Polska to smutny kraj. Wychodzę sobie rano do sklepu, pogadam ze sprzedawcą – wszyscy się uśmiechają. Spotkam listonosza – też się uśmiecha. Rozmawiam z kimkolwiek znajomym – fajnie. A jednak każdy w tym kraju jest wiecznie wkurwiony.

Wystarczy z ludźmi wejść w konwersację dłuższą niż dwa zdania i zaraz zaczyna się jad. Na mnie, na pogodę, na politykę, cokolwiek. Sam sobie lubię ponarzekać, ale raczej dla sportu. Jestem jednym z tych porządnych co to zaczynają zmienianie świata od siebie samych i inne takie bzdury. Natomiast ludzie są jacyś dziwni. Najczęściej morda w dół, formacja żółwia i hurr durr wąsy do roboty w autobusie, a potem do domu na kanapę. Ale jak jest okazja opieprzyć sąsiada, współpasażera, kogokolwiek to już chętnie. Ja nie życzę sobie, pan żeś tu nie stał, a w ogóle panie za komuny to ja… Na drodze jest najgorzej. To chyba psychologicznie udowodnione, że ludzie w samochodzie czują się bardziej anonimowi i bezpieczni, można kogoś łatwo zwyzywać i uciec. Zupełnie jak w internecie. Raz mi taka menda zahamowała – specjalnie, ewidentnie – przed maską, to nie odpuściłem i goniłem 3 kilometry. Dogoniłem. Jak mi uciekał, to mi coś machał przez szybkę i paluch pokazywał. Jak już go na żywo, za przeproszeniem, jebałem jak psa, to klasycznie morda w dół.

Dlaczego od tego zacząłem? Bo w tym kraju nic nie jest takie jakie mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. I od razu zastrzegam – tak, będę generalizował. Są na tym świecie normalni ludzie i jestem tego świadomy. Mam taką cichą nadzieję, że właśnie takimi ludźmi się otaczam. Ludźmi, którzy są dla mnie mili, bo chcą być dla mnie mili, a jak im nastąpię na odcisk, to mi to mówią to wprost, a nie kurwią nad mnie pod nosem oglądając Monikę Olejnik (tak jakby sama Stokrotka nie była wystarczającym powodem do kurwienia pod nosem). Natomiast ze znakomitą większością jest tak, że dzień dobry w windzie to powie, ale kota to by mi chętnie otruł. Kiedyś się stresowałem, że mi ktoś samochód rysuje. Potem zrozumiałem, że póki żyję na blokowisku w takim kraju i nie dorobię się garażu, podjazdu, monitoringu, to takie sytuacje będą się zdarzać. Bo albo ktoś zechce mi dowalić osobiście, albo zwyczajnie znajdzie sobie powód, żeby użyć gwoździa. Ludzie uwielbiają sobie znajdować powód do wkurwienia, do wyładowania się na obcej osobie. Jak już jesteśmy przy tematach samochodowych, to mam do opowiedzenia dwie sytuacje.

Pierwsza. Nie mam zwyczaju parkować pod samą klatką i zagradzać przejścia. Raz, że to chamstwo, a dwa, że póki byłem młody i nie byłem tego faktu świadomy, ktoś mi tę wiedzę wyrył na lakierze gwoździem. I nie staję. Robię to w jedynym wypadku: jak chcę pokazać bogactwo, nakupię mebli z tektury z Ikei i trzeba to wyładować. Wtedy podjeżdżam pod bramę i całe dwie minuty zajmuje mi rozładowanie tego tałatajstwa. Razu pewnego stoję sobie tak i przychodzi baba. Nie pani, nie kobieta – zawsze jest to baba! Wiecie, w parcianej kurcie, klasyczna fryzura na hełm, jakaś siata do kompletu. Baba, po prostu baba. I owa baba mi robi awanturę jak ja staję. Przejścia nie ma, podatki wysokie, za komuny to było lepij, a w ogóle to mi wrednie z ryja patrzy i dlaczego ja mam obce blachy. To tłumaczę babie, że rozładuję i mnie nie ma, tak? Sytuacja powinna być zakończona. Kobieta powiedziałaby, że ok, pomyliła się, przeprasza, jestem fajny i nie było tematu. Ale nie baba. Baba musi walić trzy beczki i wsuwać staczura na rzece. I jedzie mnie, opieprza, kim ja jestem, w dupie się poprzewracało, Jacek Kuroń, konto Wałęsy na wykopie i wnuk w więzieniu za jazdę po pijaku. Szlag mnie zaraz trafi. Standardowo odpowiadam w takiej sytuacji na koniec rozmowy „nie zesraj się”.

