Jak sobie pościelisz

Dzisiaj chcę Wam zaproponować coś innego. Zapraszam na przypowieść o chłopcu ze strzelnicy. 

Rodzice małego chłopca często pozwalali mu na zabawę w objazdowych parkach rozrywki. W lecie nietrudno było o takie atrakcje, szczególnie, że młodzieniec spędzał wakacje w miejscowościach nadmorskich, które w lipcu i sierpniu odwiedzały nie tylko wesołe miasteczka, ale i piosenkarze i wszelkiej maści artyści. Taki obwoźny kompleks rozrywkowy składał się najczęściej z: karuzeli łańcuchowej, karuzeli z konikami dla małych dzieci, samochodzików, strzelnicy oraz karuzeli o nazwie „fala” – ten, kto żył w tamtych czasach, ten mniej więcej wie, o co chodzi. A zresztą zobaczcie sami.

Kiedy chłopiec podrósł już na tyle, że głowa wystawała mu znad lady, zapragnął spróbować swoich sił na strzelnicy. To znaczy chciał zawsze wtedy, jak już mu się chciało rzygać od kręcenia się na karuzelach. A że jemu nigdy nie było wiele trzeba do tego, aby puścić pawia, to po trzech, czterech jazdach udawał się na strzelnicę i obserwował zmagania kolejnych śmiałków.

A oni byli jego bohaterami, szczególnie jeden starszy chłopiec, który na jego oczach wygrał na strzelnicy pluszowego słonika, jednego z dwóch dostępnych. Chłopiec zapragnął takiego samego. Od tego czasu dzień w dzień przychodził na strzelnicę i sprawdzał, czy nikt nie wygrał jego zabawki. W międzyczasie zaprzyjaźnił się ze śmiesznym panem za ladą – zawsze dostawał od niego jakiegoś cukierka – a gdy pomagał pracownikom wesołego miasteczka w drobnych pracach, to czasami otrzymywał od nich wstęp wolny na ulubioną karuzelę – aż do kolejnego porzygu; właściwie to detal w całej historii.

Słoń

Na strzelnicę przychodzili ludzie młodzi, uśmiechnięci, zakochani i – co teraz jest nie do pomyślenia – trzeźwi. Zadaniem strzelca było trafienie z wiatrówki do zapałek. Sprawa nie była jednak super prosta, bo wiatrówki były mocno zwichrowane i rzadko który Wilhelm Tell trafiał jakąś większą nagrodę. Payouty wyglądały w ten sposób, że nigdy nie było wiadomo, co się wygra. Za trafienie jednej zapałki dostawało się losowe świecidełko; za dwie, było to lepszej próby losowe świecidełko; za trzy – no, to już było losowe świecidełko premium, a za cztery – panie, uber świecidełko (nadal losowe). Dopiero przy piątym celnym strzale można było odebrać JACKPOTA w postaci preferowanej przez siebie maskotki.

Już jako 7-latek chłopiec zauważył, że większość graczy otrzymuje nagrody w wersji basic – teraz byśmy określili je mianem chińszczyzny, ale wtedy to były nie lada „angeboty”, rodzimej produkcji lub import z samego Sowietskogo Sojuza – i czuł, że tu się odbywa jakaś wajcha, gdyż szansa trafienia JACKPOTA jest niewielka. Ludzie świetnie się bawili, nie można zaprzeczyć, ale to świecidełka szły jak woda, a pluszaki zalegały na półkach. Kiedy młodzieniec podrósł na tyle, że został dopuszczony do gry, to przyszedł na strzelnicę, ale nie po to, żeby walczyć o maskotkę, tylko żeby podziękować swojemu przyjacielowi za wspólnie spędzony czas. Młody zdawał sobie sprawę, że ma bardzo niewielkie szanse na to, aby kiedykolwiek potrzymać za trąbkę swojego wymarzonego słonika i zamiast tracenia kieszonkowego na sowieckie paciorki chłopiec wolał wziąć sprawy w swoje ręce; sam chciał decydować o tym, co otrzyma za wydane pieniądze.

Zaczął pomagać gospodarzom w okolicy przy drobnych pracach. Sumiennie pracował do końca wakacji. Zarobił trochę pieniędzy i było go stać na znacznie więcej niż tylko na wymarzoną maskotkę.

Amen

PS: Tak na marginesie to powiem wam, że za żadne skarby bym dzisiaj swojego dziecka nie puścił na taki plac zabaw. Obsługa często była nawalona, karuzele stały na jakiś drewienkach. Wiem, że to miało redukować drgania, ale super stabilnie to mi nie wyglądało. Nie wspomnę już o tym, że taka karuzela łańcuchowa kilka razy w sezonie potrafiła się urwać (mówię o terenie całej Polski, a nie ta konkretna, na której bawił się bohater niniejszej przypowieści). Swoją drogą koszt zabawy był bardzo niewielki w porównaniu z taką samą rozrywką współcześnie. Z tego, co się orientuję, to przeciętna rodzina – mniej lub bardziej rzygająca – aby spędzić kilka godzin w takim wesołym miasteczku, musi obecnie wydać kilkaset złotych. Wtedy płaciło się znacznie mniej – naprawdę groszowe sprawy – i wszyscy byli zadowoleni. Jakiś swój urok miała ta nieboszczka komuna.

***

28 maja – DARMOWY turniej specjalny TYLKO dla naszych graczy z 1.000$ dodanym do puli nagród. Jeśli nie masz jeszcze konta na PartyPoker, zarejestruj je – z tego linku – i przystąp do gry.

DARMOWY Turniej Specjalny

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?