Zapraszam Was na „Słowo na niedzielę”, pierwszy odcinek mojego nowego cyklu, w ramach którego co sobotę będę publikował teksty o tematyce stricte pokerowej. W inauguracyjnym odcinku zdradzę Wam przepis na wygrywanie w pokerze, który w marcu 2016 roku ujawnił mi jeden z topowych polskich pokerzystów.
Myślę, że nie pomylę się zbytnio, jeśli założę, że każdy z pokerowych dziennikarzy zetknął się w trakcie swojej kariery z jakąś wyjątkową myślą lub sentencją, która szczególnie przypadła mu do gustu i do której chętnie i często w swoich tekstach powraca. Jeśli, drodzy koleżanki i koledzy po fachu, tego nie czujecie, to przepraszam – śmiało możecie napisać o tym, że gruby coś bredzi i że nie podpisujecie się pod tym stwierdzeniem.
Miałem to niesamowite szczęście, że już na samym początku mojej k-a-r-i-e-r-y usłyszałem od Olorionka przejmujące zdanie, które niewymownie mocno wryło się w moją pamięć. Odnoszę wrażenie, że od tamtej chwili te słowa prowadzą równoległe do mojego życie, gdzieś tam na strychu myśli, gdzieś pod samą kopułą. Porażająca moc tych słów bierze się z tego, że w tej jednej, lapidarnej wypowiedzi Kuba zawarł całą tajemnicę na temat wygrywania w pokera. „To bardzo prosta gra” – rzekł do mnie, właściwie od niechcenia, w czasie pokerowego festiwalu w Wiedniu. I to wszystko? Ano tak. Po stokroć tak. Już teraz to rozumiem.
Za każdym razem, gdy wspominam te słowa, wspominam scenę z Pitbulla, w której Benek uczy Nielata policyjnego fachu. „Ty się nie wpierdalaj, bo nie wiesz, gdzie barykada jest” – mówi do swojego nowego kolegi z pracy, świeżo upieczonego funkcjonariusza z Wydziału Zabójstw. I ten rzeczywiście nie wie. Nie może wiedzieć, bo dopiero rozpoczyna służbę w nowym miejscu pracy. Tę scenę można w bardzo prosty sposób zaadaptować do pokerowych realiów. Pokerowy frazes mówi, że zasad pokera można nauczyć się w pięć minut, ale o tym, gdzie jest barykada, dowiadujemy się znacznie, znacznie później.
Prostota, głupcze
Ja miałem to szczęście, że sekret na wygrywanie mistrz Olorion zdradził mi relatywnie szybko. Było to jakieś 10-12 lat od chwili, gdy zacząłem interesować się pokerem. Kolejne trzy lata zajęło mi dojście do sensu jego wypowiedzi. To, że nie opływam obecnie w dostatki, że kiszę się od wielu lat na mikrostawkach, wynika z tego, że:
a) albo jestem zbyt głupi,
b) albo jestem niekonsekwentny i zbyt niecierpliwy,
c) albo – a myślę, że tu leży pies pogrzebany – do końca nie potrafię zaakceptować realiów dotyczących tej gry i tego, że cała tajemnica sukcesu zawiera się w jednym słowie, w prostocie.
Prostota – w olorionowskim tego słowa znaczeniu – nie odnosi się do pojedynczych zagrań, złożonych taktyk czy kompleksowych strategii. Te, jak mniemam, po opuszczeniu mikrostawek komplikują się. Ostatecznie to ciężko mi się na ten temat wypowiadać, w końcu formalnie nosa poza „mikro” nigdy nie wyściubiłem; myślę, że po pijaku to się chyba nie liczy. Prostotę, o której mówił mistrz, odbieram jako właściwe reagowanie na sygnały, które na każdym limicie wysyłają do nas nasi przeciwnicy.
Jak ja rozumiem „olorionowską prostotę”?
Każdy z limitów ma skończony, lekko rozmyty, zbiór znaczeń, które możemy przypisać do poszczególnych zagrań. Na mikrostawkach jest on zdecydowanie najwęższy, a wraz ze zmianą wysokości stawek zwiększa się wieloznaczność każdego zagrania znajdującego się w repertuarze naszym i naszych rywali. Być może nie każdy rozumie, co mam teraz na myśli, dlatego posłużę się przykładem.