Druga sytuacja. Jadę. Jestem posiadaczem wielu natręctw. Jadę i na szybie mam takie. Takie… Ptak nasrał no. Na samym środeczku. Generalnie obrzydliwy jestem i nie tykam. Wsiadłem, jadę, wycieraczkami zbiorę. Znaczy wycieraczki zbiorą, bo ja zbierać nie będę, gdyż jak nadmieniłem jestem obrzydliwy. Ale wycieraczki jak górnicy w Jastrzębiu powiedziały, że pierdolą i dla takiego prezesa robić nie będą. A związku z tym, że natręctwa posiadam, to mnie zaczyna razić to, że w ogóle kaka, że na środku szyby, wzrok się koncentruje, zaczyna swędzieć i w ogóle. To się zatrzymuję na chodniku, biorę szmatkę i obrzydzeniem trę. Cała sytuacja z zatrzymaniem, wrzuceniem awaryjnych, znalezieniem szmatki (myślałby kto, że w tych czasach trudno o szmatę, nie?), wyjściem, tarciem, spojrzeniem z unznaniem na swoją robotę zajęła 10, może 15 sekund. Wzorowa akcja. We wojsku medal bym dostał. Ale nagle – w komiksach stosuje się słowo WTEM – znikąd pojawia się BABA. Taka najbabsza z bab. Z siatką, w czapie. Buty z CCC. I tym skrzeczącym pterodaktylim tonem pięknieżeśpanstanou. Zachowaj spokój. Owszem, droga pani, zająłem chodnik, ale musiałem przetrzeć szybę, bo istniało ryzyko, że bym zabił czy coś, a zajęło mi to parę sekund. Chyba nie ma problemu? A to dalej burczy jak stare piwo w dupie. Standardowo: nie zesraj się.

Ludzie się stresują, bo sami chcą się stresować. Naprawdę, im mniejszą ilością rzeczy będziecie się przejmować z własnej inicjatywy, tym lepsze będzie Wasze życie. Nie mówię, żeby mieć „wyjebongoooo ziomeczkuuuu”, ale po co sobie samemu podnosić ciśnienie? Tyle tytułem przydługiego wstępu. Zapamiętajcie dwie rzeczy. Po pierwsze primo, ludzie nie są wobec was szczerzy. Po drugie primo, ultimo, ludzie lubią się sami wkurwiać pod mentalnym wąsem.

WTEM – jesteśmy przy ustawie hazardowej. Wszyscy biegali jak kot z pęcherzem wokół jakieś komisji, w której zasiadają jacyś ludzie. Z komisjami jak jest wie każdy, kto obejrzał razy co najmniej pięć jeden z najlepszych polskich filmów wszech czasów pod tytułem „Psy„. Zresztą, co ja Wam będę mówił:

https://www.youtube.com/watch?v=z3cDboNvmrE

Z „Psami” jest identycznie jak z całą Polską. Ten film też opowiada o czymś zupełnie innym, o czymś bardzo istotnym dla ówczesnego i obecnego kształtu Polski, czego zrozumienie jest kluczowe dla odbioru tego tekstu. Dlatego „Psy” uznaję za jeden z najlepszych polskich filmów – gimbusy mogą sobie liczyć „kurwy” padające w dialogach, a koneserzy zrozumieją smaczki dotyczące komisji i dezubekizacji. Pięknie o komisjach śpiewał też Kazik:

