Temat, który chcę dzisiaj poruszyć, dotyczy zachowania graczy w trakcie ostatniego Fevera. Prawdę mówiąc, nie myślałem, że będziemy musieli do niego wracać, bo ostatnie przystanki tej serii przebiegały w bardzo przyjemnej atmosferze i wydawało mi się, że wszystko na temat pożądanych i niepożądanych postaw już sobie powiedzieliśmy. Jak widać, będziemy musieli ponownie rozbić temat na czynniki pierwsze.
Jeśli pamiętacie, w czerwcu napisałem tekst na temat zachowania polskich graczy w trakcie niedawno zakończonego CUP-a. Były to inne czasy. Na relacje z małych Feverów jeździł wówczas tylko Jack Daniels, a ja towarzyszyłem mu jedynie w trakcie dużych festiwali tej serii. Tekst pt. „Oddajcie nam nasz festiwal” odbił się dużym echem w społeczności. Co ciekawe nie pisałem go w oparciu o doświadczenia własne, a tylko bazowałem na tym, co przekazał mi Jack Daniels oraz naoczni świadkowie tamtych wydarzeń, a także co sam miałem okazję zaobserwować w trakcie moich wcześniejszych pobytów na festiwalach Poker Fever Series.
Dziś sytuacja jest zgoła odmienna. Na ostatnim CUP-ie byłem, swoje widziałem, a do napisania tego tekstu skłoniły mnie rozmowy z osobami, które znowu były zniesmaczone tym, w jakich warunkach przyszło im grać w pokera. Jedna z opinii, którą usłyszałem, zasmuciła mnie tak już nie na żarty, bo czegoś takiego jeszcze tutaj nie było.
Gdy wielki chłop ma obawy
„Doro, jaką dasz mi gwarancję, że ci pijani krzykacze, jeśli w jakiś sposób im zwróci się uwagę lub nadepnie im się na odcisk, nie będą chcieli mi wytłumaczyć swoich racji już po zakończonej grze, gdy opuszczę budynek kasyna?” – zadał mi w trakcie rozmowy na temat zachowania kilku osób jeden z uczestników festiwalu. Swoją drogą był to całkiem postawny mężczyzna, w średnim wieku.
Powiem szczerze, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy i jestem bardzo zaniepokojony tym, że gość kasynowy, gość Poker Fever, zaczął zadawać pytania o swoje bezpieczeństwo na sali i poza nią. Osobiście myślę, że nic mu nie groziło, ale samo to, że takie pytanie zakwitło w jego głowie, jest czymś, co powinniśmy traktować bardzo poważnie. Przecież jeśli jedna osoba mogła się tak poczuć, to znaczy, że to samo mogli czuć inni goście, prawda?
Co tym razem?
O tym, że alkohol był spożywany w dużych ilościach, nie muszę nawet pisać. O tym, że było głośno, że było darcie się na całą salę i skandowanie imienia czy ksywy kolegów, też nie muszę chyba dodawać – to jest stały element repertuaru scenicznego, gdy pojawia się problem z zachowaniem. Tym razem do tego wszystkiego doszło jeszcze coś, co nazwę „medialną fascynacją”.
Pamiętacie, jak jeszcze kilka lat temu cała „memowa” Polska zapatrzona była w filmik, któremu z grubsza można nadać tytuł „Ale urwał!”? Tytuł filmu stał się bardzo popularnym wyrażeniem, które można było usłyszeć przy pokerowych stołach. Ale urwał, bo trafił runner runnera; ale urwał, bo połamał asy. Ale urwał wyrywało się z ust rozentuzjazmowanych pokerzystów przy każdej mniej lub bardziej nadarzającej się ku temu okazji, co skutkowało tym, że tekst się bardzo szybko przejadł. Niestety wielu graczy wciąż nie czuło tego, że co za dużo, to i świnia nie zeżre, i tak żeśmy się z tym urywaniem przez dłuższy czas bujali.
Skończyła się fascynacja jednym powiedzeniem, rozpoczęła się następnym. Tym razem przy stołach zagościły teksty bohatera serialu „Ślepnąc od świateł” o ksywie Dario. Jak wiedzą wszyscy, którzy oglądali doskonałą grę aktorską Jana Frycza, słownictwo granej przez niego postaci było bardzo niewyszukane. Nie dziwota, że nie czujemy się komfortowo, gdy w trakcie trwania turnieju wykrzykiwane są jego słowa, które odbieramy na zasadzie – parafrazując słowa bohatera – „ale to nie do nas tak, do nas nie”. Gramy w pokerowym turnieju i chcemy to robić w spokoju. O ile problem z „Ale urwał” dotyczył tego, że piłowano w koło ten sam zwrot, co szybko większość graczy zaczęło męczyć, o tyle z wykrzykiwanym, sparafrazowanym tekstem Dario: „Rucham to kasyno” sprawa jest o wiele poważniejsza. To po prostu nie powinno mieć miejsca.
W kwestii wyjaśnienia
Smutno mi było, gdy usłyszałem od jednego z graczy, że to ja nie reaguję na to, co dzieje się na sali. Chciałbym w dwóch zdaniach odnieść się do tej sprawy.
Drodzy Czytelnicy, ja jestem reporterem, ja opisuję to, co dzieje się w trakcie festiwalu, a w relacjach staram się pomijać rzeczy, które nie dotyczą wydarzeń związanych z rozdawaniem kart i przerzucaniem się żetonami. Ewentualnie dopiero po zakończonym przystanku otwieram laptopa i zaczynam pisać; staram się zrelacjonować lub nawet ocenić to, co miałem okazję zobaczyć, aby naświetlić istniejący problem. Nie jest moją robotą uciszanie kogokolwiek, a już tym bardziej podejmowanie jakiś interwencji mających skutkować wydaniem ostrzeżenia dla gracza, przyznaniem dyskwalifikacji z turnieju czy wlepieniem „misia” w kasynowy paszport. Jako obserwator dzielę się również swoimi spostrzeżeniami z organizatorami cyklu.
W mojej opinii, gdy dzieje się źle, reagować powinni:
a) krupierzy;
b) floormani;
c) ochrona.
Za każdym razem, gdy towarzystwo sobie nazbyt folguje, dziwi mnie bardzo bierność floormanów, którzy w tym gronie są osobami najbardziej decyzyjnymi. Czesi naprawdę rozumieją język polski lepiej niż my język czeski. A jeśliby nawet okazało się, że jakieś slangowej wypowiedzi czy wulgarnego kontekstu nie łapą, to po prostu powinni reagować na to, że na sali jest bardzo głośno. Niestety nie jest to przyjemny odgłos tasowanych kart ani wędrujących między palcami żetonów, tylko darcie japy podsycone przez spożyty alkohol. Nie o taki rodzaj hałasu na sali pokerowej nam chodzi.
Epilog
Pijmy ten alkohol, jeśli chcemy. Cieszmy się i bawmy się grą w pokera i rozluźnioną atmosferą przy stole, ale nie przeszkadzajmy i nie gorszmy przy tym innych uczestników turnieju. Bardzo do myślenia wszystkim powinno dać to, że ktoś poczuł się zagrożony. Nie potrzebujemy takich scen nie tylko na Poker Fever, ale i w żadnym innym miejscu, gdzie przychodzimy pograć w pokera.
Odróżnijmy w końcu alko-spotkania w lokalnych ligach, gdzie wiele potrafi się dziać, od turniejów, gdzie poker znajduje się w centrum uwagi, a nie jest tylko dodatkiem – sam coś o tym wiem – do popijawy w gronie samych swoich.