Słodko-gorzki będzie mój dzisiejszy wpis, bo tak właśnie smakują emocje, które obecnie mną targają.

Dzisiejszy blog powstaje na te przysłowiowe 5 minut przed rozpoczęciem mojej podróży do Zakopanego. Jadę na tygodniowe wakacje, w trakcie których zamierzam w dzień chodzić po górach, a wieczorami pracować. Gdy wrócę, to pewnie naskrobię mniej lub bardziej zgrabny odcinek dotyczący tego wyjazdu. To jest właściwie jedyny pozytyw dzisiejszego wpisu, dalej będzie już tylko gorzko, smutno i może odrobinę refleksyjnie.

W ciągu ostatnich kilkunastu dni na wieczny sit-out odeszło dwóch członków naszej społeczności: Zbyszek (po długiej walce z chorobą) oraz Patryk (w wyniku wypadku komunikacyjnego). Z tego miejsca chciałbym złożyć najszczersze kondolencje bliskim oraz rodzinom obu zmarłych.

Niech spoczywają w pokoju.

***

Ja nie wiem, czy jest jakieś życie po życiu i nie chcę tego tego dylematu roztrząsać publicznie. Wiem jednak, że gdybym ja był absolutem, to punktowałbym każdy raz, kiedy ktoś z żyjących na ziemi przywoła jakieś pozytywne wspomnienie dotyczące osoby, która już zakończyła ziemską część swojego życia. Myślę sobie, że jeśli mamy być z czegoś rozliczani, to w dużej mierze z tego, jacy byliśmy w stosunku do innych ludzi, zwierząt i innych stworzeń i tego, w jaki sposób traktowaliśmy słabszych od siebie. Takie „niebo” ma dla mnie największy sens. W takie „niebo” chcę wierzyć, jak już mam w coś wierzyć.

Jestem absolutnie zdruzgotany tym, co spotkało Patryka i jego rodzinę. Nie znajduję słów, żeby opisać skalę tej tragedii, dlatego po prostu zamilknę, bo dosłownie nie potrafię powiedzieć w tym temacie niczego sensownego. W ogóle niczego… Z racji tego, że Patryka praktycznie nie znałem, gdyż przez ostatnie dwa lata walczyłem ze swoimi demonami i nie pojawiałem się na rozgrywkach Legalnego Pokera w Białymstoku, podzielę się z Wami moim wspomnieniem dotyczącym Zbyszka*. Jest to pozytywne wspomnienie, tak więc jeśli ktoś tam na górze zlicza punkty, to proszę dopisać zasłużoną kreseczkę na jego konto.

Zbyszka poznałem na jednym z Feverów. Nie pamiętam już, czy na pierwszym, czy na którymś z kolejnych. Za to doskonale pamiętam to, że od chwili, gdy się po raz pierwszy spotkaliśmy, Zbyszek pojawiał się na każdym festiwalu, o ile tylko – warunek konieczny – pozwalało mu na to zdrowie. Jak tylko miał więcej sił, to namawiał swojego serdecznego kolegę Doktora do tego, żeby zapakować się w samochód i przyjechać do Ołomuńca. Tak to wyglądało z mojej perspektywy i myślę, że raczej się w tej kwestii nie mylę.

Właściwie już w czasie pierwszej naszej rozmowy Zbyszek zarządził, żeby mu „nie panować”, bo źle się z tym czuje. Wyobrażam sobie, że wychodził z założenia, że tworzymy jedną pokerową społeczność i że w naszych relacjach metryka i grzecznościowe tytuły nie mają żadnego znaczenia.

Rozmowy, które prowadziliśmy, były głównie tzw.”small talkami”, których w trakcie spotkań w Ołomuńcu odbyliśmy wiele. Gdy raz czy dwa rozmawialiśmy dłużej, zahaczaliśmy o dwa tematy: pokerowy rozwój oraz zmagania z chorobą. Pamiętam jak dziś, bo szczerze rozbawiło mnie to zdarzenie, że Zbyszek potrafił dostrzec pozytywną stronę jednej ze swoich hospitalizacji. Ujęło mnie to z jaką radością opowiadał o tym, że zaopatrzył się w pokerowe książki i że studiował je w trakcie pobytu w szpitalu: „W końcu miałem trochę czasu na czytanie” – mówił. O ile dobrze pamiętam, to szczególnie do gustu przypadła mu książka „Moorman’s Book of Poker” (Chrisa Moormana). Jak sam twierdził, otworzyła mu oczy na wiele konceptów, o których wcześniej nie słyszał lub których nie zgłębiał. Przyjemnie było słyszeć, jak w trakcie kolejnej rozmowy Zbyszek pochwalił mi się, że widzi postęp w swojej grze.

Nie znałem go na tyle, żeby wypowiadać się na temat tego, jaki był poza pokerową salą i zapamiętam go wyłącznie przez pryzmat tego, kim był, gdy karty i żetony fruwały w powietrzu. Patrząc tylko z tej perspektywy, gdybym miał wybrać jedno słowo, które go określało, bez wahania powiedziałbym, że był „pasjonatem” – po prostu uwielbiał grać w pokera.

Myślę, że Zbyszek świetnie zdawał sobie sprawę z tego – przynajmniej od jakiegoś momentu – że każdy festiwal może być dla niego tym ostatnim, dlatego tak bardzo zależało mu zarówno na przyjeździe, jak i na występach, z których On sam mógłby być zadowolony. To dlatego mocno się złościł – głównie na siebie, chociaż zdarzyło się raz czy dwa, że werbalnym rykoszetem oberwał ktoś inny – jeśli mu coś nie wychodziło lub gdy nie dopisywało mu szczęście.

Cieszę się, że miałem okazję Cię poznać. Nawet jeśli naszej relacji nie można określić mianem choćby koleżeństwa, to jestem zdania, że jeśli z tej zaledwie powierzchownej znajomości powstał jakiś pozytywny impuls, który wysłaliśmy w świat – a myślę, że tak było – to było to coś wartościowego. Z pewnością pozostaniesz w mojej pamięci.

Żegnaj, Zbyszku.

Zbyszek

/* Jeśli ktoś, kto znał Patryka, chciałby zamieścić na łamach naszego portalu wspomnienie o nim, prosimy o kontakt na adres redakcja [at] pokerground [kropka] com.

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?