, że to on ma przewagę nad swoim rywalem. To wcale nie brzmiało niewiarygodnie, to brzmiało wręcz niedorzecznie!

Na głosy najwyższego uznania zasługuje to, że Galfond znalazł w sobie na tyle siły, żeby dzielić się ze społecznością swoimi spostrzeżeniami odnośnie swojej oceny sytuacji oraz oceny swoich emocji. Trzeba przyznać, że były to komentarze takie bardzo przemyślane, wyważone, nieoderwane od rzeczywistości. Gdy grał słabo, mówił, że grał słabo. Gdy czuł, że mógł zrobić coś lepiej, też się do tego przyznawał. Gdy tilt zaczął dawać mu się we znaki, też mówił o tym, że trzeba było zakończyć sesję. Gdy w końcu „miarka mindsetowa” się przebrała – do czego sam również się przyznał, stwierdzając, że nawet jego żelazny mindset też ma jakieś granice – podjął pierwszą trudną decyzję, tę o zawieszeniu pojedynku, a następnie dał sobie czas na wylizanie się z ran i na powrót do gry z czystą głową i z nową wiedzą. Potem po raz drugi podjął ważną decyzję, tę dotyczącą kontynuowania gry. Jestem zdania, że gdyby na miejscu Phila Galfonda znalazł się gracz ze słabszym przygotowaniem mentalnym, nie byłoby szans do powrotu do tego pojedynku.

Obróćmy teraz sytuację. Czy VeniVidi1993 mentalnie będzie równie mocny, żeby podnieść się po stracie 900.000€ i (chwilowej?) utracie prowadzenia? Warte odnotowania jest to, że jest on młodszy od Galfonda o dekadę, a to nie jest bez znaczenia. Siłę mentalną hartuje się w boju, a pod tym względem młodszy z graczy nie może się w żaden sposób równać ze starym mistrzem.

Chociaż, czy aby na pewno? Czy uczestnik gier o setki tysiące euro może dostać się do nich ze słabym mindsetem?

Wsparcie najbliższych

W sporcie wyczynowym równie ważne to, jak radzisz sobie na bieżni, macie czy pokerowym stole jest to, jak układają się sprawy bezpośrednio niezwiązane z zawodową aktywnością. Większość z nas potrzebuje ogromnego wsparcia od bliskich sobie osób. Phil Galfond jest szczęściarzem, że takie wsparcie otrzymuje od swojej żony.

Gdy w życiu prywatnym jest bałagan, i nie mam na myśli tylko relacji z partnerem, ale również sprawy zdrowotne, sprawy biznesowe, to bardzo ciężko myśleć o odnoszeniu jakichkolwiek sukcesów. Pomyślcie, co działoby się w głowie Galfonda, gdyby po kolejnym laniu wstawał od komputera i słyszał od żony, że może powinien już dać sobie spokój, wypłacić 200.000€ side beta i zredukować straty. Po aktywności Farah Galfond na Twitterze można przypuszczać, że raczej otaczała swojego męża ciepłem, zrozumieniem i podsycała w nim ducha bojowego.

Nic dodać, nic ująć.

Podsumowanie

W trakcie pięciu tysięcy rozdań – wyjdzie z tego 8-10 sesji – wszystko może się wydarzyć. Obaj jego uczestnicy są zwycięzcami, obaj zdołali wygrać w serii blisko 900.000€. Pewnie bardziej medialny jest wielki comeback Phila Galfonda, ale brawa należą się obu panom. Lekcję, jaką powinniśmy wyciągnąć z tej rywalizacji jest następująca: wszyscy jesteśmy równi wobec wariancji; żelazny mindset może przenosić góry; wsparcie bliskich nam osób jest bardzo ważną składową ostatecznego sukcesu.

Bywajcie zdrowi.

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?