I zebrała się taka komisja. Fajnie się to oglądało na streamie. Szczególnie fajnie wyglądał ten gościu, który miał wszystko w dupie i klikał coś na komórce. Pół biedy, gdyby chociaż jakiegoś zooma na tej komórce odpalił, ale siwizna raczej wskazuje na inny content. Na komisji się dowiedzieliśmy, że fejsbukowe lajki są istotnym elementem debaty politycznej, że Jan Tomaszewski zatrzymał Anglię oraz że niektórzy wolą siedzieć na dupie i prowadzić „akcję w mediach społecznościowych na szeroką skalę„. Chciałoby się napisać standardowo – nie zesrajcie się. ALE. ALE, ALE, że po raz kolejny przypomnę Prezydenta:

Ktoś kto wybrał siedzenie w domu zamiast oglądania obrad komisji wybrał całkiem nieźle. Minstry powiedziały wprost – możecie krzyczeć, możecie kopać, możecie zbierać te swoje lajki na fejsbuczku, a my to mamy w dupie. Oczywiście ministry powiedziały to językiem dyplomacji, ale przekaz był jasny – nie zesrajcie się.

Wielkie zdziwienie, bo pieseł przecież taki pokerowy! Poker taki legalny, uszanowanko dla flopika, wow, porównanie do narkotyków takie złe, wow. Jeżeli gimbusy dalej nie złapały, to służę poradą. Uwaga, będzie boleć. Nikomu nie zależy, żeby zalegalizować pokera. Nikomu, naturalnie, w sferach rządowych. Tak jak jest teraz, jest dla rządu jak najbardziej ok. Zupełnym przypadkiem monopol na turnieje objęła pewna sieć kasyn, w której zupełnym przypadkiem udziały ma Skarb Państwa. Zupełnym przypadkiem inne pokery w Polsce są nielegalne, natomiast legalny jest totolotek. W totku udziały ma Skab Państwa? Ojej, faktycznie.

Byłem w Rozvadovie i rozmawiałem z pewnym panem z Polski. Mówi mi tak: „patrz młody, ile to kasy z tego idzie. U nas by takie coś zrobić, to przecież kasa leży na ulicy.” Nooo, leży. Takie proste, robić biznes, nie? Otóż, jak się zapewne domyślacie, polecę się Wam nie zesrać.

Biznes do zrobienia jest. Ale niestety w POlsce (literówka zamierzona, trololololo) dalej rządzi grupa ludzi z zamiłowaniem do komisji, którą bardzo boli jak ktoś robi biznes. Bo biznes ma to do siebie, że pieniądze idą do prywatnej kieszeni i to – o zgrozo! – do złej kieszeni. Że są podatki, mówicie. Podatki. Nie zesrajcie się. Podatki to ułamek kasy jaką można zrobić na każdym interesie. Chodzi o to, żeby w dobrym miejscu położyć rękę.

Ministry mogłoby pokera zalegalizować i umożliwić ludziom robienie biznesu. Ale lepiej poczekać. Po pierwsze primo, idą wybory. Po drugie primo, trzeba prawo napisać tak, żeby było dobrze dla ministrów i ich znajomych. Po trzecie primo, ultimo, trzeba znaleźć tych ludzi, którzy ten biznes będą robić. Zaraz, zaraz, to nie jest tak, że ktoś chce robić biznes i robi? Może i w normalnym kraju tak, ale tutaj odpowiedź jest jedna – przez przyzwoitość nakażę zapanować nad zwieraczami. Ministry muszą wybrać odpowiednich ludzi, którzy na tym procederze zarobią, odpowiednio się podzielą i wszyscy będą szczęśliwi. Tak więc jak komisja już sobie wyznaczy kto ma zarobić i ile oraz jak nas, biednych obywateli wydoić, to wtedy Wam tego pokera zalegalizują. A tymczasem – nie zesrajcie się.