Czas przełomu jest tuż, tuż. Jestem tego absolutnie pewien. Jeśli chcecie dowiedzieć się, co sprawia, że jestem do pokerowego 2020 roku nastawiony bardzo pozytywnie, zapraszam Was do czytania 111. odcinka mojego bloga.

Witam Was serdecznie w pierwszej odsłonie bloga w nowym roku. Dzisiejszy wpis poświęcę wynurzeniom na temat tego, co obecnie dzieje się w moim pokerowym życiu i jakie cele wyznaczyłem sobie na najbliższy czas. Aaa, żeby była jasność, nie na najbliższe dwanaście miesięcy. Jak wiecie – osoby, które czytają moje teksty – to wcale nie chodzi o jakieś postanowienie noworoczne, bo w tę instytucję już dawno przestałem wierzyć, ale bardziej o szczerą chęć stawania się lepszym pokerzystą, a realizacja tego celu, mówiąc zupełnie szczerze, w końcu zmierza w dobrym kierunku.

Mocne postanowienie

Wszystko, co dobre w moich pokerowych zmaganiach rozpoczęło się już jakiś czas temu, od stwierdzenia przed samym sobą, że chcę zająć się poważnie nauką gry i że w nowym dla mnie środowisku, jakim jest życie w małżeństwie, mam chęć wygospodarować wystarczająco dużo czasu na to, aby regularnie grać i uczyć się, a przy tym nie zaniedbywać ani obowiązków małżeńskich, ale też i zawodowych, i tych związanych z utrzymywaniem higieny psychicznej i fizycznej.

Cel, na tym etapie jeszcze nie namacalny czy mierzalny, został wyznaczony. To konkretne, myślę, że całkiem śmiałe, postanowienie stało się mindsetową podstawą; kierunkowskazem, z którego chętnie korzystam. Dzięki temu, że wyznaczyłem sobie jakieś ogólne ramy swojej codziennej aktywności, często zacząłem zadawać sobie pytanie, które sam nazywam najlepszym czynnikiem motywacyjnym. Zdarza się, że swój czas poświęcam czynnościom, typowym pożeraczom czasu. Myślę, że mimo najszczerszych chęci zdarza się to każdemu z nas. Gdy złapię się na takiej czynności, a do głowy dostanie się głos rozsądku, zadaję sobie jedno pytanie: Czy właśnie temu – oglądaniu Neflixa, YouTube’a, Twitcha i memów o Kwaśniewskim – powinienem się obecnie zajmować? Odpowiedź negatywna szybko doprowadza mnie do pionu i wracam na właściwe tory.

Niesamowicie ważne jest to, żebyśmy skupiali się w naszym życiu na tym, co jest najbardziej dla nas istotne i cenne. W warunkach ograniczonego czasu, w krótszej perspektywie to raptem codziennie kilka godzin po pracy, a w dłuższej to wcale nie tak znowu długie życie, musimy mocno się gimnastykować, aby do planu każdego dnia upchnąć ważne dla nas punkty i nie zaniedbywać żadnego z nich. Zajmowanie się, przepraszam za wyrażenie, pierdołami jest marnotrawieniem czasu – naszego przecież najcenniejszego i niestety nieodnawialnego zasobu. A jeśli znajdujemy czas na głupoty, to przykro mi, bo to oznacza, że mamy mniej czasu na sprawy ważne, przez co ponosimy mniej lub bardziej mierzalne i namacalne straty.

Burzymy dom na ruchomych piaskach i budujemy nowy

Właściwie powinienem powiedzieć, że burzymy dom, a fundamenty wylewamy w zupełnie innym, bardziej do tego nadającym się miejscu. Myślicie pewnie, co ma oznaczać ta niezbyt wyszukana metafora. Już spieszę z wyjaśnieniem.

