Porozmawiajmy dzisiaj o tabelkach, w których rozpisuje się większość scenariuszy, jakie spotkać mogą nas w trakcie gry przed flopem. Moja miłość i nienawiść do nich zmieniała się niemal tak często jak prawda historyczna o tym, kto był wynalazcą żarówki. Zachęcam do czytania.

W czasach, gdy wielu z Was uczyło się jeździć na rowerkach, najpierw na trzykołowcach, a następnie na klasycznych modelach, ale z kijkiem, w Internecie natknąłem się na zakłady sportowe, a następnie na pokera. W tym drugim przypadku była to miłość od pierwszego wejrzenia. Miłość, jak się później okazało, szorstka i często płatna. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, dlatego zapragnąłem nauczyć się gry w pokera i w tym celu czytałem pokerowe książki i wszelkie inne materiały szkoleniowe, jakie udało mi się znaleźć w sieci. Wtedy to też po raz pierwszy natknąłem się na pokerowe tabelki/matryce.

Wprost byłem zachwycony nowym odkryciem. Wierzyłem, że jeśli tylko nauczę się wszystkich scenariuszy, będę wygrywał w pokera, będę opływał w dostatki, a w pracy powiem szefowi, że teraz to mi ta firma, ta nędzna wypłata i ten cały korporacyjny i straganowy ład – różne rzeczy się robiło – „lotto”. Tak się jednak nie stało…

To wina tabelek…

Można psioczyć na mało słoneczną pogodę, taką barową (część z Was pewnie lubi; w sumie ja też), ale żeby czepiać się tabelek? W rzeczy samej niegodziwość. Wychodzę jednak z założenia, że dobrze, że pojął, z tym, że trochę przykro, że jabłko na głowę spadło tak późno. Ja już chyba nawet wiem, z czego wzięło się to moje uprzedzenie.

Niechęć rodziła się stopniowo. Kolejne jej etapy pojawiały się za każdym razem, gdy do ręki wpadał mi jakiś edukacyjny materiał (w postaci książki lub artykułu), który zawierał komplet tabelek na każdą okazję. Wybaczcie kwiecistą metaforę, ale mam nieodparte wrażenie, że z tabelkami jest trochę jak z podpaskami… Mamy te ze skrzydłami i większą powierzchnią nośną i bez; mamy wersję na noc, ale też i na dzień; na dni obfite i te – o czym niektórzy z Was nauczą się na kursie przedmałżeńskim – na dni, gdy „łzy macicy płaczącej z powodu tego, że w ciele kobiety nie zagnieździło się nowe życie” kapią bardziej skrycie. Parafrazując słowa legendarnej piosenki Kabaretu Starszych Panów: tabelka jest dobra na wszystko.

„Nienawiść do tabelek, tak zostałem wychowany”

Jak się okazało, wszystko było pokłosiem niewłaściwego i życzeniowego myślenia. Za każdym razem, gdy sięgałem po nową książkę, napotykałem na swojej drodze tabelki. W umyśle, który pragnął sukcesów, każda książka i każda tabelka w mig utożsamiana była z szansą na to, że w końcu gra, mówiąc kolokwialnie, zaskoczy i że ta codzienna kromka chleba będzie wyścielona czymś więcej aniżeli samym masłem.

Tak się jednak nie stało, a sukcesy nadal nie przychodziły, mimo iż matrycowe pamiętniki miałem wykute na blachę. Nie rozumiałem tego, skąd biorą się moje niepowodzenia, dlatego musiałem znaleźć sobie wroga. Z tego faktu zrodził się mój prywatny gniew i wszedłem na drogę dżihadu. Do roli czarnego charakteru w tej łzawej opowieści tabelki nadawały się idealnie. Ciągle się o nich pisało, a więc musiały odgrywać istotną rolę. Szkoda tylko, że nie rozumiałem również tego, że w dochodzeniu do pokerowych sukcesów tabelki występowały jako czynniki konieczne, a nie wystarczające. Znałem tabelki, ale nie wygrywałem, a więc czyja to była wina?

I tak żyłem sobie w jednostronnej nienawiści. Ta się pogłębiała, jednak skutecznie odciągała od mojej głowy potencjalnie niepokojącą myśl, że to może nie z tabelkami, ale ze mną i z moim rozumieniem pokera jest coś nie tak.

Tabelki – przebudzenie mocy

Od tamtej zawieruchy minęło kilkanaście lat. Może nie jestem zwycięzcą jak Piotr Blandford, ale moje myślenie na temat tabelek zmieniło się diametralnie. Dziś ponownie uważam, że tajemnice, które skrywają, stanowią lwią część ostatecznego sukcesu przy pokerowych stołach.

Powód jest bardzo prosty: w każdym rozdaniu musimy podejmować decyzje przed flopem, a popełniając częste błędy na najważniejszym etapie rozdania, sami pozbawiamy się szans na końcowy sukces. Dzięki rozsądnej strategii zapisanej w matrycach w chwili wykładania flopa jesteście w dobrej kondycji, czyli nadal z realnymi szansami na zwycięstwo. Jednak tabelki to nie wszystko, bo przecież musimy pamiętać, że od flopa do rivera mamy jeszcze trzy rundy licytacji. Z tego powodu ta wiedza nie sprawi, że zaczniecie wygrywać, ale bardzo Wam w tym wygrywaniu pomoże.

Nie uczcie się, broń boże, zawartości tabelek na pamięć, bo jak wiemy, ta bywa zawodna. Zamiast tego sami przestudiujcie matryce i postarajcie się zrozumieć, w jaki sposób konstruowane są poszczególne zakresy. Zobaczycie, że poprawne odpowiedzi będą nasuwały się same, a Wasza pamięć zostanie odciążona.

Podsumowanie

Wiedzę zawartą w tabelkach bardzo szybko można przyswoić, ale znacznie ważniejsze jest to, abyście rozumieli, co decyduje o strukturze danej matrycy. Rozeznanie się w scenariuszach preflop oczywiście jest tylko początkiem Waszej pokerowej edukacji. Jest to jednak jeden z najważniejszych obszarów, który w dużej mierze będzie przesądzał o Waszych dalszych sukcesach lub porażkach, dlatego zachęcam do zgłębiania tego tematu.

Tabela rąk startowych dla graczy początkujących

Przyznaję się, przez większość czasu, jaki miałem do czynienia z pokerem, myliłem się co do tabelek, co wynikało z mojej frustracji i błędnego myślenia. Dzisiaj myślę, że dzięki przestudiowanej wiedzy zamkniętej w tabelkach – przeciwieństwo do wiedzy wykutej na blachę – możecie w znacznym stopniu uporządkować swoją grę i dzięki temu ułatwić sobie podejmowanie decyzji w kolejnych etapach każdego rozdania.

Oglądajcie flopy na Waszych warunkach i korzystajcie z bardzo dobrej pozycji wyjściowej do dalszej gry. Wierzę w to, że sobie poradzicie, w końcu nie znaleźliście się tutaj przypadkiem.

Deal

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?