Pierwsze koty
wypierdzielone za płoty.
Może narażę się naszemu CEO, ale kot to dla mnie bestia bez duszy, a napewno bez dobrych manier. Kot nie będzie raczej nigdy moim przyjacielem, choćby sam sobie sypał piach do tego plastikowego sracza i wytępił populację gryzoni w promieniu 10km do trzeciego pokolenia w przód i w tył. No już tak mam i już. Zresztą zapowiedziałem, że w każdym blogsie będzie zdjęcie mej pasji i mego szczęścia – jamniczkowego pieseczka. Zapowiedzi jak to zapowiedzi, często mają ujście w ograniczonej bryle, zwłaszcza przytaczając je w perspektywie zastosowania w kontekście mojej osoby. Może to przez te pierdolone (przepraszam za wyrażenie) kuny, a niech się udławią tym gumowym wężem! No nic trzeba w końcu ogarnąć się po tej stracie i żyć dalej. Co u mnie? Ano trochę tego było… Chociaż miota mną szatan i każe kłaść się spać, zapiszę chociaż parę luźnych myśli.
Grindin’ ? Not even close
I need a bigger dose.
Niestety „mea Kupa” do ciężkiej cholery po raz wtóry. Czerwiec był najgorszym jak dotąd miesiącem w A.D. 2013 w moim wykonaniu. Ciężko tu w zasadzie mówić o wykonaniu, bo nic specjalnego właśnie nie dokonałem. 20 parę tysięcy rozdań i do tego na czerwono. Słaba, momentami fantazyjna do granic absurdu gra, za mało value betowania, za mało value betowania no i … wspomniałem już o tym, że za mało value betowania? Coś czuje dzisiaj trochę teżewe jak piszę, to chyba kwestia zmęczenia materiału. Newerdeless betowanie na river to jest moja mega słaba strona i pewnie duży kopniak glanem w śledzione, gdyby śledziona miała obrazować roll (spróbujcie sobie to wyobrazić). Ale cóż wylewanie pomyj na własny łeb może i przyjemne i nadające się na eksplikację swego katharsis, but what’s the point? Chyba lepiej będzie trochę sobie nałożyć marszruty i zabrać się za grind i naprawę leaków tak widocznych, że belka w oku to przy tym drzazga w TVN-ie. Mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu ruszę swój biggest and fattest leak ever, czyli słąbe c-betowanie. Co prawda ostatnia Antykoncepcja była wręcz przeciwnie o zmniejszeniu częstotliwości tego zagrania, to Antykoncepcja nie jaskółka, winrate’u sama nie czyni. Rozwinę myśl pewnie w kolejnych arcie w dziale strategia, już teraz upraszam o uwagę. Jeśli chodzi o quasi-merytoryczną sferę mojej działalności na PG, ćmi mi się jeszcze jeden pomysł. Chyba w przyszłym tygodniu pokażę go Alchemikowi, a później Wam. Zdradzę jedynie, że chodzi o połączenie obrazu z dzwiękiem, czyli sweet videoski. Co w nich i jak w nich: będzie nawiązanie do czarnego złota, czyli węgla brunatnego. Pls be ready ja już dojrzewam do powiedzenia jakże znamiennego zdania: „Cześć tu daero dla Pokerground. Zapraszam na moje pierwsze video”
First-timer
Motivater.
Podliczyłem czas spędzony przez ostatni weekend (licząc pt 00:00 – pon 8:00) na jakże prozaicznej czynności jaką jest sen. Wyszło mi 10/56 spędzonych w objęciach pogańskiego bóstwa – Orfeusza. Trochę tutaj blefuje – na stopro nie jestem pewny czy to był ten gość, sporo ich było w Panteonie. Resztę czasu spędziłem w kasynie lub w drodze z/do kasyna. Generalnie weekend mocno pokerowy, chociaż nie zagrałem ani jednej single hand. Słabo? Wręcz przeciwnie. 5-7 to kolejny event z cyklu Pokertour, na którym ekipa Pokerground robiła swój pierwszy pełnogębny chelendź-maraton pod tytułem, relacja pokerowa Bratysława 2013 Pokertour. Pretty nice! Szczegóły wiszą na stronce i pewnie jeszcze parę z nich się pojawi lada moment, ale powiem Wam, że impreza godna polecenia. Dobry klimat, sporo fajnej gry, pełna paleta topowych graczy i do tego relatywnie spoko entry. A już wcale nie wspomnę o krupierkach… Kto się jeszcze waha czy wybrać się na spotkania tego cyklu, let your fear away and grab a seat! Naprawdę mocno, mocno polecam. Na mój krzywy grzbiet spadł obowiązek utrwalania rzeczywistości w obrazach oraz opisywanie mniej lub bardziej dokładnie zagrań w co ciekawszych rozdaniach. Wraz z Tomkiem i Lechem (no tego drugiego wymieniam tylko z grzeczności) lataliśmy na pełnej, żeby dać Wam jak najlepszy przekaz. Asap feed afayc. Cokolwiek to może znaczyć.
Prywatnie Bratysława to dla mnie sporo nowych fajnych twarzy, pozytywu i twórczego zapierdalania. Na zwiedzanie nie było niestety czasu, ale wcale nie narzekam. Oby tak dalej. Nie chcę spojlerować wpisu na blogu Alchemika (obiecał, że zaweźmie się za nowy wpis w tym tygodniu – taaa jasne), ale było nam dane poznać prawdziwe imaginarium osobliwości. Do teraz jesteśmy wstrząśnięci i zmieszani niczym ulubiony drink ulubionego brytyjskiego superheromadafaka. Między innymi spoktaliśmy jednego z wyspiarskich goalkeeperów oraz porn tour guide’a z prawdziwego zdarzenia. W Bratysławie było super grubo tyle mogę powiedzieć z czystym sumieniem. Zwłaszcza między 4:30 a 6:00 w lobby Hotelu opanowanego przez polskich alkoh… pokerzystów.
styrany & happy daero
<nie, nie dareo jak to niektórzy próbują wmówić opinii publicznej>
PS: Pozdrawiam wszystkich, którzy dali się sflimować oraz tych, którzy tłumaczyli mi rozdania, kiedy bałagan w moje głowie próbował wyrzucić z niej szczegóły pewnych rozdań. Dzięki Wam chłopaki!
PS II: Gratuluje Polakom z FT, w tym Kądzielowi, który pokazał ballsy (na szczęście nie dosłownie) piorąc się z dalekim krewnym Isildura z Head’s Upie niczym Pan Wołodyjowski broniący Świętej Bramy przed potopem szwedzkim z notabene Szwedami (uwaga! możliwe kolejne przekłamanie).
PS III: Kuźwa zrobiłem 200+ zdjęć, ale ze sobą nic oczywiście nie mam. Normalnie ani jednego i choooj smutny.
PS IV: jest i jamnik