Szczerze przyjrzałem się ostatnio swojej grze i dokonałem najbardziej obiektywnej oceny swoich umiejętności, na jaką było mnie stać. To, że coś nie jest z nią w porządku, wiedziałem od dawna. Rzecz w tym, że postanowiłem dowiedzieć, się, co tak naprawdę jest moim największym problemem, aby następnie załatać największe dziury. Zacząłem od analizy historii rozdań i po wcale niedługim czasie stwierdziłem, że brakuje mi wiedzy usystematyzowanej; takiej składającej się na jakiś sensowny plan gry, który z powodzeniem można stosować na mikrostawkach. Paradoksalnie, głównie dzięki oglądaniu różnych filmów z RIO, znam zaawansowane koncepty, a brakuje mi absolutnych podstaw. Mieszam zakresy, kategorie rąk, przez często nie potrafię odpowiedzieć  na pytania o cel mojego konkretnego zagrania i często, zupełnie na własne życzenie, pakuję się w kosztowne kłopoty.

Czas było z tym skończyć i jestem zadowolony, że to mi się właśnie udało. Nie chcę tutaj robić reklamy żadnym kursom ani stronom treningowym, ale w końcu znalazłem taką, która pomogła mi wylać nowe, stabilne fundamenty pod dalszą naukę. Nie zrozumcie mnie źle: w RIO znajdują się fantastyczne materiały, szczególnie dla graczy cashowych, ale zawsze brakowało mi na tej stronie czegoś w rodzaju ścieżki rozwoju kariery. Kończyło się na tym, i w ciemno strzelam, że wielu z Was boryka się z podobnymi problemami, że wiedziałem, że coś wiedziałem – często to były zaawansowane koncepty – a brakowało mi w tym wszystkim spójności. Nierzadko nie rozumiałem zagrania, jakie wykonywał trener, bo brakowało mi podstaw. Jestem przekonany, że do RIO jeszcze wrócę, ale na ten moment potrzebowałem czegoś innego.

Na koniec tego wątku chciałbym WYRAŹNIE zaznaczyć, że „wylewanie lub łatanie fundamentów” to nie jest kolejny, znany mi dobrze scenariusz, o którym pisałem w odcinku bloga pod tytułem: „Przestać się ciągle uczyć – i w końcu naucz się!”.

To będzie przełomowy rok

Nie mam co do tego żadnych wątpliwości i zupełnie abstrahuję od spraw prywatnych i zdrowotnych, ale pod względem pokerowym spodziewam się przełomowego roku. Poprę te moje predykcje ilustracją wydarzenia, jakie spotkało mnie z przeszłości.

Języka angielskiego uczyłem się wiele lat (mniej więcej podobnie jest teraz z pokerem). Często skakałem z kwiatka na kwiatek i od nauczyciela do nauczyciela. Zdarzało się, że nauka była wymuszona przez szkolę, czy przez wykładających ciężkie pieniądze na moją edukację rodziców. Minęło wiele lat, zanim zrozumiałem, że nauka języków to świetna zabawa i rzecz niezbędna we współczesnym świecie. Gdy przyszło do nauki na poważnie, mama zaprowadziła mnie do renomowanej lektorki, która powiedziała tak: Musimy zacząć od podstaw, ale jak tylko połatamy fundamenty, to zrobisz ogromny postęp, bo masz w głowie wiele zaawansowanych rzeczy. Tak też się stało, moje umiejętności językowe wystrzeliły w górę. Nastąpił przełom.

Jestem przekonany, że tak samo będzie w tym roku z nauką gry w pokera. Moja głowa naszpikowana jest zaawansowanymi konceptami, a dziurawe podstawy, w których ubytki obecnie bardzo szybko uzupełniam, za chwilę staną się solidnym fundamentem. Z tego powodu wierzę, że moje notowania pójdą mocno w górę. Będę bardzo, ale to bardzo niepocieszony, jeśli w tym roku nie zadomowię się na NL100! I mówię o tym z największym przekonaniem. Tym razem daleki jestem od życzeniowego myślenia. Do wygłaszania publicznie takich oświadczeń mam poważne przesłanki, o których ciężko mi mówić wszem i wobec. Wiecie, jak jest…

I tym optymistycznym akcentem żegnam się z Wami. Do następnego razu.

Deal

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?