WSOP to najważniejszy festiwal pokerowy na świecie. Co roku biorą w nim udział także polscy pokerzyści. Jak wspominają swoje debiuty w Las Vegas?
Gościem drugiego odcinka nowego cyklu pt. „Mój pierwszy WSOP” jest Mikołaj Zawadzki. Na swoim koncie ma m.in. drugie miejsce w Main Evencie WPT National Barcelona 2012, a także 152. miejsce w Main Evencie WSOP 2013. W tej samej edycji zajął dziewiętnaste miejsce w turnieju The Little One Drop. W lutym 2015 roku triumfował w Main Evencie Campeonato de España de Poker Barcelona.
Zapraszamy do lektury wywiadu!
Gorzki wyjazd
JS: W tym roku zostanie rozegrana 50. edycja World Series of Poker. Z tej okazji nowy cykl na PokerGround, w którym polscy pokerzyści wspominają swój debiut na WSOP.
Kiedy pierwszy raz miałeś okazję zagrać na tym festiwalu?
Mikołaj Zawadzki: Mój pierwszy wyjazd był w 2012 roku. Z mojej strony wszystko było spontaniczne, bo Paweł [Brzeski] miał zaplanowany ten wyjazd chyba wcześniej, a z tego, co pamiętam, to na niecałe dwa tygodnie przed wylotem udało mi się wygrać „paszport” do Vegas. To po prostu był zwrot kosztów z PokerStars, ponieważ wtedy oni nie mogli oficjalnie prowadzić satelit. Wybraliśmy się tam na zaledwie dwa, trzy turnieje boczne i zagraliśmy swój pierwszy Main Event.
Jednak poza tym, że fajnie, że tam pojechaliśmy, to był to mocno gorzki wyjazd. Nikt nic nie „scashował”, a jeszcze pierwszego dnia obydwaj polecieliśmy z Main Eventu, gdzie struktura była bardzo deepowa. Tak się to wszystko poukładało, że koniec końców był to bardziej wyjazd o charakterze wypoczynkowym i zapoznawczym.
Fajnie było zobaczyć te ogromne sale pełne graczy. Miałem porównanie z turniejami tutaj [w Europie] i PCA. Różnicą jest to, że jak w Europie jedzie się na turniej, to jest po prostu jedna sala konferencyjna, na której jest porozkładana masa stołów, a w Vegas jest jedna sala, która pewnie jest dwa razy większa niż największa w Europie. I są jeszcze dwie dodatkowe ogromne sale, na których jest pełno stolików. Robi to ogromne wrażenie. Te turnieje często nakładają się na siebie, przez co przewijają się tam tysiące graczy. Jest to niesamowite.
JS: Jeśli chodzi o twoje dotychczasowe wyjazdy, to ile razy już zagrałeś na WSOP?
MZ: Wydaje mi się, że pięć razy, bo od tamtego czasu dwa razy nie byłem. Dla mnie najlepszy wyjazd był drugi. Też zaczął się gorzko. Wtedy pojechaliśmy z Pawłem już na dłużej, graliśmy więcej turniejów. Oprócz eventów WSOP, graliśmy też w kasynie The Venetian. Tak się złożyło, że my graliśmy, a moja żona poszła zagrać „for fun”, w The Venetian coś „scashowała”, potem zagrała Ladies Event i też „scashowała”, a my dalej nic.
W końcu zdarzyła mi się taka wyjątkowa seria, ponieważ pod sam koniec, przed Main Eventem, odbywał się turniej The Little One for One Drop za 1.000$. Na ponad cztery tysiące ludzi zająłem dziewiętnaste miejsce. Grałem chyba cztery dni z rzędu i następnego dnia zacząłem grać Main Event od Dnia 1C. Znowu grałem ciurkiem pięć, sześć dni. Odpadłem ok. 150. miejsca.
Wróciłem zmęczony do pokoju, a Paweł mówi do mnie: „A ty co, na urlopie jesteś? W The Venetian zaczął się Main Event za 5.000$. Musisz iść i grać”. I prawie, że „z marszu” poszedłem zagrać jeszcze ten Main Event. Odpadłem dziesiąty, bubbble’owałem finałowy stolik.
Bardzo dobrze wspominam też wyjazd z 2015 roku, gdy grałem turniej The Big One for One Drop za 111.000$. Udało mi się wygrać satelitę i zagrać ten fenomenalny turniej. Czułem się naprawdę świetnie, grając z tymi wszystkimi ludźmi. Odpadłem w połowie stawki, przy ogromnym rozdaniu. Najpierw przegrałem A-K na A-Q, a potem „flip” nie siadł i musiałem się pożegnać z tym turniejem.
