Czy warto kupować licencje na solvery? A może lepiej skupić się na zakupie gotowych rozwiązań?
Solvery GTO to narzędzia, które potrafią emulować rozwiązania najbardziej zbliżone do optymalnych z punktu widzenia teorii gier. Przekładając to na „j. polski”, głównym zadaniem solverów jest formułowanie, na podstawie danych wejściowych od użytkownika, zrównoważonej strategii, której nie można wykorzystać. Z tego powodu od lat pokerzyści bardzo mocno interesują się programami, dzięki którym mogą wykonywać proste i złożone analizy. Wykorzystują to twórcy oprogramowania, którzy zaczęli zalewać rynek programami i aplikacjami generującymi rozwiązania GTO.
Sam kiedyś kupiłem taki program. Był nim oczywiście PioSOLVER – można powiedzieć, że w tej kategorii to chyba najbardziej znany soft na tym rynku, a przynajmniej tak było kilka lat temu. W sumie nie wiedziałem, co kupuję. Jako „noob”, który chciał wygrywać, miałem nadzieję, że wraz z licencją na program, która kosztowała mnie 250$, kupuję przepis na wygrywanie. Mówili, że to działa, a że kosztuje kilkaset dolarów, to chyba nawet jest uzasadnione. Dobry towar musi kosztować, prawda? Kupione. Chwilę później przyszło rozczarowanie, że nie dostałem gotowej recepty na sukces, tylko narzędzie, które odpowiednio trzeba zaprogramować, a potem jeszcze we właściwy sposób zinterpretować wyniki, żeby ten sukces odnieść. Oj, głupi ja.
Efektywność nauki
Nie jest dla mnie problemem odpalenie PioSolvera i zbudowanie drzewa decyzyjnego, a następnie „rozwiązanie” jakiegoś scenariusza. Pewnie w przypadku innych programów, które pojawiły się na rynku po PIO, przez co mających ulepszony i bardziej intuicyjny interfejs, też w 5 minut nauczyłbym się obsługi podstawowych narzędzi, jakie one oferują. Niestety każdorazowa zmiana kluczowych zmiennych prowadzi do tego, że całość trzeba rozwiązywać na nowo, co w krótkim czasie prowadzi nas do zniechęcenia, ale również do wniosku, że ten sposób nauki jest wysoce nieefektywny. Graczom zależy na tym, żeby przy analizowaniu rozdania bardzo szybko móc tworzyć i zagłębiać się w różne, często poboczne, scenariusze. Odpowiedzi chcemy mieć na tu i teraz. Kończy się na tym, że większość czasu spędzamy na obsłudze programu niż na analizie. Kończy się też tym, że program zalega na półce.
Skrypty i gotowe rozwiązania
Problem ze wszystkimi programami tego typu jest jeden: takie „dziubanie” rozdanie po rozdaniu to kropla w morzu potrzeb, a do efektywnej nauki, do wyciągnięcia wiarygodnych wniosków potrzebne jest tworzenie albo zagregowanych raportów (praca ze skryptami) albo praca z całymi gigantycznymi drzewami. Do ich generowania potrzeba już niestety więcej wiedzy z dziedziny zarówno statystyki, jak i umiejętności tworzenia skryptów, a do tego drugiego potrzeba ogromnej, ale to ogromnej mocy obliczeniowej, którą w warunkach domowych praktycznie nikt nie dysponuje. Wobec powyższego obliczenia, które nawet na potężnych maszynach mogą trwać tygodniami, trzeba zlecić firmie zewnętrznej i słono za to zapłacić. Dla grinderów z niskich stawek to całkowity „overkill”.
Rozróżnij produkt końcowy od technologii produkcji
Pozwólcie, że posłużę się tutaj prostą analogią. Czy jeśli udajecie się do piekarni, to zależy Wam na tym, żeby zobaczyć, w jaki sposób wyrabia się chleb, czy żeby go kupić i zjeść? Oczywiście, że zależy nam na produkcie końcowym. Sam proces twórczy nikogo nie interesuje. Niestety większość niedoświadczonych graczy kupuje solver z myślą o tym, że kupuje gotowy produkt, a niestety wcale tak nie jest. Kupujecie wszystko, tylko nie gotowy produkt. Kupujecie „technologię produkcji”, niezwykle skuteczną, dzięki której można osiągnąć fantastyczny produkt końcowy. Jednak bez odpowiedniego technologa produkcji nawet najlepsze maszyny świata będą po prostu stały bezużyteczne.
Czy całkowicie bezużytecznie? Nie. Z analiz pojedynczych rozdań, których też przecież można wykonywać na pęczki, też można się wiele nauczyć. Jednak odnoszę wrażenie, że stosunek kosztów poniesionej inwestycji – tylko GTO+ posiada licencję za 75$, reszta solverów kosztuje 250$ i więcej – do efektu edukacyjnego jest w najlepszym przypadku średni.
Czy warto płacić za wypiek „chleba”?
Na wstępie warto zaznaczyć, że takie gotowe rozwiązania najczęściej kosztują więcej niż sama licencja na solver. Nie bierze się to z niczego. Know-how w połączeniu z kosztami pracy serwerów i marża decydują o wysokiej cenie produktu finalnego.
Myślę sobie tak. Jeśli gracze z NL50 czy NL100 dostaliby takie „drzewko” w prezencie od dobrego wujka z Ameryki, to jeśli przysiedliby do analizy, to oczywiście bardzo by skorzystali na zdobytej wiedzy. Z drugiej strony myślę również, że inwestowanie w rozwiązane scenariusze czy raporty poniżej NL500 pod względem finansowym również wygląda „podejrzanie”. Pewnie w przypadku graczy z niższych limitów te środki można wydać w bardziej efektywny sposób.
Podsumowanie
Jeśli decydujecie się na zakup licencji na solvery, nie popełnijcie błędu, który popełnia wielu aspirujących graczy (włączając w to autora niniejszego artykułu). Nie myślcie, że kupujecie gotowe rozwiązanie, a już tym bardziej, że kupujecie gotową receptę na sukces. Solver sam w sobie jest bezużyteczny i jest jedynie w takim stopniu skuteczny, jak poprawne i istotne będą dane, które do niego wprowadzicie. Weźcie pod uwagę to, że musi się Wam chcieć. Musicie wiedzieć jak. Musicie też umieć zinterpretować wyplute przez program wyniki. Nie jest to może fizyka jądrowa, ale też nie są to czynności z gatunku „wsiadł na rower i pojechał”. Pamiętajcie również o ograniczeniach w domowej obróbce danych.