„Ja się wiążę z takim problemem”. Sam już nie daję rady. Nie potrafię. Nie jestem w stanie po raz kolejny wracać się na start. Potrzebny mi jest ktoś, kto usystematyzuje moją (niemałą, jak sądzę) wiedzę.
Uważam się za osobę słabo zorganizowaną. Moim najlepszym przyjacielem nie jest terminarz. Nie mam monitora obklejonego żółtymi karteczkami. W wielu przypadkach improwizuję, gubię wątki, mylę daty etc. Patrząc tylko przez pryzmat mojego roztrzepania, śmiało mogę określić moje życie mianem „teoria chaosu”. Na co dzień jakoś się w tym wszystkim odnajduję, ale jak nachodzą na siebie daty, terminy, obowiązki, to jest mi strasznie ciężko.
Napisałem ten wstęp o sobie, żebyście lepiej zrozumieli – mówię zupełnie poważnie – nie wiem, czy ja to do końca rozumiem – dalszą część mojego wywodu. Chciałbym dzisiaj porozmawiać o pewnym problemie, z którym nie mogę sobie poradzić; do końca nie wiem, nawet z czego on wynika.
Mam jakąś taką wadę, która sprawia, że – tylko się nie śmiejcie – uczę się, uczę się i nauczyć się nie mogę. Nie podejrzewam, że jest to sprawa tego, że brakuje mi tej przysłowiowej piątej klepki, za to przypuszczam, że ten stan rzeczy wypływa z braku mojego zorganizowania.
Zadowalam się chwilą, w której przyswajam jakąś wiedzę. Czuję złudne bezpieczeństwo, radość i ekscytację wtedy, gdy jestem obstawiony mądrymi książkami, materiałami video i innymi pomocami naukowymi. Zaraz będę kończył drugie osiemnaście lat, a wciąż wizja tego, że jak tylko przyswoję to, co leży przede mną, to „przejdę pokera”, potrafi rozpalić mój umysł. Niestety uczę się zrywami, nieregularnie i – dochodzimy do sedna mojego wywodu – najchętniej zawsze od początku!
To nie tyczy się tylko pokera
Języka niemieckiego uczyłem się 4x w tygodniu w liceum. Skończyłem dwuletni zaawansowany kurs w czasie studiów, a potrafię powiedzieć, jak się nazywam i skąd pochodzę. W pamięci mam setki, jeśli nie tysiące niemieckich słówek, ale w żaden sposób ta wiedza nie przekłada się na jej zastosowanie w praktyce. Tak to właśnie wygląda, jeśli jest to wiedza nieusystematyzowana. A jest.
Od czasu do czasu zaczynam odczuwać wzmożony zew. Zew do nauki, rzecz jasna. Gdy wchodzę w trans, i jestem po wypłacie, sprzedacie mi wszystko, co tylko pozwoli mi nabyć marzenia o tym, że – ważne – od początku nauczę się języka niemieckiego.
Nie trzeba być wielkim geniuszem, żeby zauważyć, że mi nie potrzeba rozpoczynać nauki od początku, tylko potrzebuję kogoś, kto nadrobi ze mną braki w wiedzy fundamentalnej i tę moją wiedzę usystematyzuje. Po takim zabiegu bardzo szybko można wejść na poziom zaawansowany; dokładnie taką samą sytuację miałem z nauką języka angielskiego.
O co mi chodzi z tym „od początku”? Do końca nie wiem – mogę się tylko domyślać. Prawdopodobnie poprzez chaos organizacyjny, który panuje w moim życiu na co dzień, po raz kolejny przebiera się miarka i potrzebuję wtedy robić rzeczy – w tym uczyć się np. języka obcego czy gry w pokera – w sposób najbardziej metodyczny, na jaki mnie stać. Przeraża mnie wizja, że mogę przystąpić do nauki w jakimś losowym momencie – to jakbym miał zacząć oglądać film od środka. Jestem wówczas w fazie ekscytacji i brzydzę się chaosem. Gdy ekstaza opada, wszystko wraca do stanu pierwotnego. Znów nabywam wiedzę na dany temat, ale bez jej usystematyzowania na niewiele się to zdaje.
