Zapraszamy na drugą część (ostatnią) rozmowy z domazempl, czyli zawodowym graczem, specjalizującym się w Spinach na PartyPoker, który kilka dni temu wyrobił status Diamond Club Elite.
Kto nie widział pierwszej części, tego odsyłamy do tekstu, który znajdziecie – tutaj.
Zapraszamy na część drugą i życzymy miłej lektury.
– Czy przed rozpoczęciem wyzwania zrobiłeś jakąś „naradę wojenną” ze swoją narzeczoną?
– Nie, raczej poinformowałem ją tylko o tym, że jest taka opcja. Samo moje staranie o zdobycie statusu Diamond Club Elite jakoś przesadnie nie zwiększyło ilości czasu, jaki poświęcałem na grę (może gdzieś o 25%). To, co się zwiększyło, to średni buy-in, i to pomogło mi we wbiciu tego statusu. Na pewno przysiadłem bardzo mocno do grindu w okresie pierwszego lockdownu, bo wtedy gierki były super, super juicy i zdarzało mi się wówczas grać po 60 godzin tygodniowo. Były to wyjątkowe warunki i szansa, której nie można było odpuścić, bo pierwszy raz od dłuższego czasu na najwyższych stawkach pojawiło się dużo rybek. Podsumowując – samo wyzwanie nie zmieniło bardzo mocno trybu mojej pracy.
– Czy jakoś specjalnie (skillowo, fizycznie) przygotowywałeś się do walki o Diamond Club Elite?
– Wiesz co, przez te wszystkie lata stworzyłem sobie rutynę, która bardzo mi pomaga. Mam bardzo dobrze ustalony rytm tygodnia. Wiem, w jaki dzień i w jakich godzinach gram. Wiem, jak wygląda moja rozgrzewka przed sesją. Po prostu staram się wykonywać to, co do tej pory przynosiło efekty. Dlatego też jakoś specjalnie się nie przygotowywałem do tego grindu. Robiłem po prostu to, co wcześniej działało: jakaś regularna medytacja, wizyty na siłowni, jazda na rowerze etc. Dzięki tej rutynie czułem, że w odpowiednim tempie zbliżam się do osiągnięcia celu.
– Wiemy, że w pewnym momencie dopadł Cię duży downswing, ale to tak duży, że rozważałeś nawet zakończenie „przygody” spinowej. Jak myślisz – co było jego powodem?
– Na początku bieżącego roku zakończył się mój swing, który trwał przez jakieś pół roku. Przez ten czas dwukrotnie odbiłem się od najwyższych stawek, tzn. trochę na nich pograłem, ale zdarzało się „przytorbić”. Miałem taki moment, że zastanawiałem się, czy mam wystarczająco dużo skilla, żeby grać high-stakesy, czyli coś, do czego zawsze dążyłem. Na sam downswing złożył się szereg czynników: wariancja, leaki strategiczne oraz mindsetowe. To nigdy nie jest jeden, prosty powód. Plusem w takiej sytuacji jest to, że jeśli uda ci się pokonać downswing – tj. nie rzucisz pokera, czy nie zmienisz odmiany, w którą grasz – to wychodzisz z niego mocniejszy. Ja czuję, że po tym wszystkim mój mindsetowy pancerz uległ jeszcze większemu utwardzeniu. Bez wątpienia był to najgorszy swing w moim życiu – przez parę miesięcy z rzędu dostawałem ostre lanie. Wówczas pojawiło się zwątpienie w samego siebie.
– Jak wyglądał przełom, wyjście z kryzysu?
– W toku pracy z moim trenerem od mindsetu odpowiedziałem sobie na pytanie, co chciałbym robić innego, jeżeli miałbym przestać grać w pokera; jeśli nawet nie starczy mi umiejętności, żeby grać high-stakesy, to co da mi tyle samo pieniędzy, ile teraz zarabiam, żebym nie pogorszył swojego komfortu życia. Wyszło na to, że na ten moment nie ma absolutnie żadnej alternatywy, więc po prostu muszę przysiąść i to przegrindować. Zrozumienie tego, że właściwie nie ma innej opcji, było kwestią fundamentalną. Druga rzecz jest taka, że paradoksalnie dołożyłem jeszcze jeden stolik. Wtedy właśnie weszły te leaderboardy na PartyPoker i granie większej liczby stołów stało się bardziej opłacalne. Zmiana wyszła mi na dobre, bo okazało się, że wraz z koniecznością ogarnięcia czwartego stołu mam mniej czasu na to, aby zajmować się rozproszeniami, jestem bardziej skupiony. To wszystko dało efekty. Znowu przeszedłem z $100s na $250s (po raz n-ty) i tym razem udało mi się tam zostać i osiągać dobre wyniki, a potem przejść na $500s. Dołożenie kolejnego stołu wymusiło na mnie większe skupienie.
