59d9b2e886c0870c5ac06be591e25533

Ostatnio było o szacownym Obi i to wcale nie tym z reklamy sieci handlowej – w sumie nawet sprawna reklama, bo sprawdza się zarówno z telewizji jak i radiu – tym razem na tytuł wybrałem parafrazę jednej z części Starnych Warsów. Nie, żebym był wielkim fanem serii, ale jakoś tak wyszło. Powód wydaje się całkiem prozaiczny, siedzę bowiem po raz kolejny w serwisie samochodowym i chociaż auto ma niespełna rok, nie jest to wcale odosobniona wizyta. Jak się okazało sieczkę pod maską zrobiła mi jakaś sympatyczna, aczkolwiek lekko znudzona życiem KUNA. Dobrze, że samochód nie wyleciał w kosmos wraz z właścicielem, bo oprócz przegryzienia przewodów płynu chłodniczego zabrała się również za instalację gazową. Byłby bad beat that’s for sure. Już wiem, że skroją mnie jak dzikiego bobra za to, więc…

 

Takim optymistycznym wstępem wracam po niedługiej przerwie do blogowania na PokerGround.

 

Dzisiejszy wpis w zasadzie będzie w głównej mierze poświęcony małej wojaży jakiej dokonałem w ostatni weekend. A wybrałem się na turniej live, pierwszy raz od dawien dawna (gdzieś ponad rok mnie nigdzie nie było).

Wybraliśmy się w trójkę do Ostrawy na piątkowy turek za 500 koron rozgrywany w ramach cyklu jakieś tam całorocznej klasyfikacji. Niskie wpisowe oraz w miarę spory field +80 osób, czyli zapowiadało się całkiem przyjemnie.

 

Generalnie pierwszą wtopę zaliczyliśmy już na starcie, ponieważ gps zabrany przez bushmena (z tego miejsca mocno go pozdrawiam) odmówił posłuszeństwa już w okolicach Raciborza. Do Ostrawy jednak dotarliśmy w miarę elegancko, a prawdziwe jaja zaczęły się po wejściu do kasyna. Uprzejmy Pan w kasie na pytanie: „gdzie i jak możemy zapisać się na turniej?” odpowiedział, że „to nie tutaj”. Myślę sobie „jak nie tutaj kuźwa wszystko się zgadza”. Tak Kartac Casino Ostrawa to racja, ale w samej Ostrawie jest ich przynajmniej dwa i pech chciał, że kojarzyliśmy nie to właściwe. OMG. Już oczywiście byliśmy spóźnieni, gps padł, a pilot był po dawce 3 browarów plus drink z whisky.

Na szczęście kolejni uprzejmi Czesi wyjaśnili nam mniej więcej gdzie to wszystko jest i dawaj na łeb na szyję na turek. Dotarliśmy na miejsce na 3 poziom blindów 15 minut przed końcem rejestracji.

 

Po chwili zamoty z zrobieniem entry siadam do stolika i co… Kurde, myślę sobie żaden z tych Czechów nie wygląda mi na totalnego fishmena. Wszyscy w miarę normalnie otwierają, PASUJĄ preflop i zdarzają się już 3 bety. Gadają co prawda po czesku, ale używając sensownych określeń. No co jest? Chciałem sobie luźno pograć z jakimś chociaż wyimaginowanym edgem, a tu co? No, ale nic pierwsze rozdanie, w którym brałem udział z AhQh na BTN przeszło gładko, bo zrobiłem squeeze na agresywny open z MP i call od babki, która wyglądała na callingstation. Dostałem pasy i jedziemy dalej. Później seria pasów z marginalnymi układami i obczajka pozostałych graczy. Dobre było zwłaszcza rozdanie, gdzie poszły trzy All-iny preflop i goście pokazali kolejno QQ, KK, AA. O dziwo AA holdnęło i jakiś Czech z uciechem na twarzy zgarnął sporą pulę. Przyszła kolej na mnie…

 

Rozdanie 2.

