Nad Maurice Hawkinsem, wielkim gadułą i prawdziwym władcą pierścieni WSOP-C, zebrały się czarne chmury. Niejaki Hal Lewis z Florydy oskarżył go o przywłaszczenie ponad 22.000$ i wytoczył mu proces sądowy.
Panowie spotkali się w jednym z kasyn na Florydzie. Początkowo ich relacje były przyjacielskie. „Hawkins był czarujący” – takimi słowami określał go późniejszy poszkodowany. „Udzielał mi pokerowych wskazówek” – kontynuował. Niestety wszystko na to wskazuje, że pokerzysta miał w tym ukryty cel. Gdy znajomość trochę okrzepła, Hawkins poprosił Lewisa o staking. Wiedział, że ten jest zamożną osobą, gdyż na co dzień piastuje stanowisko partnera w jednej z firm prawniczych na Florydzie.
Lewis nic nie wiedział o stakowaniu, ale zapoznał się z wynikami Hawkinsa i zobaczył, że te wyglądają bardzo dobrze. Zdecydował się zainwestować w pokerzystę. Nie jest podane, jaka to była kwota, ale była to duża suma pieniędzy, którą prawnik wpłacił na konto żony Hawkinsa. Na mocy umowy panowie mieli dzielić się zyskiem po połowie.
Gdy pojawiły się pierwsze sukcesy, Lewis, jak sam relacjonuje, nie mógł doprosić się od Hawkinsa należnych mu pieniędzy. Inwestor twierdzi, że pokerzysta za każdym razem miał gotową wymówkę, dlaczego akurat teraz nie może wywiązać się z umowy. Ostatecznie Hawkins przegrał prawie wszystko. Wówczas poprosił o zakończenie umowy. Lewisowi to było bardzo na rękę, gdyż zdążył dowiedzieć się o innych oszustwach, których dopuścił się pokerzysta (np. wielokrotnie sprzedawał ponad 100% swoich udziałów w różnych turniejach). Prawnik zażądał wówczas zwrotu ostatnich 22.788$. Pokerzysta stwierdził, że mu tych pieniędzy nie odda, bo przegrał je, grając w blackjacka.
Lewis wraz z pozwem sądowym złożył kopie sms-ów, w których Hawkins przyznaje się do tego, że ma dług wobec niego do uregulowania. Sam pozwany grał na zwłokę, pisząc do prawnika, że usiadł do blackjacka, bo czuł się przygnębiony. Zły stan psychiczny popchnął go do hazardu, ale ureguluje zadłużenie. Gdyby postąpił, jak zapowiadał, pewnie sprawa skończyłaby się dużym niesmakiem, ale bez epilogu sądowego. A że jednak nie dotrzymał słowa, to wkrótce będzie musiał stawić się na sali rozpraw.
W rozmowie telefonicznej Hawkins zachowuje się, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Twierdzi, że nie jest winny ani grosza Lewisowi i że ten próbuje go zastraszać. Jest przekonany, że gdy dojdzie do rozprawy sądowej, bez problemu udowodni swoje racje.
Jak zwykle w takich sytuacjach dalecy jesteśmy od ferowania wyroków. Niech tym się zajmie niezawisły sąd, który będzie miał dostęp do zeznań stron, świadków oraz do materiału dowodowego. My możemy tylko stwierdzić, że istnieją przesłanki do tego, aby uznać całą historię za autentyczną, dlatego zdecydowaliśmy się o niej napisać.
Czekamy na rozwój wydarzeń.