– Czy taki codzienny intensywny grind może być przyjemny? Czy to taki inny rodzaj pracy na linii montażowej?
– Raczej jest to przyjemność. Zdarzają się dni, gdy mam gorszy nastrój, bo gorzej mi idzie, ale podchodzę do tego na zasadzie ciągłej rywalizacji. Jestem osobą, która bardzo lubi wszelkie wyzwania. Jak już wiesz, ciągle gram z tymi samymi przeciwnikami i bardzo zależy mi na tym, żeby pokazać im swoją wyższość. Gdy mimo wszystko zdarzają się dni, gdy dostaję od nich baty, wtedy zdecydowanie czuję się z tym gorzej i mniej lubię wówczas zawód, który uprawiam. Pracuję ciągle nad mindsetem, ale taka sinusoida nastrojów się zdarza. Poza tym ciągle muszę zastanawiać się nad tym, co zrobić, żeby pokonać tych ludzi, z którymi gram; w jaki sposób stać się lepszym graczem; co zmienić w grze, aby przygotować coś, na co oni nie są przygotowani. To mnie właśnie napędza i sprawia, że nie jest to taka linia montażowa, że raczej odbieram to w kategoriach codziennej walki z konkretnymi przeciwnikami. Aspekt finansowy też jest dużą motywacją. Jak już ustaliliśmy, nie znam innego sposobu na to, żebym mógł teraz zarobić więcej pieniędzy niż w pokerze, tak więc te cyferki też mnie bardzo mocno napędzają.
– Jak będziesz wspominał dzień, w którym udało Ci się dopiąć swego? Jakie emocje Ci towarzyszyły?
– Będę super wspominał ten dzień. Podobał mi się pomysł z zakończeniem wyzwania streamem. Wydaje mi się, że była fajna atmosfera. Interesujący był sam ostatni spin, a nawet ostatnia ręka, w której rywal sprawdził mnie zaledwie z K-high. Co ciekawe moim przeciwnikiem był MonkeyBausss, który od lat jest takim end-game bossem na PokerStars. Teraz przeniósł się na Party, jakiś miesiąc temu, i zaczął grać z nami. Sam fakt, że jego ograłem w tej ręce, dodatkowo dodaje jeszcze pewnego smaczku.
– Można powiedzieć, że to było filmowe zakończenie…
– Dokładnie. Mega mi się to podobało. Jeśli chodzi o moje odczucia, to czułem trochę spełnienie, że to, co sobie założyłem, udało się zrealizować, więc na pewno jestem z tego bardzo zadowolony. No ale dzisiaj rano normalnie usiadłem do komputera i grałem. Tak więc ta euforia nie spowodowała, że poszedłem w melanż, tylko wróciłem do pracy.
– Mówiłeś na streamie, że zawodowe granie w pokera to bardzo trudna profesja…
– Chodzi o to, żeby niczego nie robić na pół gwizdka. Akurat poker jest takim biznesem, że robiąc nawet coś połowicznie, możesz jakieś pieniądze zarobić i dorobić do pensji, ale jeśli marzy ci się zostanie full time pro i rzucenie dotychczasowej roboty, to takie niepełne zaangażowanie nie wchodzi w grę, po prostu nie będzie się to już sprawdzało. Musisz sobie uświadomić, że trzeba wiele rzeczy poświęcić, żeby uprawiać ten zawód. Życie pokerzysty online skupia się wokół siedzenia przed komputerem i wielogodzinnego klikania w guziki. Folgowanie sobie, imprezowanie, szczególnie w trakcie takich wyzwań jak moje, jest po prostu czymś, na co nie można sobie pozwolić.
Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy na pewno chcę poświęcić masę czasu i energii, żeby rozwinąć się w tej branży. Warto również mocno zastanowić się nad tym, czy nie znajdziecie takiego zajęcia, które pozwoli zarobić podobne pieniądze, a do tego może dać większe szczęście i spełnienie. Młodym graczom polecałbym nieprzerywanie nauki i sprawdzenie się w innych dziedzinach. Z roku na rok jest coraz trudniej się utrzymać. Wielu moich znajomych, którzy byli pokerzystami, nie robi już tego. Poszli na etaty lub założyli jakieś własne biznesy. Patrząc na to, jak wyglądają sprawy dotyczące legislacji na całym świecie, może się okazać, że będzie jeszcze trudniej, jeśli np. kolejne kraje odłączą się od globalnej puli graczy. Jeśli dopiero zaczynacie – grajcie sobie rekreacyjnie, zobaczcie, czy to jest dla Was. Miejcie świadomość, że zaledwie niewielki procent graczy wygrywa w tej grze. Prawdopodobieństwo, że w dłuższej perspektywie będziecie mogli utrzymać się z tego zawodu jest bardzo, bardzo niewielkie.
