Czy poker i picie alkoholu idą ze sobą w parze? Jestem zdania, że nie, chociaż przez wiele lat myślałem, że „browarkowanie” to nieodłączny element gry w karty. Tak już teraz nie myślę. Co więcej, zachęcam Was do wprowadzenia zmian w „diecie”, drogie Ochlejmordki <3.
Na temat tego, czy alkohol pomaga w czasie gry w pokera, czy raczej przeszkadza, dyskutuje się od lat. Odnoszę wrażenie, że gracze, którzy w pokera grają zawodowo, częściej skłaniają się do tego, aby przy stole obywać się bez napojów wyskokowych. Im ktoś młodszy, mniej doświadczony, bawiący się tylko pokerem – nie oznacza, że to ktoś gorszy – tym więcej tego elementu baśniowego zażywa. Rozumiem i jedną i drugą stronę, a już szczególnie bliski mi jest pociąg do procentów w czasie wyjazdów live, gdzie ten aspekt towarzyski jest ważny w takim samym stopniu, jak rezultaty przy stole. Oczywiście przy amatorskim graniu.
(Właśnie, że pamięta) wół, jak cielęciem był
Osobiście przy grindowaniu online całkowicie wystrzegałbym się nawet tego przysłowiowego piwka czy dwóch. Z racji tego, że przez większość przygody z grą mój stosunek do niej był stricte rekreacyjny – teraz to się trochę zmienia – pozwalałem sobie na różne „odpały”. Zdarzało się, że wracałem do domu po imprezie i nic nie cieszyło mnie bardziej niż odpalenie kilku stolików cashowych, jak się pewnie domyślacie, na niestandardowo wysokich stawkach. Człowiek miał wrażenie, że skoro gra za 3/4 swojego rolla, to jest absolutnie skupiony, i nic mu się nie może stać.
Domyślam się, że podobnie „skupieni”, bo z dużym ciężarem w głowie, są kierowcy wsiadający za kółko na podwójnym gazie. Jednak oni wiozą śmierć, pół biedy, że sobie, ale niestety również innym uczestnikom dróg. W przypadku imprezowego pokerzysty cierpi tylko bankroll i duma. Ten ostatni balet zwykle kończy się niepostrzeżenie, najczęściej jegomość zasypia w trakcie „ostatniego tańca”, a budzą go komunikaty informujące o tym, że „stół został zamknięty”. Czasem te komunikaty się mnożą, co oznacza, że odbywał się pijacki multitabling. Też to przerabiałem. Mój rekord to 11 stołów 11$ 9-osobowych turniejów SNG, które znalazłem „zamknięte” po tym, jak wróciłem już do rzeczywistości.
Co ciekawe, z pomocą nie przyszedł mi wówczas kolega, który uzupełnił rolla szybką pożyczką, ale… PokerStars. Napisałem do nich, napisałem, że napotkałem na jakieś bliżej nieokreślone problemy, a że widzieli sami, że nie wykonywałem żadnych ruchów, to oddali mi pieniądze. W czasach magicznych skrzynek z zielonymi glutami w środku to nie do pomyślenia, co? Chociaż może się mylę.
Jakiś czas temu dorosłem. Teraz bardziej szanuję każdego dolara, którego uda mi się zgarnąć ze stołów. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że nie warto rozjaśniać sposobu postrzegania flopa procentowymi neonami. Szkoda nakładów czasu i energii włożonych w mozolne budowanie bankrolla dla – żeby jeszcze pamiętanych – kilku chwil zabawy. To się naprawdę nie opłaca. Ten etap mam już dawno za sobą, a mój rozbrat z alkoholem wszedł na jeszcze wyższy poziom. Nie oznacza to, że nie piję przy stole – piję jeszcze więcej niż kiedyś. Różnica polega na tym, co piję, i jest to głównym tematem niniejszego wpisu.
Browar dobrze „zmrużony”
Piwo lubi większość z nas. Zakładam, że często zapuszczacie się w sklepach na stoiska, gdzie półki uginają się pod ciężarem złocistego płynu. Kupujecie swoje ulubione marki, smaki, rozróżniacie style piwne. Jako pasjonaci – nie powiem, że się teraz nie zaśmiałem – jesteście obyci z tym, jaki towar pojawia się na Waszych ulubionych, dobrze wydeptanych alejkach. Czy zauważyliście zatem coś nowego w czasie minionego sezonu letniego? Z pewnością kontynuowany był trend wysypu piw rzemieślniczych, ale nie o to pytam. Zauważyliście coś, czego wcześniej nie było?
