Kilkanaście lat temu PokerStars organizowało niedzielny turniej High Roller w formacie “Winner Takes All”. Nie pamiętam już tego, jak wysokie było wpisowe do tego eventu, mogę tylko zaświadczyć, że była to znaczna suma, i nie tylko na tamte czasy, ale nawet jak na dzisiaj.
Co tydzień na starcie tego eventu zjawiała się światowa czołówka, a railbirds, w tym ja, mieli swoje używanie.
W trakcie jednego z takich turniejów doszło do heads-upa, w którym spotkali się Barry Greenstein oraz – no własnie tego nie pamiętam, wybaczcie. W pewnym momencie rywal Greensteina zaczął mieć problemy z połączeniem internetowym. Jak siedział przy stole, tak nagle całkowicie go odcięło, a system wyrzucił go na przymusowy sit-out. Wówczas przed Barry Greensteinem otworzyła się możliwość zabrania swojemu rywalowi wszystkich żetonów.
Każdy, kto choć trochę interesuje się pokerem, musi wiedzieć, że Greenstein nazywany jest “Robin Hoodem” pokerowej sceny. Wszystko przez jego nienaganne maniery, angażowanie się w akcje charytatywne oraz posiadanie czegoś, co Amerykanie określają mianem “integrity”, a my po prostu zwykłą uczciwością. Oczywiście w zaistniałej sytuacji Greenstein zachował się z klasą i również udał się na przerwę. Po kilkudziesięciu minutach rywal wrócił do gry, podziękował Barry’emu za postawę fair play, a potem w uczciwej walce pokonał mistrza. Jeśli się nie mylę, w nagrodę zainkasował coś koło 100.000$.
Seidelgate
Piszę o tym zdarzeniu w nawiązaniu do rozdmuchanej przez media społecznościowe “aferki Erika Seidela”. Amerykanin kilka dni temu zaczął zabierać blindy graczowi, który nie stawił się do gry w wyznaczonym czasie. Areną zmagań był event 10.000$ WSOP Heads-Up Championship na GGPoker. Możecie o tym przeczytać – tutaj.
W mojej opinii jest to zupełnie inny przypadek niż ten, który opisałem powyżej. Niestawienie się na start nie wynikało z problemów technicznych, nic na to nie wskazywało – tak naprawdę to nie wiemy, jaki był powód nieobecności gracza. Nie wiadomo było, czy Max Kruse w ogóle przystąpi do pojedynku, czy zapomniał o grze, zachlał, a może zjadł go aligator. Ile, zdaniem krytyków Amerykanina, powinien czekać Seidel z jakąś reakcją? Czy w trakcie turniejów dyrektorzy czekają na pojawienie się graczy? Nie. Gdy wybija moment, zegar turniejowy jest uruchamiany, mamy puste krzesło, worek leżący na stole, a stack nieobecnego gracza wyblindowuje się. Gra przebiega normalnym rytmem.
Dla mnie w zachowaniu mistrza, którego również uważa się za pokerzystę o nieposzlakowanej opinii, nie było nic niewłaściwego. Gdyby gracz tego kalibru zrobił to w chwili, gdy rywal miałby problemy z połączeniem, pierwszy rzuciłbym w niego butem. Jestem jednak przekonany, że to nie jest ten przypadek – po uruchomieniu zegara gra przebiegała normalnym rytmem. Ostatecznie to do obowiązków gracza należy stawienie się do gry na czas.
Czujesz się zawodowcem czy nie?
Nie oszukujmy się – wykorzystywanie problemów z połączeniem internetowym w pokerze rekreacyjnym to norma. Gdy Internet przestaje działać, nikt nie siada na sit-oucie, tylko możliwie szybko klika myszką, żeby wygrać starcie bez gry. Niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy w ten sposób nie wygrał pojedynku HU w Sieci. Tak, zgadza się, było to w grach za kilkadziesiąt centów lub kilka dolarów, ale było.
Czy zrobiłbym tak w pojedynku za 10.000$? Myślę, że nie zrobiłbym, wobec tego wyobrażam sobie, że musi istnieć jakaś granica, bardzo zresztą subiektywna, gdy jeszcze można być „chujkiem”, a od której to już tak trochę nie wypada. Mówiąc zupełnie poważnie, to nawet nie chodzi o wysokość stawek, bardziej o to, czy ktoś, kto staje przed pokusą wyblindowania rywala w niesportowy sposób, czuje się zawodowcem czy nie. Do tego się wszystko sprowadza.
Zostawmy w spokoju Seidela. Ogłaszam zakończenie afery.