Bardzo dobrze go wspominam. To jedna z tych przyjemnych rzeczy, że po prostu wstałem od stołu i byłem uśmiechnięty, bo mimo że był to największy turniej w moim życiu, to po prostu wiedziałem, że zagrałem bardzo dobrze, byłem bardzo zadowolony ze swojej gry. Znałem dobrze pojęcie wariancji i wiedziałem, że tak po prostu czasami jest.
Bardzo chętnie wracam do Vegas
JS: Jeżeli chodzi o tegoroczny WSOP i pięćdziesiątą edycję, to jest szansa, że zobaczymy cię przy stołach w Las Vegas?
MZ: Na tę chwilę daję sobie ponad 90 procent szans, że pojawię się w Vegas. Planuję to w swoim kalendarzu, ale wiadomo, czasami wariancja potrafi rzucić na lewo i prawo. Jeżeli byłby jakiś ogromny downswing, to mógłbym to przemyśleć i może bym odpuścił, ale wydaje mi się, że pojadę na sto procent. Będę chciał zagrać kilka eventów przed Main Eventem. Mam nadzieję, że jak w końcu wszystko pójdzie tak, jakbym chciał, to zagram też turniej 6-Max za 10.000$. Zawsze marzyłem, żeby zagrać ten turniej, ale zawsze był prawie na początku WSOP, a od zeszłego roku jest po Main Evencie, więc nadarza się okazja. Liczę, że będę [na WSOP] i będzie to dobry rok.
JS: Co do twoich wcześniejszych wyjazdów na WSOP i do Las Vegas. Czy spełniły one twoje oczekiwania?
MZ: Podoba mi się w Las Vegas. Jest to mekka pokerzystów. Gdy jest WSOP, to jest masa turniejów dookoła. Gdyby człowiek nie musiał tam płacić tego podatku, to naprawdę tylko przenieść się tam i grindować turnieje na żywo, które mają bardzo niski poziom. Jest tego bardzo dużo, plus gry cashowe. Dla młodszych ludzi jest co robić, jeżeli chodzi o nocne życie, są bardzo dobre restauracje. Bardzo lubię to miejsce, chętnie do niego wracam. Jak na większości wyjazdów, z jednej strony człowiek tęskni za rodziną i cieszy się, że wraca do syna i żony, ale z drugiej strony jednak wyjazdy pokerowe coś w sobie mają. Uwielbiam grać w pokera. Bardzo chętnie zawsze wracam do Vegas.
Co do samego miejsca, to myślę, że jest to fajnie zorganizowany turniej. Wiadomo, ma swoje niedociągnięcia. Gdy byłem za pierwszym razem i miałem porównanie EPT z WSOP, to było bardzo dużo niedociągnięć organizacyjnych. To się zmieniło i widać, że poprawia się z roku na rok. I jest to teraz naprawdę profesjonalnie prowadzone. Teraz jest to pięćdziesiąta rocznica. Będzie dużo turniejów. Jeśli ktoś myślał żeby pojechać, to jest to właśnie ten moment.
JS: A czy Las Vegas to miasto, w którym mógłbyś mieszkać na stałe?
MZ: Bardzo trudne pytanie. Z jednej strony powiedziałbym, że tak, bo jestem pokerzystą i na tym polega moja praca, żeby grać. A więc spokojnie mógłbym grywać w turniejach czy też grach cashowych. Z drugiej strony, nie ukrywam, że pogoda nie do końca mi pasuje. Na krótki okres, tak, ale jednak siedzieć cały rok w temperaturze ponad 30 stopni, a czasami ponad 40 stopni? Wolę morze niż pustynię.
Trzy wersje bransoletek
JS: Wracając do WSOP. W tym roku najtańszy turniej ma wpisowe w wysokości 400$. Czy to dobry krok, żeby obniżać wpisowe i dawać szanse większej liczbie ludzi na rywalizację o bransoletki? Czy może jednak prestiż maleje wraz z obniżaniem wpisowego?
MZ: To jest dobra rzecz, bo niektórzy mają marzenia, szczególnie amatorzy, żeby zagrać, a nie wszystkich stać na udział w Main Evencie. Może rozgraniczyłbym to na takiej zasadzie, że zrobiłbym trzy wersje bransoletek. Tak, jak np. bransoletka za Main Event jest wyjątkowa, to za high rollery lub turnieje powyżej tysiąca dolarów mogłyby być pozłacane bransoletki lub mieć wstawiony jakiś diamencik. A w tych najtańszych turniejach tylko pozłacane bransoletki, bez żadnych dodatkowych akcentów, żeby była różnica. Wiadomo, że mistrz Main Eventu to mistrz Main Eventu, ta bransoletka jest wyjątkowa. Jest różnica, czy ktoś wygrywa turniej za 5.000$, czy za 400$. W turnieju za 400$ czasami wygrywa profesjonalista, czasami amator, ten, kto ma więcej szczęścia. Takiego turnieju nie da się wygrać tylko i wyłącznie umiejętnościami. Wszyscy o tym wiemy.
