poker Grind

Minął już miesiąc od mojego ostatniego wpisu na blogu, także najwyższy czas nadrobić zaległości. Dzisiaj, o dziwo, będzie sporo na temat moich pokerowych planów, ale nie zabraknie też krótkiego podsumowania ostatniego meczu, na którym byłam. No to zaczynajmy!

Miało być o wszystkim, ale nie o pokerze.. No właśnie – MIAŁO BYĆ! Eh, jak ja kocham te sprzeczności w sobie :) Przez długi okres niewiele wspólnego miałam z pokerem, wszak 2 lata przerwy w  'karierze’ to naprawdę bardzo dużo! Przez dokładnie tyle czasu, zasiadałam do gry naprawdę od święta, jednocześnie w ogóle nie interesowałam się niczym co związane z pokerowym światem, ale to wszystko już wiecie z wcześniejszych moich wpisów.

No dobrze, to teraz podstawowe pytanie, co się u mnie zmieniło, że zapragnęłam powrotu do solidnego grindu? Śpieszę z odpowiedzią! Nie ukrywam, że najważniejszy wpływ ma na mnie współpraca z PG, jednocześnie dzięki nim mam motywację nie tylko do gry, ale przede wszystkim do rozwoju osobistego, co jest dla mnie niezwykle szokujące! Szokujące, bowiem ja naprawdę jestem rebelem w spódnicy i nie lubię, a raczej nie lubiłam, tracić czasu na teorię. Wolałam odpalić sesję i na kozaku sobie pykać gierkę, ucząc się na własnych błędach. Szkoda tylko, że te błędy kosztowały mnie real money. No, ale człowiek do pewnych rzeczy dojrzewa i czasami warto mieć dłuższą przerwę, by powrócić z nowym podejściem.

PodcastZaczęło się od niedzielnych podcastów, które przygotowuje dla nas ekipa PG. Nie ukrywam, że na początku byłam sceptycznie nastawiona, gdyż nie przepadałam za tego typu formą komunikacji. Zazwyczaj wszystkie podcasty, których próbowałam posłuchać wyłączałam szybciej niż je włączałam. Nie przemawiało do mnie słuchanie kogoś, kto siedzi i gada o gierce innych – NUDA. Jednakże, postanowiłam, że przemęczę się i przesłucham cały podcast PG. No i tutaj duża niespodzianka, bo nuda to ostatnie słowo jakim mogłabym go określić. Oprócz railowania często są także bardzo ciekawi goście, jak choćby Kaczmarol, Jeffrey czy mój mindsetowy mistrz – HahaUnaab. Bez wątpienia, dużym atutem ich występu jest fakt, że można się od nich dowiedzieć bardzo ciekawych rzeczy się, nie tylko z zakresu samej gry. Chłopaki potrafią fajnie gadać, w prosty sposób przekazują swoje życiowe doświadczenia i imponują etyką pracy. Dla kogoś takiego jak ja, jest to niezwykle interesujące i pouczające. Kolejnym atutem jest również chat z bardzo aktywnymi słuchaczami, gdzie można fajnie porozmawiać, choć czasem mniej merytorycznie – pozdrawiam wszystkich fanów słynnych „cycków, lodów i szpilek” ;)

Od dwóch tygodni są także podcasty mindsetowe, które przeprowadza dla nas niezastąpiony Lechrumski oraz Alchemik. Biorąc pod uwagę energię ich obu oraz najważniejszy dla mnie temat samorozwoju – mindset – to szczerze jestem w siódmym niebie, bowiem wszystko mam podane dosłownie na tacy. Nic tylko aktywnie brać udział i czerpać wiedzę!

StudyJakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, to podcasty są obecnie moją najlepszą formą pokerowego rozwoju. Jutro rusza także Study Group, w którym wezmę udział, więc głęboko wierzę w to, że z biegiem czasu – jeśli będę dobrym uczniem – efekty się pojawią. Kolejną fajną opcją jest udostępnianie swojego ekranu podczas gry, który praktykuję ostatnio z kilkoma graczami i myślę, że dla kogoś, kto nie lubi analizować swoich rozdań, jest to również dobra forma rozwoju. Jestem też w trakcie czytania książki ’Poker Mindset’. Także biorąc pod uwagę te wszystkie formy nauki, myślę, że nastąpił w mojej psychice duży przełom, a to już dla mnie jest osobisty sukces. Chociaż warto też tutaj zaznaczyć, że wyznacznik samodoskonalenia się, dla każdego człowieka jest inny i to co dla mnie jest odpowiednie dla innych może takie nie być.

ChallengeMniej więcej w połowie miesiąca chcę także rozpocząć mały challenge związany z moim powrotem do grindu, jednakże szczegóły napiszę niebawem na forum, gdzie założę specjalny wątek. Ostatnio na podcaście mindsetowym zarówno Alchemik jak i Lechrumski słusznie zauważyli, że niektórzy gracze robią sobie challenge, bo mają chęć rywalizacji. Ja osobiście potrzebuję ogromnej motywacji do poprawnej gry, dlatego challange traktuję jako mobilizator, dodatkowo chcę nauczyć się pewnej systematyczności oraz samodyscypliny, dlatego uważam, że w celu rozwoju będzie to dla mnie EV+.