Ja zauważyłem, bo leżało to w moim największym interesie. Każdy browar z tzw. main streamu wypuścił swojego bezalkoholowego lagera. Piwo 0%, które dla pokerzystów, ale i kierowców, i osób, które za dużo „dają w tubę”, jest doskonałym rozwiązaniem ich problemów.
Subiektywnie o opcjach na akcję – poker na trzeźwo
Jeśli myślicie, że czasy piwa bezalkoholowego to wciąż tylko „Radler” i „Karmi”, które z piwem mają niewiele wspólnego, to jesteście w dużym błędzie. Właśnie w tym sezonie korporacje, ale też browary rzemieślnicze, wypuściły mniej lub bardziej udane „alko free” lagery. Jako ekspert w tej dziedzinie – przerobiłem je wszystkie – podzielę się z Wami moim subiektywnym rankingiem smaków.
- Heniek – tak jak mainstreamowemu z procentami można wiele zarzucić, nic tam się specjalnego w nim nie dzieje, to w segmencie lagerów bezalkoholowych jest zdecydowanie najlepszy.
- Marek z Lechem w rowie – chyba zacznę podobnie, jak przy Heńku, „tak jak mainstreamowemu…”, to w mojej klasyfikacji zajmuje mocne drugie miejsce. Warto też zwrócić uwagę na wersję limonkowo-miętową, moim zdaniem jeszcze lepszą. Tylko nie pomylcie jej z wersją mojito, bo tamta ma już 2% mocy.
- Mołża – całkiem niezłe; nie wiem tylko, dlaczego tak bardzo się pieni.
Przerwa na długo, długo nic i na końcu… - Nieżywe – jest po prostu dramatyczne. Ma posmak, jakiego lager w ogóle nie powinien mieć; jakby w procesie produkcji, ktoś się na moment zagapił, za chwilę skorygował komputer, ale trochę już było chyba za późno. Do poprawki na przyszły sezon.
To oczywiście tylko te, które najłatwiej można dostać w osiedlowym sklepiku, pewnie sami możecie dodać z 3-5 kolejnych tytułów, w szczególności zagranicznych marek, ale też i takie egzeplerze, które dla sieci handlowych robią lokalne browary.
Gdy już myślałem, że te pierwsze trzy pozycje zostaną ze mną na lata, z mroku wyłonił się on. Pogromca bezalkoholowych lagerów. Moja miłość, trunek, który drenuje mi kieszenie nie mniej niż źle rozgrywane AK, bezalkoholowa – alkohol <0,5% – IPA z Miłosławia. Jeśli będąc jeszcze po tamtej stronie, lubiliście piwa craftowe – APY, IPY, AIPY – nie będziecie chcieli szukać niczego innego.
Przestańcie ładować… choćby w czasie gry
Którego spróbujecie, które przypadnie Wam do gustu, to już jest kwestia wtórna. Ważne, żebyście spróbowali, bo „ładować”, a już tym bardziej podczas gry w pokera, po prostu nie warto.
Mówiąc zupełnie poważnie, pasjonaci piwa, którzy odstawią piwo z procentami, dojdą, jak ja, pewnego dnia do bardzo budującego wniosku. To nie alkohol, najczęściej, doprowadza nas do picia piwa, to smak i nawyk. Te piwa są równie smaczne, zatem nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pozbyć się nadmiaru mocy…
Ja Wam proponuje pozostawienie nawyku. Trzeba tylko wybrać swój ulubiony smak i już można odpuścić alkohol. Skłamię, jeśli powiem, że zostanie Wam więcej pieniędzy w portfelu, tak nie będzie, bo na bezalkoholowe schodzi tyle samo lub więcej. Z pewnością jednak poprawi się Wasze zdrowie, zdecydowanie zmniejszycie liczbę „wypijanych” kalorii, a na drugi dzień nie trzeba będzie się wstydzić swoich czynów, i nie będzie też strachu przed sprawdzeniem salda w cashierze. Co najważniejsze, przyjemność z picia będzie taka sama. Obiecuję. Spróbujcie. Warto.
PS. Dziękuję za komentarze o sikach etc.
PS2. Jeśli masz zaproszenie na moje wesele, nie martw się – wódka będzie…Pewne rzeczy się nie zmieniają.