Wiecie, co to jest min-raise śmierci? To tzw. click, czyli minimalne przebicie, którym po naszych trzech soczystych beczkach rywal częstuje nas na riverze. Na najniższych limitach znaczenie tego zagrania w 99% oznacza maksymalną siłę, absolutne nutsy. Wyżej, gdzie przeciwnicy są bardziej przebiegli, sprawa nie jest już taka oczywista. Chodzi jednak o to, żeby w obliczu takiego zagrania zareagować w najprostszy sposób. Nie masz nutsów na niskich limitach, grasz fold – i nie ma żadnego znaczenia fakt, że absolutna siła twojej ręki może być znacząca. Pamiętaj, na mikrostawkach click w tej konkretnej sytuacji oznacza monstera, nie bez powodu nazywamy go min-raisem śmierci. Na nosebleedach – specjalnie używam przykładu z przeciwległego krańca – powinieneś podjąć decyzję w oparciu o to, co najczęściej to zagranie oznacza w tym konkretnym środowisku. To jest właśnie ta prostota, mimo iż dojście do właściwych wniosków w grze z najlepszymi graczami na świecie może być bardzo, bardzo trudne.
Dlaczego nie możesz wyjść z mikrostawek?
Jeśli napiszę teraz, że receptę na wygrywanie na mikrostawkach można zmieścić w dwóch zdaniach, to pewnie większość z Was z miejsca przestanie dalej czytać. Kolejny przepis na sukces. Zakupy w Mango Gdynia. Jak nauczyć się gry w golfa w weekend? Jednak zaryzykuję tę wycieczkę, bo jestem przekonany, że mam rację.
Na mikrostawkach chcesz prowadzić grę, oznacza to, że chcesz grać maksymalnie często maksymalnie duże value bety, a jeśli natrafisz na opór, powinieneś sfoldować. Exploitowanie naszych rywali na tym limicie opiera się na zrzucaniu drugich najlepszych rąk, nie mówiąc już o średnim showdown value i/lub bluff catcherach, znacznie częściej, niż nam się to wszystkim wydaje.
Nie znam nikogo, kto bardziej niż ja regularnie komplikuje coś, co jest niesamowicie proste. Niestety większość z nas ciągle nie wierzy w to, że recepta na wygrywanie na tych limitach jest tak banalna. Jest. Problem, z którym wszyscy się borykamy, polega na tym, że z tyłu głowy zawsze tli się myśl, że może rywal odczytał nasz plan gry w obliczu danego zagrania i wie, że jeśli nie mamy nutsów, to np. na ten min-raise zareagujemy zrzuceniem kart. Pewnie robi to z niczym. Sprawdzamy. Koszmarny, kosztowny błąd. Nie ma stacka. Dupa, za serdecznym Państwa przeproszeniem, zbita.
Tzw. levelowanie, czyli myślenie typu „ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz etc” to największa zbrodnia graczy z mikrostawek, która kosztuje nas fortunę. Nie mam żadnych wątpliwości, że w moim przypadku ten błąd sprawia, że od wielu lat jestem graczem przegrywającym lub w najlepszym przypadku break even. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że te z pozoru trudne – chociaż już wiemy, że tak wcale nie jest – błędne decyzje najczęściej dotyczą rozdań, w których gramy o duże pule, o stacki. Jeśli nawet w innych spotach gramy perfekcyjnie, co oczywiście nie jest prawdą, to bycie na zero z gry jest najlepszym możliwym do osiągnięcia scenariuszem, jaki może nam się przytrafić. Nie może być inaczej, jeśli regularnie przegrywamy stacki w tego typu sytuacjach.
Schowaj ego do kieszeni
Z levelowaniem bardzo blisko związany jest inny czynnik, który wprowadza największe zamieszanie do, jak widać, bardzo prostej strategii gry. Jeśli będziemy podatni na jego wpływ, nigdy nie przejdziemy żadnych stawek, nawet tych z najniższych rejonów „mikro”. Mówię oczywiście o naszym ego oraz o życzeniowych myśleniu w stylu „To mało prawdopodobne, żeby on miał akurat ten układ”. Prawda jest taka, że ma, na tych stawkach najczęściej ma. A nawet jeśli nie ma w tym konkretnym przypadku, to zrzucenie wygrywającego układu nie jest wielkim problemem – może tylko dla naszego ego – bo populacja graczy, która gra bardzo szczerze, nie będzie w stanie naszego foldowania wykorzystać.
Poker to bardzo prosta gra… Udanej soboty i niedzieli!