Ok, to może teraz napiszę pokrótce o tym co chcę grać – SnG 18 osobowe w formule turbo, zaczynając od $1,50, z których moim pierwszym konkretnym celem będzie przeskok na $3,50 i na tych stawkach na pewno będę chciała spędzić sporo czasu, aby jak najwięcej się nauczyć. Zwłaszcza chcę skupić się na fazie push or fold, z którą paradoksalnie zawsze miałam największe problemy. Aby być w pełni gotową do gry, skonfigurowałam w końcu HUD’a tak, aby był dla mnie najbardziej optymalny i po próbnej sesji jestem z niego bardzo zadowolona, chociaż muszę przyznać, że ciężko mi się przestawić na statystyki, kiedy długo nie miałam z nimi do czynienia.

Hud

I teraz na koniec, reasumując – wybieram SnG ponieważ są znacznie mniej swingowe niż MTT i mimo, że uwielbiam te drugie, to mój bankroll musiałby pokrywać milion buyinów, abym swobodnie mogła je grać bez utraty komfortu psychicznego. Kolejnym aspektem, który zadecydował, że postawiłam na sitki jest czas, który chcę poświęcić na grę. Z własnego doświadczenia wiem, że nie sprzyjał mi grind wielogodzinny, dlatego wolę skupić się na 2-4 godzinach dziennie, abym miała też czas na pracę czy rozrywkę. I w końcu najważniejszy atut – szlifowanie samodyscypliny. Chcę założyć sobie pewne cele i przestrzegać swoich planów, bo wiem, że w dłuższym okresie czasu, będzie to dla mnie niezwykle profitowe i nie mam tutaj na myśli tylko profitów stricte finansowych.

Kto śledzi mojego Facebook’a oraz regularnie czyta wpisy na blogu, ten wie, że jestem właśnie po pierwszej w tym roku – lecz nie ostatniej – przeprowadzce. Na chwilę zatrzymałam się w rodzinnym mieście, a co za tym idzie w końcu mam czas na drugą moją pasję, a mianowicie na football! Ilekroć mam okazję pójść na mecz, jestem niesamowicie nakręcona. Atmosfera na stadionie od strony kibicowskiej jest dla mnie kwintesencją piłki nożnej, ale co by nie było, że jestem szaloną fanatyczką, napiszę kilka słów o samym spotkaniu Lech – Jagiellonia. Nie wiem jak to wyglądało z perspektywy widza sprzed telewizora, zapewne widział bardziej szczegółowo wszystkie akcje, zwłaszcza, że część meczu spędziłam tyłem do trybuny, a powtórek nie zwykłam oglądać, jednakże na podstawie tego co sama widziałam, postaram się podzielić przemyśleniami.

Kolejorz

Cieszy zwycięstwo i cenne 3 punkty, to nie podlega żadnej wątpliwości, niemniej pierwsza połowa meczu pozostawia wiele do życzenia. Warto zaznaczyć, że Jagiellonia zagrała naprawdę dobry mecz w defensywie. Bronili bardzo dobrze i to było widać w bezradnych, ofensywnych poczynaniach Lecha. Pawłowski mimo asysty przy golu Douglasa i wywalczonego karnego nic sobą nie zaprezentował, a do jego poziomu dostosował się niestety Hamalainen, zatem przód wyglądał jak wyglądał. Bardzo fajnie opanowany środek przez Linettego i Trałkę, ale największym pozytywem meczu był bez wątpienia Sadajev, no i w obronie Kędziora i Paulus całkiem nieźle! Cieszyć też może fakt, że do końca walczyliśmy o zwycięstwo i w ostatnich minutach spotkania się to w końcu udało, ale brakowało zagrań z pierwszej piłki, które by rozgromiły obronę przeciwnika. Mimo mojej ogromnej miłości do Lecha, niestety muszę przyznać, że styl gry jest porażający. Większość podań to przypadek, bo momentami mam wrażenie, że podają, ale sami nie wiedzą do kogo. Niby zwycięstwo, niby punkty zostają w domu, niby radość, ale ciągle czegoś brakuje. Brakuje przede wszystkim dobrego futbolu, ale patrząc 5 lat wstecz, gdy Lech zdobył Mistrza Polski, to też gra nie powalała, a ostatecznie punktami udało się zwyciężyć. Może ja wciąż jestem naiwna oczekując lepszej gry w polskiej lidze, ale wiem, że Lech jest zespołem z ogromnym potencjałem, choć niestety wciąż tego potencjału nie wykorzystują. Już niedługo wielkie 'Derby Polski’ czyli spotkanie poznańskiej Lokomotywy z warszawską Legią i to będzie najciekawszy dla mnie mecz sezonu, także szczerze nie mogę się doczekać, bo poznański Kocioł będzie HUCZAŁ! :)

Tym akcentem kończę dzisiejszy wpis, ponieważ nie chcę robić z niego kogla mogla ;) Na koniec standardowo polecam świetny utwór oraz życzę samych shipów!

 [jwplayer mediaid=”31153″]

Kejsi
#AleTypiara czyli bloguję, typuję, a w wolnych chwilach gotuję i mecze obserwuję.