W Main Evencie tegorocznego festiwalu WSOP pozostało już tylko sześciu graczy. Wśród nich jest Nicolas Manion, dla którego samo dotarcie na oficjalny stół finałowy jest już wyczynem, o jakim nigdy wcześniej nie marzył. Amerykanin zaczął swoją przygodę od satelity, w której nie grał nawet za własne pieniądze.
Zanim mógł zasiąść do stołu w drugim największym Main Evencie w historii, Nicolas Manion musiał wygrać w dwóch satelitach, które rozłożone były na dwa długie dni rywalizacji. Po siedmiu dniach zmagań w Main Evencie pokerzysta przystąpił do walki w finale, mając w dodatku pewne prowadzenie. Zagwarantował sobie milionową nagrodę, a także szansę na zgarniecie 8,8 mln dolarów i zdobycie pokerowego mistrzostwa świata. Status chip leadera zyskał po jednym z najbardziej pamiętnych rozdań w 49-letniej historii WSOP.
– Nie odpadłem z turnieju od dziewięciu dni z rzędu – zażartował Manion po udanym dla siebie dniu siódmym Main Eventu.
The final table bubble you need to see to believe.
A three-way all-in brings the 2018 @WSOP Main Event field down to the final nine!
▶️ https://t.co/KNvPQ1muzl pic.twitter.com/eo1I3WiTRl— Poker Central (@PokerCentral) July 12, 2018
– Po turnie poczułem ulgę – przyznał Manion, odnosząc się do ostatniego rozdania przed wyłonieniem dziewięciu finalistów Main Eventu. na turnie cementowało wygraną Amerykanina, który wcześniej mógł obawiać się jedynie skompletowania koloru przez Antoine Labata.
– Gdy Zhu zagrał all-in, myślałem, że zostaniemy we dwóch, ale kiedy gracz z pozycji dziewiątej sprawdził, po prostu wstałem i odszedłem. Nie widziałem nawet, że oni obaj mieli króle. Zobaczyłem to dopiero na dużym ekranie po tym, jak krupier wyłożył karty na środek. Byłem bardzo szczęśliwy, że obaj mieli króle, bo moje szanse przeciwko królom i damom lub waletom byłyby o wiele mniejsze – powiedział Manion.
Manion jest już pośród sześciu najlepszych uczestników Main Eventu WSOP. Od stołu odejdzie bogatszy o co najmniej 1.800.000$, z czego 50% powędruje do jego sponsorów. Jak przyznaje, już samo dojście do strefy miejsc płatnych było dla niego wielkim sukcesem, a teraz każdy pay jump traktuje tylko jako dodatek.
– Byłbym całkowicie usatysfakcjonowany, gdyby udało mi się po prostu scashować ten turniej. Wszystko, co nastąpiło potem, jest już dla mnie freerollem – powiedział.
Manion rozumie, jak wielka stoi przed nim szansa. Nie czuje jednak takiego stresu, jaki wyobrażał sobie, oglądając rywalizację finalistów w telewizji.
– Siedzenie tutaj i granie jest zupełnie czymś innym, niż oglądanie tego w telewizji. Gdy jesteś w domu, myślisz sobie „wow, oni grają o miliony!”, ale kiedy w tym uczestniczysz, po prostu starasz się skupić i dobrze rozgrywać swoje ręce – wyjaśnił.
Pokerzysta przyznaje, że pieniądze, jakie wygra, odmienią jego życie, ale nie planuje żadnych szalonych wydatków. W tym momencie życzy sobie jedynie dobrych kart, które pozwolą mu na zajęcie jak najlepszego miejsca.