Amerykanin to jeden z najlepszych współczesnych pokerzystów. W ciekawej rozmowie opowiada o swoim głównym celu w pokerowej karierze i podejściu do nauki gry.
Bryn Kenney w turniejach live wygrał w sumie 24.986.419$, co daje mu dziewiąte miejsce na liście największych wygranych. Na swoim koncie ma także jeden tytuł WSOP. Kilka dni temu pojawił się na festiwalu Triton Super High Roller Series w Korei Południowej.
W przerwie od gry znalazł czas na rozmowę z Samuelem Cosbym, reporterem PokerNews. Na początku rozmowy padł pytanie nt. celu, jaki stawia sobie Bryn. „Bycie numerem jeden pod względem wygranych pieniędzy. Po prostu to mi się podoba. Świetnie się bawię podróżując po świecie, latając klasą biznes, zatrzymując się w przyjemnych hotelach, grając na najwyższych stawkach przeciwko najmądrzejszym, najlepszym graczom. Oczywiście, że pieniądze są fajne, ale tak naprawdę to o nich nie myślę, jak długo je mam i mogę pomóc swojej rodzinie. I z tego powodu pieniądze mnie obchodzą. Tutaj [w grze] jestem na ringu, jakbym walczył. Nie myślę o pieniądzach” – mówi.
Najlepszy
Jeśli chodzi o zostanie numerem jeden pod względem wygranych pieniędzy to jest problem. Ostatnie sukcesy Justina Bonomo sprawiły, że na dzień dzisiejszy Kenney musiałby przekroczyć granicę 43 milionów dolarów.
Przed Kenneyem ambitne zadanie, ale czy można mu się dziwić? Przez długi czas uważał siebie za najlepszego pokerzystę świata. W tym roku ogłosił, że jest gotów założyć się z dowolnym uczestnikiem rozgrywek U.S. Poker Open, że okaże się lepszy niż ten gracz. Znalazł tylko kilku śmiałków. „Zawsze założę się o siebie. Zawsze jestem pewny co do samego siebie. Oczywiście, że jest dużo naprawdę dobrych graczy turniejowych, w tym Stephen Chidwick, Sam Greenwood i Mikita [Badziakouski]. W high rollerach zazwyczaj grają najlepsi gracze i tylko kilku amatorów. Tutaj jest więcej amatorów i VIP-ów. I jeśli nawet nie radzę sobie świetnie, to czuję, że moja gra przeciwko wszystkim rywalom jest najmocniejsza. Po prostu jestem pewny siebie” – wyjaśnia.
Samotny wilk
Ta wiara we własne umiejętności jest tak duża, że Kenney stosuje inne podejście do nauki niż zdecydowana większość pokerzystów. „Jestem jak samotny wilk w tym pokerowym świecie. Inni gracze rozmawiają o rozdaniach, mają grupy na Skype, rozmawiają za pomocą WhatsAppa, dzielą się strategią, całym dniami wspólnie przeglądają wykresy i tabele. Ja gram w pokera sam, gram swoją własną wersję „ulicznego” pokera. Kilka lat temu więcej rozmawiałem z ludźmi nt. pokera. To było może pięć, siedem lat temu. Szybko zdałem sobie sprawę, że moje podejście do gry i procesy myślowe są znacząco różne. Uważam, że najważniejszą rzeczą jest nie pokazywać swojego procesu myślenia. Z nikim nie rozmawiam o swoich rozdaniach, nigdy nie poprosiłem o pomoc” – tłumaczy swoje podejście.
Kenney tłumaczy, że gdy przyjeżdża na turnieje to nie ma szans, żeby siedział w pokoju hotelowym. Zamiast tego ciągle szuka gry. „Gram. Jeśli gdzieś jestem, nigdy nie odpuszczam re-entry. Może jeśli turniej nie jest wspaniały, poczekam na końcówkę okresu rejestracji. Zazwyczaj nie wkupuję się do turnieju więcej niż trzy razy, jeśli więc odpadnę drugi raz, poczekam do ostatnich minut, aby wziąć re-entry. Biorę chwilę na oddech, na chillout” – mówi.
Przy okazji rozmowy Kenney odniósł się do tego, co działo się podczas Tritona. „W Czarnogórze odpadłem z turnieju w odmianie short deck po rozegraniu jednego rozdania. [W Korei Południowej] zagrałem trzy bullety za 1.000.000 HKD [ok. 127.000$ – red.] i w sumie zagrałem osiem rozdań. (…) Byłem w Seulu kilka razy i bardzo mi się podobało. Lubię życie nocne, ludzi, jedzenie. To fajne miejsce do gry w pokera. Niekoniecznie wyszedłbym [„na miasto”] w Czedżu, ale przyjazd tutaj i gra przez cztery, pięć, sześć, siedem dni jest przyjemne i komfortowe. Czuję, że jest idealnie. Wolałbym przyjechać tutaj niż w miejsce takie jak Makau” – podsumował.
_____
Obserwuj PokerGround na Twitterze
Zobacz także: Tom Dwan – Ludzie przenieśli wpatrywanie się w rywali na całkiem nowy poziom
_____