Wróćmy do pokera
Nauka gry różni się od nauki języka. Ja jestem przedstawicielem pokolenia, które język przyswajało w bardzo usystematyzowany sposób. Można powiedzieć, że obcej mowy uczyliśmy się krok po kroku, według ściśle wytyczonej ścieżki. Nie było to optymalne, bo niby umiałem powiedzieć po niemiecku, co mam w piórniku, ale nie potrafiłem zamówić posiłku w restauracji – na ustnym egzaminie końcowym, na biznesową kolację zamówiłem kapustę z mlekiem… Współcześnie duży nacisk kładzie się na przekazywanie wiedzy użytkowej. Kto by się tam przejmował znajomością nazw poszczególnych elementów z piórnika, jak w tym czasie można nabyć wiedzę na temat tego, w jaki sposób przejść rozmowę kwalifikacyjną o pracę (w obcym języku).
Z pokerem jest trochę podobnie jak z nowoczesnymi metodami nauczania języków. Nie ma czegoś takiego jak początek, od którego każdy rozpoczyna naukę, a koniec właściwie nigdy nie następuje, gdyż uczymy się przez całe życie.
Moja wiedza na temat tej gry jest naprawdę duża, ale mocno, mocno nieusystematyzowana. Rozumiem zaawansowane koncepty, ale gdzieś po drodze mam luki w wykształceniu i całość mojego know-how można określić mianem „kolosa na glinianych nogach”.
Moim celem jest teraz zebranie wszystkiego do jednego koszyczka – hyc – i wyjście na prostą. Z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że brakuje mi trenera. Kolejne samodzielne próby nauki od zera nie zdały do tej pory rezultatu. Zawsze przeszkadzał mi brak konsekwencji, brak poczucia pewności, że obrana ścieżka jest prawidłowa, aż w końcu dopadało mnie zniechęcenie… i tak do kolejnego zrywu.
Wczoraj byłem o krok od nabycia książki. Już była w koszyku, już nacisnąłem przycisk „Proceed to checkout” – w ostatniej chwili przyszło jednak otrzeźwienie, bo mam teraz sporo wydatków na głowie, gdyż szykuję się do wesela, a wiecie jak to wtedy jest – każdy grosz się liczy, a każdą wydaną złotówkę ogląda się z dwóch stron.
Dlaczego o tym napisałem?
Napisałem ten tekst z dwóch powodów. Po pierwsze, żeby się dowiedzieć, czy w gronie Czytelników PokerGround też znajdują się osoby z takim samym problemem jak mój. Czy znajdzie się ktoś równie roztrzepany jak ja? „Jak jajca w torcie” – z budki suflera dobiega głos Jacka Danielsa.
W sumie to nie wiem, jak nazwać ten problem – „nieumiejętność syntezy posiadanej wiedzy i przez to chęć powrotu do korzeni, w nadziei, że krok po kroku uda się wszystko usystematyzować”? Przynajmniej próbowałem….
Drugim powodem jest przestroga przed tym, abyście nie wpadali w pułapkę ciągłego uczenia się, z którego nic nie wynika. Nie jestem pewien, kto to powiedział, prawdopodobnie któryś gracz ze społeczności Smart Spin/Smart Backing, który mówił o tym, jak szybko można wytrenować niezłej klasy zawodnika. Jak się okazuje, można to zrobić bardzo szybko, jeśli tylko weźmie się przeciętnie bystrą osobę (wierzę, że się do tego grona zaliczam) i trenera z doświadczeniem i z odpowiednim warsztatem trenerskim. Jeśli macie taki problem jak ja, paradoksalnie, przestańcie się już uczyć, przestańcie krążyć w kółko, i w końcu się nauczcie! Czas na coaching?