W poprzednim odcinku mojego bloga pisałem wam co nieco odnośnie tego, że zamierzam zacząć grę „od poziomu piwnicy, żeby następnie klatką schodową – choćby i tą dla służby – dostać się na wyższe piętra budynku. O wejściu na strych na razie nie marzę, a i na dach też się nie wybieram, bo może być to niebezpieczna zabawa, jeśli nie posiadam niezbędnych do tego umiejętności”. Jednym zdaniem: pogodziłem się z tym, że zaczynam moją pokerową podróż całkowicie od zera.
Wieczorem zalogowałem się na PartyPoker i wybrałem sobie stolik z uśmiechniętym „ryjkiem”. Wyczytałem z podpowiedzi, że jest to rodzaj stołu dla graczy rekreacyjnych.
– Tego właśnie szukałem – powiedziałem do siebie w myślach, a że jestem trochę „farbowanym” graczem rekreacyjnym, bo najlepiej czuję się na 3 stołach fastforward, to zapragnąłem sobie otworzyć sześć okienek klasycznych, żeby w ogóle poczuć, że cokolwiek się dzieje. Zająłem miejsce przy pierwszym z nich i już poprawiałem spodnie w kroku, żeby wygodnie usiąść przy następnych, gdy nagle „ryjka” humor opuścił, po uśmiechu nie pozostał żaden ślad i zostało mi wówczas zakomunikowane, że akcje grupowe są niedozwolone i z „ryjkiem” mogę obcować tylko na jednym stole. Z całym szacunkiem, ale musiałem podziękować.
Zostawiłem grę na stołach rekreacyjnych osobom, które rzeczywiście może uczą się dopiero absolutnych podstaw i ciężko im ogarnąć grę nawet w jednym oknie, i udałem się do stołów dla „prawdziwych wymiataczy”. Pierwotny plan odpalenia sześciu sztuk zrealizowałem błyskawicznie i po chwili już byłem w grze, już czułem się grinderem, a fakt, że w każdym rozdaniu ryzykowałem 2 dolarami, napawał mnie… zniesmaczeniem – mimo iż nadal uważam, że rozpoczynanie gry od najniższych stawek nie jest ujmą dla nikogo.
Pierwsze śliwki robaczywki
To jest ciągle ta sama gra, ale już teraz widzę, że będzie musiało upłynąć dużo wody Wiśle, żebym na najniższych stawkach nauczył się utrzymywać koncentrację.
Sesja trwała jakieś dwie godziny i skończyła się dwoma buy-inami dopisanymi do bankrolla, ale nie wszystko poszło tak, jak sobie pierwotnie założyłem:
- Tylko kilka minut byłem w stanie skupić się na samej grze bez przeglądania Internetu.
- Nie udało mi się wyzbyć przeświadczenia, że gram o frytki z McDonald’sa i wykonałem kilka niepotrzebnych sprawdzeń, bo kosztowały mnie tylko 1 dolara. Nie powinienem w ten sposób robić, bo przecież to było aż 50bb i w takich kategoriach, a nie w kategorii frytek, powinienem o tych sytuacjach myśleć.
- Moim najtrudniejszym rywalem jestem ja sam. Nie mówię, że jestem najlepszy w „puli graczy” na danym limicie – może tak jest, może nie, ale na NL2 nie chodzi o dominację umiejętnościami stricte pokerowymi, tylko o cierpliwość i o nieuleganie emocjom, kiedy np. ktoś po raz kolejny złapie 2-outera na river.
- Z powyższego wynika jeszcze jedna rzecz. Awans na NL4 jest tylko kwestią czasu, a nie niewiadomą, jednak przed kolejną sesją będę musiał, choćby, zajrzeć do tego wpisu i przypomnieć sobie błędy z pierwszej osłony, a następnie zagrać np. 2 razy po 40 minut przy możliwie największym skupieniu. To jest naprawdę niełatwe.
- Z mojego wcześniejszego klikania na PartyPoker uzbierało mi się 198 pkt., co oznacza, że przekroczyłem połowę drogi do odebrania licencji na darmowy Poker Tracker 4 w wersji „small stakes” (bo na niego się zasadzam), jednak na tych stawkach raczej ciężko mi będzie marzyć o szybkim wyrobieniu reszty punktów (ale na takim NL 10 powinno pójść już gładko). Póki jednak nie będę dysponował programem „trackującym”, zmniejszam ilość stołów do 4 i biorę się za robienie notatek. Liczę, że jak się czymś zajmę w okresach, kiedy nie podejmuję decyzji przy stole, będzie mi łatwiej utrzymać koncentrację.
Czy to jest ta sama gra jak kilka lat temu?
