Jaja

O losie (prze)okrutny. Normalnie jaja jak berety!

Jest niedzielny poranek. Za oknem złota polska jesień… Złota i czerwieni na próżno szukać, za to zewsząd me zmysły atakują wszelkie odcienie szarości. Smogu niby nie widać i oddycha się dobrze, ale w telewizji mówią, że on tam jest, i ja im wierzę. Słupek rtęci w tremometrze znajduje się już niebezpiecznie blisko zera, co oznacza tylko dwie rzeczy: za chwilę rozpocznie się zima i – co jest naturalnym następstwem powyższego – znów zaskoczy drogowców.

Po porannym przebudzeniu marzę tylko o jednym. O napiciu się wody. O umyciu zębów. O szybkiej jedynce (opcjonalne), o znośnej dwójce (opcjonalne) i na końcu, choć nie znaczy, że to mniej ważne, o porządnym śniadaniu. Od kiedy pamiętam, sobotnie i niedzielne śniadania wyglądały u mnie tak samo. Żyję na tym świecie już 35 lat i dwa miesiące. W przeliczeniu daje to ok. 422 miesiące, czyli 1.688 weekendów, w czasie których w sobotę spożywałem trzy jajka na miękko, a w niedzielę delektowałem się pyszną jajecznicą, również z trzech jaj. Odliczając pierwsze lata mojego życia, gdzie od jajek bardziej interesowały mnie cycki  – że tylko uspokoję zaniepokojonych Czytelników, w tym temacie nic się nie zmieniło – oraz chwile, gdy na śniadanie nie dałem rady wstać lub gdy pokarm po nocnej imprezie po prostu nie chciał się przyjąć, mając przy tym na względzie fakt, że „jajkoholikiem” zostałem w wieku ok. 10 lat, można śmiało powiedzieć, że przez jakieś 1.200 weekendów mojego życia napychałem się jajami w postaci zwykłej i mieszanej.

Jest rok dwa tysiące siedemnasty. Alkoholu nie piję już ponad tydzień. Wstaję wypoczęty i wyspany. Jedynka poszła. Dwójka utknęła. Humor mimo wszystko dopisuje. Co zrobić z tak dobrze rozpoczętym dniem? Dziś niedziela. Śniadaniowe menu jest właściwie w pełni określone. Trzeba jeszcze tylko zadać sobie bardzo ważne pytanie i udzielić na nie szczerej odpowiedzi. Ze szczypiorkiem czy z bekonem? A może tylko na maśle? Hmm, ta ostatnia z pomidorami i pieczarkami też była bardzo dobra. A kiedy ostatnim razem jadłem ją na kiełbasie? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Zdecyduję w sklepie. Narzucam kufaję na grzbiet. Łeb przykrywam wełnianą czapką i ruszam ku nowej gastronomicznej przygodzie – bzdura – wracam, jak wracałem przez 1.200 weekendów, na stare śmieci. Czuję się w tym składzie jak pan i władca na krańcu wszechświata.

Mijam lodówki z piwem, prawie ich nie zauważając. Dochodzę do kresu mojej krótkiej podróży i z żalem stwierdzam, że coś tu jest bardzo nie tak. „Ktoś jadł z mojej miseczki! Ktoś siedział w moim fotelu! Ktoś spał w moim łóżeczku!”. 10 jajek w cenie 9 złotych? O bogowie! Miejcie litość. Żeby to jeszcze były jaja od kur, które do SPA chodzą, które mają tyle wolności, że zrzeszają się w związki zawodowe. Gdzie tam… To jaja kur najbardziej dręczonych, siedzących i srających w klatkach jedna przez drugą i dających owoce swojej marnej egzystencji w rozmiarze „M”. To ile kosztują w takim razie „L”-ki czy „XL-ki?

– 13 zł – odpowiedziała głośno ekspedientka na w myślach przeze mnie zadane pytanie.
– Nie, ja nie krzyczę na panią, to moja dusza krzyczy – sam już nie wiem, czy to powiedziałem, czy tylko tak pomyślałem?

Tylko na rosół się nadajecie
Tylko na rosół się nadajecie

No i nie kupiłem tych jaj. No bez przesady – wybaczcie – kurwa mać! Masła też nie kupiłem, bo jedna kostka kosztuje prawie tyle co wytłaczanka jajek. No ja się pytam, co jest z tą naszą Polską?

Przez 1.200 weekendów mojego życia napychałem się jajami. Żarłem jaja aż miło w podstawówce, w liceum i na studiach – w kilku państwach na świecie. Piwa sobie odmówiłem, a soboty i niedziele uświęcałem jedynym słusznym w te dni pokarmem. Niestety 26 listopada 2017 roku legła w gruzach świecka tradycja, bo jaja były za drogie…

Ma ktoś pomysł, co jeść w przyszły weekend i jak przeżyć najbliższe Święta? Jaja to dopiero będą w Wielkanoc… albo raczej nie.

PS: Do końca pozostanę obiektywny, mimo iż bardzo korci mnie, żeby wyżyć się na rządzących, ale możliwe, że to nie ich wina. O powodach wysokich cen jajek czytajcie – tutaj.

#Smuteczek

****

Zachęcamy Was do wzięcia udziału w DARMOWYM turnieju, który 28 listopada zostanie rozegrany na PartyPoker z okazji finału Main Eventu Poker Fever. 1.150$ dodane do puli nagród – w tym 5 biletów do Poker Fever CUP oraz 500$ w gotówce. Więcej informacji uzyskacie po kliknięciu na baner.

Baner Poker Fever Series Freeroll FT

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?