JS: To jeszcze pytanie odnośnie bransoletek online. „Jack Daniels” pisał ostatnio na PokerTexas, że według niego nie powinno być bransoletek online. A jak ty się zapatrujesz na tę kwestię?
MZ: Czytałem ten artykuł i odpowiedziałem „Jackowi” na ten temat. Uważam, że bransoletki online powinny wrócić na PokerStars, z okazji WCOOP [World Championship of Online Poker – red.], ponieważ przyjęło się, że jest to odpowiednik mistrzostw i kiedyś za te tytułu ludzie dostawali bransoletki. Myślę, że to byłby dobry pomysł, żeby PokerStars wróciło do tego. A robienie ich na WSOP, gdzie można zagrać tylko w Nevadzie, to trochę nabijanie kieszeni. Mogliby za to rozdawać pierścienie lub coś innego. Na pewno, gdy ta sama osoba wygrywa turniej [live] za 50.000$ i za 300$ w internecie, gdy te bransoletki są identyczne, to wartość tej bransoletki mocno spada. Za dziesięć lat ludzi z bransoletkami będzie tyle, że to nie będzie żadne „wow”.
Gdyby WSOP był w Europie i było około sto eventów, i nie mielibyśmy tego podatku, to pewnie dawno mielibyśmy kilka bransoletek. I tylko czekalibyśmy na to, żeby ktoś wygrał Main Event, bo to jest prawdziwy prestiż. Tak mi się wydaje.
JS: Od kilku lat organizatorzy stale zwiększają liczbę turniejów. Na WSOP 2019 będzie ich ok. 80-90. Rozumiem, że WSOP chce na tym zarobić i skoro jest zainteresowanie, to zwiększają liczbę turniejów. Jednak moim zdaniem to przesada.
MZ: Dokładnie. Jeśli ktoś wygra bransoletkę WSOP i ktoś usłyszy, że tam zagrano 90 turniejów, a jeszcze online, to w sumie 100 turniejów, to co to jest? Nawet gazety w Polsce mogą „nie kupić” tego, że to jest jakieś ogromne osiągnięcie. Jeżeli to będzie dobrze opakowane, że to mistrzostwa świata, to OK. Ale z drugiej strony, jaka inna dziedzina rozdaje podczas jednych mistrzostw 90-100 „złotych” medali. To nie najlepsza droga, szczególnie że można powiedzieć, że tu większość jest w jednej „dyscyplinie”. Oczywiście mamy gry mieszane i w ogóle, ale w Hold’ema jest około ponad 60 [turniejów], czyli w jednej „dyscyplinie” jest rozdanych tyle bransoletek. Ja też myślę, że to przesada. Wiem, że chodzi o pieniądze.
JS: Dopóki będzie im się to opłacać, to będą to zwiększać. Zastanawiam się, czy jest jakiś limit?
MZ: Obawiam się, że nie ma.
JS: Polacy ciągle czekają na pierwszy tytuł. W ubiegłym roku było bardzo blisko. Gdybyś miał strzelać – to oczywiście będzie wróżenie z fusów – to na ile procent oceniasz szanse, że w tym roku uda się zdobyć pierwszy tytuł WSOP w historii Polski?
MZ: Jest to ciężkie wyzwanie. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że w tym roku pojedzie więcej Polaków, a z drugiej strony, zapewne zagra [w sumie] więcej graczy, bo to jubileuszowy festiwal, więc patrząc na to, ile mamy dotychczas bransoletek, to pięć procent.
Przepraszam, może powinienem powiedzieć inaczej. Może pięćdziesiąt procent. Jeżeli pojadę, to wygram, a jeżeli nie, to nie (śmiech).
JS: Na koniec pytanie o twoje plany turniejowe na kilka najbliższych miesięcy.
MZ: WPT Barcelona już od 10 marca, na tydzień i turnieje za 500€, 1.000€, 3.000€, możliwe, że także High Roller za 5.000€. Zobaczymy, jak się to wszystko poukłada. A potem, nie wiem. Może w końcu wybiorę się na Cypr, ale nie jestem przekonany, kiedy, ponieważ mam pracę w domu. Może „zakręcę” satelitę do EPT Monte Carlo. Lubię tamto miejsce.
JS: Powodzenia i dziękuję za rozmowę.
_____
_____