Emocje sprawiają, że nasze życie ma smak. Czym byłaby bowiem nasza przygoda na tym łez padole, gdyby nie wybuchy radości i dni smutku? Jedne bez drugich nie mogą przecież istnieć, niczym światło i cień. Czy w pokerze mogą jednak przeszkadzać? Dzisiaj kilka słów na ten temat.
Jednym z powodów, dla których poker jest tak fajny jest właśnie jego emocjonalna strona gry. Trzeba by mieć podejście skrupulatnego bankiera, aby wygrane pule nie wywoływały na naszej twarzy uśmiechu. Pytanie tylko, po co mielibyśmy wtedy siadać do gry. Równie dobrze moglibyśmy zarabiać zeskrobując martwe zwierzaki z ulicy czy, jeśli kto woli zacisze domu, klikając reklamy w internecie.
Szkopuł z emocjami odczuwanymi podczas gry polega na tym, że są one bronią obusieczną. Z jednej strony wygrane sprawiają, że czujemy się dobrze, a z drugiej przegrane wpływają na nasze decyzje. Nie możemy niestety wyłączyć jednych i zostawić drugich. Nie powinno się ich również tłumić.
Instynkt emocjonalny człowieka ma bowiem jeden nadrzędny cel. Ochrona przed zagrożeniem: atak lub ucieczka. Problem w tym, że nie żyjemy w pierwotnych czasach, gdy zagrożeniem był tygrys. Wtedy nerwowe machanie rękami prawdopodobnie dawało cień szansy na przetrwanie. Dzisiaj tygrys jest podstępnym, wyrachowanym, dobrze skalkulowanym przeciwnikiem, który kosztować może nas masę pieniędzy, jeśli pozwolimy sobie na podyktowaną pierwotnymi zachowaniami reakcję. Trzeba więc umieć się kontrolować.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Kiedy emocje przejmują nad nami kontrolę racjonalne decyzje odchodzą w niebyt. Jeśli chcemy dać sobie jakąkolwiek szansę, musimy przygotować się na własne emocjonalne wybuchy o wiele wcześniej. Podobnie jak z rękami startowymi tak i z emocjami powinniśmy zdać sobie sprawę, że nie wygramy, gdy w głowie budzi się małpi rozum, mentalne 27off.
Nie jest to może jakieś rewolucyjne podejście, ale tak samo jak umiesz odczytywać potencjał rąk startowych, tak samo musisz nauczyć się przeglądać swoje emocje. Pozycja, stan emocjonalny, karty, wizerunek własny i rywali. To wszystkie elementy tej samej układanki. Nie da się jej dobrze układać, gdy cały czas brakuje któregokolwiek elementu.
Oto nasza własna lista śmieciowych, mentalnych rąk startowych:
Zemsta, czyli gwarantowany przegrany, który zawziął się na któregoś z rywali, tego który wcześniej go jakoś „skrzywdził”. Musi się zrewanżować i nie myśli o kartach, tylko o tym jednym jedynym rozdaniu, kiedy weźmie górę nad przeciwnikiem. Ten zazwyczaj pokazuje wtedy jednak nutsy.
Strach. Problem z tym panem to wieczne oczekiwanie na bardzo silne karty i słabe decyzje. Prowadzą one do wyblindowania się. Niby nie jest to tak groźne, ale porównać można to do czekania aż dziewczyna sama do nas podejdzie. Jasne, zdarzy się raz na jakiś czas, ale wszyscy zdążą już się zestarzeć i mieć dzieci zanim my wybierzemy się na pierwszą randkę. Nie graj w strachu.
Zbytnia pewność siebie. James Bond, który wszystkim pokaże, kto tu jest najlepszy. Spektrum pokerowych emocji bywa bowiem przewrotne. Również zbytnie zadowolenie może nam szkodzić podczas gry i wytrącać nas z równowagi (czyli wpędzać w tilt). 007 wchodzi we wszystkie rozdania i mimo, że nie przegrywa dużych pul, to rozdaje żetony na lewo i prawo, bo gra zbyt swobodnie preflop. Szuka okazji i co chwilę robi reload, żeby stłumić poczucie, że żetony przeciekają mu przez palce.