Transmisje z WSOP na PokerGO, które obejmują eventy w różnych odmianach i formatach pokera, skłoniły mnie do tego, aby gdzieś tam na boku otworzyć swój własny stoliczek i zobaczyć, z czym – mówiąc kolokwialnie – to wszystko się je. Wczorajsza relacja z eventu 1.500$ Limit Hold’em zachęciła mnie do gry przy stołach LHE.

Pierwsza styczność z LHE

Był rok 2001. Rozpocząłem wtedy studia na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Aż strach pomyśleć, ale działo się to osiemnaście lat temu. Młodsi Czytelnicy PokerGround może dobrze tego nie pamiętają, ale w akademiku nie mieliśmy dostępu do Internetu. Nie mówię, że ten wówczas raczkował, bo tak nie było, ale jako studenci mogliśmy tylko pomarzyć o stałym łączu w miejscu zamieszkania. Z tego powodu dużą popularnością cieszyły się kafejki internetowe oraz specjalna sala na uczelni, w której można było skorzystać z dostępu do Internetu.

Gdy już złapałem bakcyla na grę w pokera, najbardziej popularną grą była odmiana Limit Hold’em. Poświęciłem wiele czasu na zgłębianie jej tajników, a w jednej z takich kafejek zamówiłem sobie z amerykańskiego Amazona książkę Lee Jonesa pt. „Winning Low-Limit Hold’em”. Nie pamiętam, ile kosztowała, ale wiem, że dużo. Czekałem na nią tyle, ile współcześnie czeka się na spóźnioną przesyłkę z Ali Express – tygodniami. Gdy w końcu odwiedził mnie listonosz, radości było co nie miara. Tym, że miesiąc trzeba będzie dokończyć na chińskich zupkach, wcale się nie przejmowałem… I to nie dlatego, że w planach miałem zarabianie dużych pieniędzy na grze w pokera.

Taka mnie teraz naszła myśl – gdzie ja w tego limit pokera chciałem grać? Nie byłem członkiem pokerowej społeczności. Nie miałem dostępu do Internetu. Byłem „maszyną do wygrywania”, którą ktoś trzymał blokach startowych i nie zawahałby się jej użyć, gdyby nadarzyła się ku temu właściwa okazja. Coś jak balistyczna rakieta Minuteman.

Po latach okazało się, że pokerowym killerem to wcale nie byłem. Gdy już wyprowadziłem się z akademika i zacząłem mieszkać na kwaterze, miałem w końcu warunki do tego, aby wiedzę wyniesioną ze studiowania książki Jonesa wdrożyć w życie. Jednak coś poszło bardzo nie tak i w ten sposób przewaliłem swój pierwszy depozyt na poker roomie. Do dziś nie mogę uwierzyć, że było to w odmianie Limit Hold’em, a do tego na stronie Paradise Poker.

Stan „wyższej konieczności”

Wyciągnąłem wnioski z porażki i zapragnąłem uzupełnić braki w pokerowym wykształceniu. W mojej biblioteczce pojawiły się kolejne pozycje. Wstyd się przyznać, ale nie miałem na nie już pieniędzy i ściągnąłem nielegalnie z Internetu egzemplarze książki Davida Sklansky’ego „Small Stakes Hold’em”, Kinga Yao „Hold’em Brain” oraz Matthew Higlera „Internet Texas Hold’em”. Aby zagłuszyć wyrzuty sumienia, obiecałem sobie, że jak kiedyś moja „kariera” się rozwinie, to oddam autorom co do grosza, a nawet z odsetkami. Kariera się niestety nie rozwinęła, to – jakby to powiedzieć – z obietnicy wyszły nici. Książki były doskonałe, to ja tylko miałem za mało oleju w głowie, zbyt mało determinacji i samozaparcia, żeby w pełni wykorzystać potencjał edukacyjny w nich drzemiący.

Czegoś tam się jednak nauczyłem, bo od gry na „cencisze” awansowałem do gier 0,5$/1$ LHE, w których wychodziłem na zero, ale już na 1$/2$ dostawałem baty. Nie miałem z kim o tym porozmawiać. Nie wiedziałem, co robię źle. Frustracja narastała – potem okazało się, że z tymi „jedynkami” to chyba też tylko mała próbka była – i miłość do Limit Hold’ema zgasła, żeby odrodzić się pod postacią miłości do gier Sit&Go NLHE. Może kiedyś rozwinę ten wątek.