Dostałem w końcu niezłą rękę, nawet jak na mój nick nadającą się do gry, czyli KK. Otwieram, dostaje call od raczej ogarniętego gracza i na BB gość rysujący się na największego agresora przy stole gra squeeze. Trochę oczywiście pomyślałem, ale wyjście było tylko jedno 4bet/stackoff. PIkawa już na poziomie 200 uderzeń na minute i jedynie co w myśli to modlitwa o niski board, bo w między czasie dostałem call z BB. Pula ponad 4k przy stacku moim 15k (okolice startowego). Flop wpada:

 

J s 9 s  5 h

 

gość bet, ja wrzucam  (czy to było spoko? sam niewiem generalnie nie gram MTT prawie nic)

 

Czech nie wygląda na super zadowolonego, ale po chwili sprawdza i pokazuje Asy. Dzieje się to wszystko 3 minuty przed możliwym re-entry. Żegnam się ze stolikiem, mówię nice hand i lecę po kolejnego buy-ina. Z perspektywy, czy mogłem inaczej zagrać? Szczerze postawiłem go na TT+ z którego JJ trafia jedynie no i AJ+. Asy trochę wywaliły mnie z butów, ale mindset dalej miałem twardy jak bicepsy Hardkorowego Koksa. No nic, nie przyjechałem tutaj, żeby zagrać dwie ręce.

 

Kolejny stolik, do ktorego usiadłem, był już zdecydowanie lepszy. Pozostali gracze fantazjowali trochę i dużo naoglądałem się limpów, małych barreli, bardzo luźnych calli z Jhigh oraz grubych blefów za 3/4 stacka. Grałoby się już całkiem przyjemnie, gdyby nie to, że dwójka największych stacków siedziała zaraz po mojej lewej i gówno za przeproszeniem mogłem zrobić w kwestii kradzieży blindów. Pozostała więc solidna gra tight agresiv i wyczekiwanie okazji.

 

Rozdanie 3.

 

Bardzo nabudowany Czech, miksujący limpy z różnej wielkości betami (nawet do 8x ale wtedy pokazał po pasach JJ ) otworzył za 4DC i akcja doszła do mnie na BB. Podniosłem AsJs i zagrałem call. Wtedy miałem gdzieś ponad 30DC i wahałem się minimalnie nad wpiepszeniem stacka już na preflopie. Flop wpada:

 

Ac Kc Q s

 

Gram insta check i dostaje bet za jakieś 2/3. Wiele się nie zastanawiając wrzucam stacka i słysze od Czecha (w wolnym tłumaczeniu) „no kurde tego mi nie rób gościu”. Czech zabiera się za myślenie, ja przechodzę w nindża MODE i tak siedzimy. Po chwili Czech zagaduje do mnie czy mam AK. Ja twardo siedzę z japą na kłódkę, co jest trudne przy moim ogólnym rozgadaniu. W końcu z bólem trzewi pasuje i zgarniam w miarę decent wyglądającą pulę. Prawdopodobnie zrzuciłem go z jakiegoś Qhigh lubo coś koło tego. Czy lepszy byłby call za 1/3 stacka? Chyba nie.

 

Rozdanie 4.

 

Znowu sytuacja na moim BB, młody Czech grający bardzo pasywnie dołożył z SB. Podniosłem QhJh i przejrzałem swoje opcję. Postanowiłem trochę ukryć siłę swojej ręki wiedząc, że gość lubi limp./foldować i klepnąłem stół. Flop wypada:

 

8h 9 h 3s

 

No lepszy dla mnie być nie może! Mam milion outów, więc spokojnie czekam na rozwój wydarzeń. Dostaję dosyć duży bet i gram call. Na turnie wpada mój out  2 h i kolejny spory bet. Teraz zaczynam się zastanawiać, co Czech chce mi tu repować?? Patrzę na jego stack, który pokrywam i stwierdzam, że nie mam innej opcji. Mówię do krupierki: jego All-in. Mam nadzieję na call od Ahx lub jakieś mocnej dziewiątki. Czech insta muckuje, więc widocznie sam chciał grać pod serduszka.

 

Rozdanie 5.

 

Długi czas nic specjalnego mi nie wpada i zostaje mi jakieś 20 DC. Siedzą przy stoliku nawet krótsze stacki, ale wiem, że muszę cos wrzucić przy dobrej sytuacji. Akcja pre idzie open, call i ja na SB podnoszę Kh7s. Jeszcze przed spojrzeniem w karty założyłem sobie, że jeśli zobaczę w kartac Asa lub Króla wrzucam insta, żeby ten mocny timing tell dał Czechom do myślenia. Jak ustaliłem tak zrobiłem. Patrzę na K7o i gram Allina z prędkością światła. Dostaje pasy równie szybko i zgarniam ante plus trochę pięknie wyglądających czeskich żetonów. Nie ma to jak image polskiego murka.

