Tak kurwa, pod warunkiem że się cos robi regularnie. Po ostatnim bieganiu za piłką, pomimo że to nie była pierwsza gierka w tym roku, nogi tak mnie napierdalają że aż wstyd przy ludziach po schodach schodzić. No ale ekipa na piłe jest świetna, sami znajomi, brak prosów, poziom w miare wyrównany a na boisku zdecydowanie więcej sytuacji po których można parsknąć śmiechem niż powiedzieć że ręce same składają się do oklasków, zresztą jak w naszej rodzimej ekstraklasie. Warunki idealne do tego aby po skończonej grze odpalić sobie piwko i pokontemplować o życiu oraz tych wybitnych sytuacjach na boisku, no ale nie po to się tyle biega po boisku żeby sobie wypić piwko, to tak trochę nie zdrowo i nie wypada, bo jedno piwko? To nawet głupio… hmm co innego jakaś zmrożona flaszka, po pierwsze to wyrażenie „nie wypada” już tutaj nie obowiązuję, bo jak pić to normalnie a nie jakieś nie wiadomo co, do tego można by regularnie przy każdym następnym kielichu mówić: „na zdrowie”…zresztą nawet pora taka w miarę odpowiednia, późny wieczór.. Co prawda komplikuje trochę to wszystko fakt że jest to poniedziałek, ale że zdecydowanie odbiegłem już od tematu to nie będę go więcej drążył…
Co się w ogole stało, że zaczałem biegać za piłką? Oprocz fajnej ekipy jest jeszcze jeden aspekt, w jednym z midsetowych filmików na strategy usłyszałem zajebiste zdanie : „Bądź profesjonalny a nie perfekcyjny”, zdanie to rozwiązało praktycznie ostatnie moje problemy z tiltem, bo tak jak już zaakceptowałem tą pojebaną wariancje w odmianie która gram, tak nic mnie bardziej nie wkurwiało niż oczywiste błędy jakie popełniałem w trakcie gry, do tego stopnia że zamiast skupić się na następnych akcjach multitablujac, to rozmysłałem o tej jednej/kilku akcjach, wkurwiajac się na siebie i tłumacząc sobie że jestem beznadziejnym debilem i że jak mogłem tak chujowo zagrać? oczywiście powodowało to dekoncentracje, a dekoncentracja następne niewymuszone błędy co się zapętlało i powodowało chęć pierdalnięcia monitorem o ścianę. Po tym zdaniu zrozumiałem że nikt nie jest perfekcyjny, a to do czego powinienem dążyć, to robić wszystko profesjonalnie, bo profesjonalista zostawia sobie miejsce na błąd, każdy człowiek je popełnia, a u perfekcjonisty takiego miejsca na błąd nie ma. Inna sprawa, że do tej pory nie byłem ani profesjonalny ani perfekcyjny,ale nie będę się w to wgłębiać, w każdym razie to zdanie całkowicie zmieniło moje podejscie do gry, zreszta nie tylko do gry. Zacząłem się zastanawiać, skoro gram od ładnych paru lat, to co muszę zrobić, aby to moje podejście do gry było jak najbardziej profesjonale? Zacząłem regularnie ćwiczyć, a najbardziej skupiłem się aby pilnować aby moje sesje a w szczególności analiza były regularne. Pilnowałem czasu jaki miałem zaplanowany na analize czy gre, w sensie jeśli było to półtorej godziny a po godzinie już mi się nie chciało i miałem nie odpartą ochotę zrobić sobie przerwe, to mój wewnętrzny głos mówił coś w stylu: „Kurwa, chcesz być profesjonalny? To te 30 min wytrzymasz”, i wytrzymuje.
„Sukces jest skutkiem osądów, osądy są skutkiem doświadczenia, a doświadczenie jest skutkiem złych osądów/błędów”. Kolejne zajebiste zdanie które przeczytałem niedawno w książce. Dzięki niemu zupełnie inaczej podchodzę do błędów które popełniam, nie traktuje ich już jako coś złego, nie wkurwiam się, że je popełniam, tylko traktuje je jako możliwość do poprawienia swoich umiejętności, każdy błąd sobie zaznaczam i analizuje, szukając jego przyczyn, czy to brak odpowiedniej koncentracji, czy zbyt szybko podjęta decyzja nie biorąca pod uwagę statystyk przeciwnika, czy tego że jego tendencja pod czas meczu uległa zmianie. Po odnalezieniu przyczyny, policzeniu odpowiedniego wariantu gry, nie gwarantuje sobie tego że już nigdy takiego błędu nie popełnie, ale zdecydowanie zmniejszam prawdopodobieństwo jego wystąpienia.
Wyniki? Czuję i widzę zmianę, co mnie motywuje żeby sobie jeszcze bardziej podnosić poprzeczkę , teraz koncentruję się na rozwoju, bo bez tego będzie chuj a nie wyniki.
Co do uczelni… to tu słowo profesjonalizm nie występuję. Sesja jak zwykle się troche przeciągneła z lekkimi komplikacjami, ale tym razem bez większych problemów. Magisterka leży i kwiczy i do maja nawet nie jest wpisane w mój harmonogram aby coś z tym zrobić. Do tego w tym semestrze mam jeszcze zajęcia z jakimś magistrem, który aż za bardzo chce profesjonalnie podejść do swojej pracy, i już straszy wrześniem, lecz głeboko wierze że do czerwca mu przejdzie, bo wolałbym moją całą zabawę ze studiowaniem skończyć jak najszybciej niż pierdolić się z tym do późnej jesieni. Zabawa zabawą, ale bez przesady.
Podsumowując ten wpis, nie doceniałem siły samorozwoju, wiedziałem, że coś takiego jest, coś tam nawet w tym kierunku robiłem ale dopiero w tym roku naprawdę się za to zabrałem i widzę olbrzymią różnicę w swoim zachowaniu i sposobie myślenia. Nie chodzi tutaj o to że np. pod czas imprezy powiem że nie pije alko, bo alko jest przereklamowane jak to ostatnia wypalił KMPK, tłumacząc się kacem czy czymś tam, tylko chodzi o to że chce całkowicie wyeliminować u siebie zdania typu „Gdyby mi się chciało tak jak mi się nie chce” czy np. „ Idę jakbym miał się usiąść” oraz do minimum ograniczyć czas jaki poświęcam na opierdalanie się czytając bezproduktywne artykuły na necie. Kwestia wytrwałości i będzie dobrze.
Pozdro!!