Barry Greenstein to członek Poker Hall of Fame, dwukrotny mistrz World Poker Tour i zdobywca trzech bransoletek World Series of Poker, który na swoim koncie z turniejów na żywo ma 8,3 miliona dolarów, choć znany jest głównie jako specjalista gier cash z epoki pokerowego boomu.
Swego czasu Greenstein wygrywał tak dużo (5 milionów w czasie samego WSOP 2003), że przekazywał ogromne kwoty na fundacje charytatywne i zasłużył sobie na przydomek “Robin Hooda pokera.” Barry ma obecnie 62 lata, ale nadal grywa na stolikach cashowych i utrzymuje się z pokera. Oto wywiad przeprowadzony w czasie przerwy w jednej z gier.
– Nadal grywasz w pokera w Los Angeles?
– Tak, zazwyczaj zaczynamy o 3 lub 4 po południu, choć nie gram codziennie. Wolę w weekend odpocząć i zająć sięczymś innym.
– W jakie odmiany najchętniej grasz obecnie?
– Sporo jest Badugi i Baduci, Triple Draw oraz Omaha 8 or better. Największe gry w LA to stawki 200-400$. Nie spotykam tu jednak ludzi z Las Vegas, których twarze znacie z telewizji. Jestem pewien, że oprócz tych legend pokera jest naprawdę ogromna liczba fanów cashówek. Zazwyczaj to z nimi gram.
– Czy jeździsz jeszcze na turnieje?
– W zasadzie tylko na World Series. To ogromny festiwal z wspaniałymi nagrodami i całą masą doskonałych zawodników, który po prostu przyjemnie się gra.
– Opowiedz nam coś o swoich latach młodości. Co z nich pamiętasz najbardziej?
– Miałem doskonałe dzieciństwo. Nie kojarzę w ogóle, abym miał jakieś słabsze dni. Dopiero mając 17 lat doświadczyłem smutku, bo zerwała wtedy ze mną dziewczyna. Zdałem sobie wtedy sprawę, jak szczęśliwym dzieckiem byłem. Miałem wspaniałych rodziców i trójkę rodzeństwa, z którym doskonale się rozumiałem. Grałem sporo z kolegami i uwielbiałem baseball. Wśród moich sąsiadów było też mnóstwo dzieciaków w moim wieku, więc miałem z kim grać i bawić się. Wielu z nich robiło potem karierę w drużynach sportowych. Moje pokolenie to sporo sportowców, którzy zainteresowali się pokerem. Dzisiaj jest trochę inaczej. Dzieciaki zaczynają grać w pokera przed komputerem w bardzo młodym wieku.
– Daniel Negreanu to jeden z zawodników, których spotkałeś, gdy byli bardzo młodzi. Co o nim myślałeś na początku?
– Pamiętam, że był wtedy głównie graczem turniejowym, a ja interesowałem się cashowymi stolikami. Reprezentował jeszcze na początku inny room niż PS i zaproponowałem mu grę. Wybrał w jakie odmiany będziemy grać, a ja zarezerwowałem sobie prawo do ustalenia kolejności w jakiej będziemy je rozgrywać. Ustawiłem sporo odmian Studa, w którego byłem dobry i na stawkach 500-1000$ udało mi się wypracować nad nim sporą przewagę. Byłem jednym z najlepszych graczy na świecie w tej odmianie w tamtym czasie, a on dopiero się uczył. Miażdżyłem go więc, miksując zagrania, czasem tylko po to, aby myślał, że udało mi się dobrać na riverze, kiedy tak naprawdę miałem do zdominowanego cały czas.
– Jak zakończyła się ta gra?
– Danie skorzystał z prawa do rewanżu i popełnił tym samym błąd, ale ja zrobiłem jeszcze większy i pozwoliłem, aby Alan Boston usiadł za nim. To jeden z tych zawodników, którzy mówią to, co myślą. Daniel zaczął narzekać, że mam farta, a Alan odparł, że Daniel nie ma pojęcia jak grać w Studa. Zmieniliśmy więc odmianę na high-low i przypuszczam, że tam nasze umiejętności się wyrównały. Koniec końców niestety przegrałem rewanżowy pojedynek heads-up z Negreanu.
– Dosyć wcześnie poznałeś też Phila Ivey, prawda?
– Tak. W tamtym czasie często dzwonił do mnie. Raz spytał mnie czy dobrze zrobił pasując króle, bo na jego stole zagrał ktoś, kto jego zdaniem był biznesmenem i możliwość utraty stacka przerażała go, a wtedy położył na jeden stół wszystko, co przywiózł na grę. Powiedziałem mu, że popełnił błąd i poleciłem, aby pytał mnie o to, kto siedzi na jego stole. Znałem tych ludzi, a on nie należał do tych, którzy sprawdzają przeciwników. Nawet nie korzystał z Google. Komputera używał tylko do gry w sieci.
– Jaki był najlepszy zakup akcji lub wymiana z innym zawodnikiem w Twojej karierze?
– Nigdy nie sprzedają udziałów i nie kupuję. To co wygrywam, jest w całości moje. Raz Erik Seidel zaproponował mi 5% swoich udziałów w ramach swapu. Odmówiłem, bo nie robiłem tego dotąd i nie zamierzałem się wymieniać. Spytałem go później jak opłacają mu się takie wymiany udziałów (a był już wtedy bardzo dobry), na co odparł, że kosztowało go to pół miliona dolarów. Zaśmiałem się i nigdy później nie przyszło mi już do głowy, aby się wymienić.