Dzisiejszy wpis będzie dotyczył gry turniejowej i moich wypraw w nieznane mi dotychczas rejony. Na końcu wrócimy do gorącego tematu ostatnich miesięcy, czyli do szachów. Zapraszam Was do zapoznania się z treścią 141. odcinka mojego bloga.
Jest niedziela, a więc dobra okazja do tego, żeby wyznać swoje grzechy. Do kościoła nie chodzę, tym bardziej do spowiedzi, dlatego w drugiej części niniejszego artykułu będę samobiczował się publicznie. Ostatecznie jestem zdania, że takie wyznanie grzechów ma znacznie większą wartość, niż mówienie w pełnej konspiracji, do zakratowanego okienka, do jakiegoś pośrednika. Zresztą nie jestem pewien czy Oni w ogóle słuchają tego, co do nic się mówi, ale może już nie brnijmy w to dalej.
Mimo iż nie zrobiłem żadnych noworocznych postanowień, to jednak gdzieś tam wziąłem się trochę za porządkowanie mojego pokerowego warsztatu. Starsy zrobiły mi niespodziankę i w skrzynce dostałem bilety do Blowouta. Ten za 22$ zamieniłem na wygraną satelitę i zagrałem w evencie za 215$ z 5 mln$ GTD. Było nieźle do chwili, kiedy zrobiłem dwa proste błędy. Chwilę potem mnie nie było (pod koniec 1. dnia). To turniejowe granie, którym do tej pory w ogóle się nie zajmowałem, dało mi jednak do myślenia. Niby turniej za 215$, ale field był mega słaby (a siedziałem przy kilku stołach). Powiecie, że to jeden turniej, jasne, jednak oglądałem ostatnio streamy Sosicka oraz Spakiiiego (pozdrawiam Panów, a Was zachęcam do śledzenia obu kanałów na Twitchu – możecie się wiele od nich nauczyć) i w ich grach wcale nie było inaczej! Oczywiście jest grupka graczy regularnych, którzy odstają poziomem od reszty, ale znakomita większość fieldu to kelnerzy, których można pokonać po prostu solidną grą.
Zacząłem zadawać sobie pytania, m.in. o to, czy dobrze robię, że skupiam się w całości na cashach. Cash jest trudniejszy niż MTT – Ameryki nie odkryłem – i od kiedy pamiętam, ten rodzaj rywalizacji był dla mnie najciekawszy. Bardzo pasuje mi przede wszystkim elastyczność, w szczególności ta czasowa, którą daje akurat ten format pokerowej rozgrywki. Gram słabo lub odechciewa mi się grać, to po prostu zamykam stoły, pakuję kredki do piórnika, wkładam piórnik do tornistra i wychodzę. W MTT nie ma takiego komfortu.
Trochę się zastanawiałem, aż w końcu postanowiłem, że spróbuję sobie dać szansę w tym formacie. Zawodowi pokerzyści, w tym VeniVidi1993, sami zresztą mówią, żeby grać turnieje, na których szybko można zbudować rolla, a dopiero potem przejść na cash, gdy ma się odpowiedni budżet na granie minimum NL200 i na wsparcie porządnego trenera. Babranie się w mikrostawkach nie ma żadnego sensu. Tyle Veni. Ja mam trochę inne zdanie na ten temat, szczególnie, że żyjemy w Polsce, gdzie wartość pieniądza jest taka, że for living można grać i na NL25. Zatem ten argument o rozpoczynaniu gry cash tak wysoko nie pasuje do naszych realiów, tak więc siłą rzeczy do mnie przemawia. Mimo wszystko postanowiłem podłubać nieco przy MTT-kach, gdyż widzę, jakie tam odbywa się klikanie po omacku. Chcę zobaczyć, czy się w tym odnajdę.
I tak zacząłem sobie klikać. Gram tylko na PartyPoker, gdyż jest to miejsce, w którym czuję się najlepiej. Tak naprawdę gram dopiero od trzech dni. Miałem już kilka deepów, w tym jeden FT, i póki co mogę tylko potwierdzić swoje wcześniejsze przypuszczenia. Poziom jest mizerny, co jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Skoro ja, czyli osoba, która o grze turniejowej wie mało – bycie widzem nie jest tożsame z siedzeniem za sterami w roli kierowy bombowca – potrafię zauważyć rażące błędy, to co dopiero widzą gracze, którzy od lat ogarniają tę kuwetę. Jak mniemam, kanapki z hajsem.
W ten sposób zbliżyliśmy się do meritum, czyli do grzechu, który popełniłem pierwszego dnia swoich turniejowych zmagań. Czyniąc długą historię krótką, zupełnie zignorowałem ICM, a miałem szansę na wygranie jednego z turniejów. To tylko pokazuje, że pracy przede mną dużo, a nawet bardzo dużo, najwięcej z tabelkami „pre” oraz z kluczowymi konceptami typowymi dla gry turniejowej. To wszystko + chłodna głowa, o czym nie zawsze człowiek pamięta. Na szczęście mam dostęp do materiałów z RYE, tak więc szybko powinienem nadrobić zaległości, żeby nie dać sobie w kaszę dmuchać. Pogram sobie trochę i dam Wam znać w lutym, co takiego udało mi się wyczarować.
I’m so excited and I just can’t hide it. Bądźcie zdrowi <3
PS: Wracając jeszcze do szachów. Jakieś kompletne szaleństwo. Wszyscy nagle zaczęli grać w szachy. Bekon przez całą noc streamował swoją grę na Twitchu, a do tego zajął się pisaniem o historii polskich szachów. Jan Krzysztof Duda pojawił się w Kanale Sportowym. Twitter rozgrzany jest na maksa, jeśli mówimy o temacie szachów i tego, kto z osób spoza szachowego środowiska zaczął w ostatnim czasie dziarsko przesuwać pionki po szachownicy. Szachy stały się modne, a my możemy tylko pozazdrościć środowisku szachowemu boomu.
Z drugiej strony cieszę się, że umysłowa rozgrywka, za taką mam również pokera, ma swoje 5 minut w main streamie. A gdyby tak podrzucić komuś info, że np. taki Sebastian Malec, mistrz EPT Barcelona, to szachowy grajek pełną gębą? A może ktoś powiąże prezesa Polskiego Związku Szachowego z grą w pokera, choć On chyba sam oficjalnie nie chce już być wiązany z kartami. Tak czy tak, moment dziejowy jest dobry, żeby na fali szachów, gdzieś tam przemycać do main streamu informacje o tym, że w tej samej kategorii gier umysłowych znajduje się poker i że w jednej i drugiej dyscyplinie wygrywają gracze mający większe umiejętności, z tym że w pokerze w long runie, bo czynnik losowy ma istotne znaczenie, a decyzje podejmuje się w warunkach ograniczonych informacji, a w szachach natychmiast, gdyż gracze mają komplet informacji w każdym momencie gry. Na pieniądze można grać w to i w to, czyż nie? Tak więc jedna i druga dyscyplina może być dyscypliną hazardową. Poprawcie mnie, jeśli się mylę.
Tak przy okazji: Czy osoby siedzące w szachach od lat słyszały kiedyś o pojedynkach na duże pieniądze w tym środowisku? Dajcie znać jak coś, bo to mnie bardzo ciekawi.