Jeśli już ktoś się zdecyduje… Trzeba pracować nad mindsetem. Warto też dołączyć do stajni, żeby przyspieszyć proces nauki. Polecam też pracę w małych grupach, z osobami, którym również zależy na rozwoju. Wspólnie się uczcie i analizujcie grę.
– Jak Twoja narzeczona odbiera to, że jesteś zawodowym pokerzystą?
– Z moją narzeczoną jesteśmy już razem długo, więc Ona była ze mną na każdym etapie mojej pokerowej kariery i widziała wszystkie wzloty i upadki. Te ostatnie z pewnością były dla niej równie męczące co dla mnie, szczególnie w czasach, gdy nie pracowałem nad mindsetem i byłem strasznie upierdliwym i marudzącym ziomkiem, jak przegrywałem.
Po tylu wspólnych latach moja narzeczona traktuje moją pracę jako coś normalnego, jednak na samym początku była zaintrygowana i nieco wystraszona. Co jak co, ale wiązanie się na stałe z kimś, kto jest gamblerem, dla kogoś, kto w ogóle nie rozumie tego tematu, może być trudne. Z biegiem lat wyszło, że to praca jak każda inna, że spędzam nad nią wiele czasu, jest ona dla mnie ważna. Moja narzeczona, mimo iż sama nie nauczyła się nawet zasad gry, to rozumie, czym dla mnie jest poker i w jaki sposób zarabiam pieniądze, i dlaczego to nie jest hazard, a gra umiejętności. Otrzymuję od niej duże wsparcie, co jest dla mnie bardzo ważne, szczególnie w chwilach takich jak wyrabianie tego statusu. Dobrze jest czuć, że nawet gdy w pracy sam zmagasz się z sinusoidą wyników, to w domu masz kogoś, kto cię w tej pracy wspiera. Ważne jest, żeby czasem się zresetować, przestać myśleć o pokerze. Gdybym mieszkał samemu, byłoby mi dużo trudniej zdobyć Diamond Club Elite.
– Jak wiemy, duże pieniądze przyciągają uwagę. Czy możesz jakoś określić, jak finansowo wyszedłeś na wyzwaniu?
– Powiem tak, sześciocyfrowa kwota w dolarach może być bliska prawdy.
– W ten sposób doszliśmy do ostatniego pytania, które brzmi: Jakie będą teraz Twoje cele? Będziesz grindował, żeby ponownie zdobyć ten status w przyszłym roku?
– Dopóki spiny będą tak zyskowne, jak są obecnie, to nie zamieniam zmieniać ani odmiany pokera, ani strony, na której gram. Do lutego chcę korzystać z tego najwyższego rakebacku, a od lutego grindować pod kolejną Elitę, kolejne bilety na Bahamy itd. Chciałbym może scashować jeden z tych dwóch turniejów, do których dostałem bilety. Nie jestem jakimś mistrzem turniejowym, ale może coś tam się jeszcze podszkolę, bo dostałem ticket do MILLIONS Online za 5.000$ i do Caribbean Poker Party za 5.000$, więc fajnie by było jakieś pieniądze tam zarobić. Wiadomo, że są to tylko dwa turnieje, więc losowość będzie bardzo duża, ale przy odrobinie szczęścia może coś uda się jeszcze tam uszczknąć.
– Dziękuję bardzo za rozmowę
Śledźcie domaza w mediach społecznościowych
Diamond Club EliteOd 1 lutego 2019 roku gracze mogą rejestrować się do programu Diamond Club Elite. Rejestracja oznacza, że gracz zobowiązuje się w ciągu 12 miesięcy zdobyć 200.000 pkt. Jeśli uda mu się zrealizować ten cel, może liczyć na na 60% rakebacku (40% z softu + dodatkowe 20% z programu) oraz na dodatkowe nagrody:
Jeśli nie masz konta na platformie PartyPoker, to załóż je z tego linku i korzystaj ze specjalnych przywilejów, które czekają na graczy PokerGround:
|