 

Rozdanie 6.

 

Powoli dla większości turniej wchodzi w fazę push or fold. Dalej oscyluje w granicach 18-20DC i podnoszę AsKh. Jakiś Czech limpuje przede mną, a ja postanawiam nieświadomie dostarczyć trochę rozgrywki reszcie stolika. Teraz wyobraźcie sobie sytuację: mam dwie wieżyczki żetonów i przesuwam je bez słowa za linię. Po przesunięciu pierwszej z mniejszym nominalnem słyszę od dealera „call”. No ja mu na to, że chce wsunąć Allina i zaczyna się sprzeczka. Po chwili tłumaczenia poddaje się i przyjmuję jego wersję, że trzeba powiedzieć zanim przesunie się żetony. Kuźwa, ale ja je przesuwałem wszystkie tylko tak niefortunnie wyszło! Gość po lewej rzuca mi jeszcze tekstem: to nie jest online poker synku. Myślałem, że piepsznę go resztką tych moich żetonów po tej knedliczkowej dyni.  No, ale nic limpnąłem sobie AK na 18 DC, też można prawda? Za mną oczywiście z trzy calle i oglądamy w piątkę flopa:

 

 

2h 2s 4c

 

idzie check, check, check i moja decyzja. Ja rozkładam ręce bezradnie i mówię: teraz proszę chciałbym uprzejmie wpier.dolić tego Allina. Dostaje 4 foldy ;) Głupi to ma szczęście.

 

Rozdanie 7.

 

Przychodzi mój początek końca. Mając około 22DC z utg podnoszę AsJs i standardowo wrzucam Allina. Jeden z Czechów o podobnym stacku prosi dealerkę o przeliczenie. Samo liczenie trochę zajęło, bo biedna dziewczyna troche się zamotała i za każdym razem wychodziło jej co innego. Wychodziw końcu że mam 35k, on ma 30k. Coś zaczyna nawijać, że jak nie teraz to kiedy, a sam był po przegraniu sporej części żetonów przy sprawdzaniu w miarę standardowych Allinów pozostałych graczy, więc podejrzewałem go o lekki tilt. Był to również ten gracz, który zagrał największy blef (nie udany) jakąs godzinę wcześniej, kiedy z A9o walił c/raise na KKx i kontunuował z total air na trochę luźno sprawdzającego big stacka. Akurat wtedy miał  ten luźny gościu JJ i tez bym tego tak łatwo nie zrzucił na jego miejscu. Koniec końców Czech przytiltowany mówi call i pokazuje:

 

AhTh

 

Reszta stolika dziwi się tej decyzji, bo to w końcu on ryzykuje swoje zycie turniejowe. Czech za to siedzi poważnie i mówi do dealera „daj dziesiątkę na flopie”. Bum! Mówisz, masz.  Flop wpada:

 

Ts 3 c 4 c

 

i tracę praktycznie cały stack. Zostaje mnie 4 DC i do tego blg blind wskakuje. Czesi cieszą się, że ich krajan wygrał ogólnie radość i euforia, a ja bez patrzenia w karty gram AI na minopen jednego z knedliczków. Moje K4o wygrywa na Ajs i następna ręka to samo, wrzucam AI bez zerkania w karty. Tym razem moje 44 nie daje rady 66 przeciwnika i tak to żegnam się z turniejem na semi FT.

 

 

 

Resume

 

Turniej organizacyjnie bardzo spoko, do niczego się przyczepić nie mogliśmy. Dali i ciepłą strawę i tani alkohol, po którym nikt w zasadzie nie oślepł trwale. Bushmen jedynie mrużył oko w powrotnej drodze, ale to przez to że zahaczyliśmy o Stodolnię i odwiedziliśmy jeszcze parę klubów na szybko. Ta sytuacja 70/30 była kluczowa dla losów turnieju w moim wykonaniu, ale oprócz spazzowanych kowboi to nie mam sobie wiele do zarzucenia. Maybe next time :)

music-bar-koxovna

nie ma to jak koxovnia – sama nazwa przyciąga

 

 

pzdr

 

 

daero z torbą :):)