Szaleństwa były i są ciągle na tym samym poziomie, a ułańskiej fantazji nie brakuje nie tylko graczom z Polski. Jeden z moich rywali, gracz mający 48bb, otworzył na pozycji CO. Ja miałem AKs na BTN i zagrałem 3-bet dla wartości z intencją wrzucenia tych 48 blindów na środek. Dostałem od niego szybki 4 bet i od razu mi serce zadrżało, bo na tych stawkach często to oznacza range KK+, no ale w żaden sposób nie mogłem tego zrzucić do tej wielkości stacka. 3 sek. po moim zagraniu all-in dostałem call, a mój rywal pokazał… 59o.
Odnoszę wrażenie, że gra się jednak troszeczkę zmieniła. Kilka lat temu ładowałem z top parą trzy beczki za ponad 3/4 puli i mogłem liczyć, że dostanę 3 sprawdzenia, a mój układ nadal będzie najsilniejszy na riverze. Obecnie – zaznaczam, że mam małą próbkę rozdań – moje odczucie jest takie, że gracze tego rivera tak często już nie opłacają, a czasami ktoś robi całkowitego psikusa i daje mi na odchodne check-raise, kolokwialnie rzecz ujmując, prosto w ryj. Boli za każdym razem, a człowiek zaczyna się wówczas zastanawiać nad zastosowaniem kontroli wielkości puli. Tak, dla mnie też to dziwnie brzmi w odniesieniu do tego limitu.
Nadal świetnie sprawdzają się 3-bety; w tym obszarze gra na pewno się nie zmieniła. Gracze na tych stawkach po prostu nie potrafią sobie radzić z agresją przed flopem. Niezmienne pozostaje również to, że „jak mocno biją, to w 90% mają dobrze„.
Czas na wrzucenie kamyczka do własnego ogródka
W tym miejscu przyznam się wam do czegoś. W rozdaniu, o którym wspominam na początku poprzedniej sekcji, trafiłem – na szczęście – mojego króla na flopie, a mój przeciwnik trafił swoją 9 na turnie. Gdyby mi się jednak nie udało zahaczyć, a jemu tak, to dostałbym „piany” jak Phil Hellmuth Jr. Pokaż mi JJ, właściwie nieznacznie lepszy układ, lub AQ i traf, a nie będę miał z tym problemu, ale w sytuacji, w której rywal pokazuje mi układ totalnie śmieciowy i wygrywa ze mną rozdanie, rozmontowuje mnie na najbliższe kilka minut lub nawet na resztę sesji.
Co to oznacza? Mój pokerowy „mindset leży i kwiczy”. Wiem, że dzięki takim graczom można szybko budować bankroll na tych stawkach i powinienem modlić się do bóstw wszelakich, aby zsyłali takich „wyczesańców” w jak największej ilości. Wiem również, że siłą rzeczy gracz z mocniejszym zakresem i większymi umiejętnościami jest bardziej narażony na otrzymywanie „badbeatów” niż na ich „sprzedawanie”. Co z tego, że to wszystko wiem, jak w sytuacji, w której to się wydarza, odczuwam fizyczny ból, że zamiast kolejnego buy-ina i kroku do przodu wykonuję krok w tył, a w mojej głowie pojawia się przytłaczające myślenie o wykonywaniu „syzyfowej pracy”.
Prawdopodobieństwo, głupcze!
Moje myślenie o tego typu sytuacjach jest niestety całkowicie niewłaściwe, bo czy takie prowadzenie powinno się w jakikolwiek sposób uznawać za pewnik? Czemu się więc irytuję?
Nic to! Czas wziąć się za lekturę „Poker Mindset” w polskiej wersji językowej, którą niedawno otrzymałem, bo wyjdzie na to, że w każdym odcinku tylko narzekam wam, jak to jest źle u mnie z tym mindsetem i dojdzie do tego, że w końcu was tym zamęczę i przestaniecie czytać moje wpisy.
Mam nadzieję, że poprawę w moim nastawieniu zobaczycie już niedługo i że będę mógł się wam pochwalić drobnymi sukcesami na polu mentalnej zmiany. A o wyniki na tych stawkach jestem całkowicie spokojny.
********
Jeśli podoba się wam, w jaki sposób piszę, dajcie feedback w komentarzach i kciuka w górę. Będzie to dla mnie największą nagrodą. Jeśli się nie podoba, tym bardziej napiszcie, co mogę robić lepiej. Z góry dziękuję za lajki i każdy merytoryczny komentarz.
Zakładając konto na PartyPoker z kodem DOROPG, otrzymacie: darmowe 20 USD na start (od razu zapraszam do rywalizacji ze mną na NL2), bonus 100% do $500 przy wpłacie min. 25 USD, możliwość wyrobienia za punkty licencji na Holdem Manager 2 lub Poker Tracker 4, możliwość otrzymania za punkty PlayStation 4. Nie będę ukrywał, że ja również coś dostanę po waszej rejestracji, a wy poprzez korzystanie z mojego kodu możecie okazać wsparcie dla tego, co robię na PokerGround. Dziękuję.
Dior