W ostatni piątek miałem przyjemność powrócić do gry live. Na rozgrywkach „Legalnego” nie było mnie jakieś dwa lata i do końca nie wiedziałem, czego spodziewać się po tak długim okresie absencji.
Moje obawy były nieuzasadnione. Spędziłem w piątek przyjemne kilka godzin z kartami, z żetonami, z bardzo fajną ekipą i wiem, że będę do tego miejsca wracał.
Spodziewałem się tego, że moi współtowarzysze będą pytali się mnie o moją dwuletnią nieobecność. Wszystkim, zgodnie z prawdą, odpowiadałem, że musiałem wytrzeźwieć, żeby móc ponownie pojawić się na rozgrywkach ligowych. Przyznaję, że w trakcie pierwszego zetknięcia z „Legalnym” bardziej interesowały mnie płyny niż karty. Z perspektywy mogę nawet powiedzieć, że karty to mnie w ogóle nie interesowały. Najważniejsze było to, że było z kim zamoczyć ryja.
Na szczęście ten ponury okres mam już za sobą i w końcu mogę czerpać radość z samej gry i ze spotkań z fajnymi ludźmi. Zauważyłem również, że tych moczymord przy stołach jest znacznie mniej niż przedtem, przez co atmosfera jest o wiele przyjemniejsza.
Jeśli chodzi o same odczucia dotyczące rozgrywki. Te są takie: gra się tutaj w pokera w sposób, o jakim nie przeczytacie w żadnej pokerowej książce i nie dowiecie się na żadnych kursach. Moje czucie zakresów było tak bardzo – że użyję tutaj angielszczyzny – off, że łapałem się za głowę. Stwierdziłem publicznie, że muszę dokonać „kalibracji celownika” specjalnie pod te rozgrywki. Na co jeden ze stałych bywalców dał mi swego rodzaju ostrzeżenie: „Nie rób tego” – powiedział. „Kiedyś zrobiłem podobnie, a gdy przyszło mi grać w pokera w mniej ekstremalnych okolicznościach, nie mogłem się odnaleźć”. Szczerze powiedziawszy, absolutnie się temu nie dziwię.
GGPoker leaderboard: Zapraszamy do gry ze zwiększoną pulą nagród!
Ciekawym aspektem piątkowego grania była możliwość przysłuchiwania się temu, w jaki sposób gracze rozmawiają o pokerze. Dawno nie miałem z czymś takim do czynienia – jak wiemy, środowisko online nie daje graczom takich możliwości – i już zapomniałem, jak ważny jest to aspekt gry. Osobiście jestem zdania, iż sposób formułowania pokerowych sądów więcej mówi o umiejętnościach gracza, niż jakikolwiek inny pokerowy read. Gdy słyszę niektóre wypowiedzi, w jednej chwili w moim mentalnym notatniku oznaczam sobie odpowiednim „kolorem” danego gracza. Wam też polecam korzystanie z tych niezwykle wiarygodnych readów, które rywale nieświadomie zdradzają.
Z tego, co zauważyłem w piątek, bardzo popularne są dwa rodzaje opinii, dwa pokerowe grzechy główne:
- ocenianie sytuacji na podstawie absolutnej siły ręki – „Nie mogłem wyrzucić przecież dwóch par” (na super skoordynowanym boardzie).
- skupianie się wyłącznie na jednej części zakresu rywala – „Obstawiłem cię na draw do koloru i dlatego zagrałem tak i tak”.
Odnośnie samego przebiegu rozgrywki mogę powiedzieć jeszcze to, że najtrudniejsze jest dla mnie rozgrywanie rąk w pulach wieloosobowych, a z takim scenariuszem mamy do czynienia na „Legalnym” w 80%. Ciężko jest wówczas liczyć na jakieś folding equity, przez co granie sprowadza się do tego, czy się trafi czy nie. A przecież najczęściej właśnie się nie trafia. W grze HU nie jest to problemem, bo zawsze mamy możliwość blefowania, niestety w family potach te możliwości są bardzo ograniczone.
Powiem szczerze – nie lubię takiego pokera. Mam wrażenie, że nie gram wtedy w Holdema tylko w wojnę. Już wiem, że następnym razem będę musiał wprowadzić zmiany w swojej strategii gry przed flopem, bo granie OOP, multiway, a do tego bez folding equity jest misją samobójczą.
W październiku wracam do gry i powiem szczerze – nie mogę się już tej chwili doczekać.
Miłej niedzieli.