Wczoraj

Na WSOP grają w Limit Hold’em. Gram i ja. Odpalam PokerStars – właściwie jedyne miejsce w sieci, gdzie mam realną szansę na przeniesienie się do przeszłości – a w głowie odczuwam niepokój związany z tym, czy coś jeszcze pamiętam. Wchodzę do lobby. Śmieję się do siebie, gdy zakładkę ZOOM NLHE zmieniam na ZOOM LHE. Szybko doznaję pierwszego szoku. Gry w limicie w ogóle nie chodzą. Przechodzę do zakładki z grami regularnymi LHE. Szok jest mniejszy, ale, jak to mawia dzisiejsza młodzież, i to też dupy nie urywa.

Jako dziennikarz pokerowy wiedziałem, że od wielu lat Hold’em z limitem jest dyscypliną będącą w stałym odwrocie, ale myślę, że „odwrót” to bardzo nieprecyzyjne określenie obecnego stanu rzeczy. Bardziej odpowiednie byłoby słowo „agonia”. Gdy kilkanaście lat temu porzucałem tę odmianę pokera, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Stoliki śmigały jak szalone. Wybierając miejsce przy stole, można było przebierać jak w ulęgałkach. Teraz w lobby hulał wiatr, a czynnych stołów było jak na lekarstwo. Autentycznie zrobiło mi się smutno, że ludzie całkowicie odwrócili się od Limit Hold’ema.

Agonia LHE, czyli czy da się zarobić na trupie? 

Coś tam chodzi – nie ma co narzekać. Siadam. Wybieram limit 10/20 centów, żeby sprawdzić, jak obecnie wygląda poziom na takich stawkach. Po kilku rozdaniach stwierdzam, że moi rywale nie mają zielonego pojęcia o grze. Jest bosko…

Zachęcony tym, co zaobserwowałem na „dwudziestkach”, chciałem przystąpić do testu na „pięćdziesiątkach”. Niestety napotkałem niespodziewanie na problem – takie stoły w ogóle nie chodziły. Z „jedynkami” nie chciałem wieczorem eksperymentować, ale gdy po przespanej nocy uświadomiłem sobie, że to może być strzał w dziesiątkę, odpaliłem testowe 0,50$/1$. I wiecie co? Nie zawiodłem się – stosunek ludzi bez pojęcia do regów jest fantastyczny. 2-3 totalne ryby na stole. Wyżej nie próbuję – wyżej to już naprawdę się boję.

Historia zatoczyła koło

Próbka mała – wiadomo. Jednak pozwolę sobie wysnuć taką hipotezę, że przez te wszystkie lata, w których odmiana LHE zaczęła porastać mchem, gdzieś tam na bocznym, zardzewiałym torze pokerowej historii, radykalną zmianę przeszedł field, z którym przychodzi nam rywalizować.

Posiadacze podobnych książek do moich, studenci, którzy czerpali swoją wiedzę z filmów instruktażowych Cardrunners i z innych stron treningowych, zmienili swoją specjalizację i zapomnieli o LHE. Oni nie są już częścią puli graczy. A to oznacza, że do wypełnienia, podobnie jak kilkanaście lat temu, jest nisza, w której – nie mam co do tego żadnych wątpliwości – można znaleźć przyzwoity zarobek.

Wiecie, że na RIO właściwie nie ma filmów instruktażowych na temat LHE? Jest kilkanaście pozycji dla posiadaczy subskrypcji „ELITE”, które dotyczą gier na najwyższych stawkach. Z tym że ostatni nowy film jest z lutego 2019 roku, a kolejne produkcje są dopiero z 2017 roku i z wcześniejszych lat. Dla mikrogrinderów nie ma absolutnie nic! Ktoś, kto będzie potrafił szybko odświeżyć sobie wiedzę z przeszłości, może „z marszu” przystąpić do gry i bez problemu wykorzystywać słabych graczy, których przy każdym stole możemy znaleźć kilku.

Z LHE związany jest jednak problem konieczności opłacania dużego rake’u. Tutaj 3-betem nie wyrzucimy nikogo z rozdania i nie zgarniemy puli przed zobaczeniem flopa. Nie unikniemy tym sposobem uiszczenia obowiązkowej daniny dla operatora. Z tym po prostu trzeba się pogodzić… Wydaje mi się jednak, że gry są bardzo, ale to bardzo soczyste, a powrót do tej odmiany i eksploatowanie dolarowej niszy nie jest tak szalony, jakby to mogło się na pierwszy rzut oka wydawać.

Co Wam szkodzi spróbować?

PPPoker

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?