W dzisiejszym wpisie wrócę na chwilę do Ołomuńca, aby podsumować festiwal Poker Fever, który miałem dla Was przyjemność relacjonować. 

Do Czech pojechałem z Alchemikiem. Po zameldowaniu się w hotelu nie traciliśmy czasu na zbędne nicnierobienie, tylko od razu wkroczyliśmy do akcji. Niestety już na samym początku zaliczyłem bad beata, gdyż okazało się, że nie wziąłem zasilacza do komputera. Tak to jest, jak człowiek pakuje się na ostatnią chwilę… Po powrocie z pobliskiej galerii, gdzie nabyliśmy potrzebny sprzęt, zszedłem na dół do głównej sali, w której odbywał się dzień 1C Moravia Cup i rzuciłem się w wir pracy.

Szło mi całkiem nieźle – aż do momentu rozpoczęcia dnia finałowego tego turnieju. Niestety wówczas dała o sobie znać tzw. choroba filipińska i boleść lewej goleni, co sprawiło, że musiałem przymusowo zjechać do boksu na czas dłuższy niż ten przeznaczony na tankowanie i wymianę opon. Wyszło bardzo słabo. Mogę się tylko cieszyć, że z chwili słabości wyciągnąłem wnioski i już do końca wyjazdu trzymałem fason.

Nie było to wcale takie łatwe, bo zewsząd dobiegały do mnie głosy „ze mną się nie napijesz”. Piłem, ale delikatnie; najczęściej sączyłem Cuba Libre.

Tego dnia, w którym Fenek rozpętał #FrytkaGate, doszło do zabawnej sytuacji. Siedzieliśmy sobie w gronie kilku osób – część z nich kolejnego dnia walczyła o FT Main Eventu – i delikatnie się nawilżaliśmy. Każdy z facetów miał w swoim drinku dwie słomki, co rzeczywiście wyglądało lekko gejowo. Zobaczyła to Gabriela z sekty, która podbiła do nas ze szklanicą wódki i zwyzywała od ci(a)p. Honor męski – rzecz święta, dlatego po chwili na stół wjechał Absolut, a myśli o udziale w jutrzejszym Main Evencie zostały odłożone na późniejszą późność – przynajmniej do tej 5-7 nad ranem.

Gabriela, Kojak i Dior Poker Fever
Starsi panowie dwaj, Gabriela z sekty i niemęskie słomki, o których wspominałem.

Dalej było tak, jak to opisał w swoim wiekopomnym dziele, Feniu. Wódka na kieliszki, wódka na szklanki, weselicho. Stoliki się połączyły w jeden – do pełnego efektu wesela brakło tylko harmoszki. Pierwszy raz w życiu byłem świadkiem picia wódki przez słomkę z kieliszka; już od patrzenia można było dostać gęsiej skórki. W każdym razie zabawa była wyśmienita. Niestety obowiązki w dniu następnym wzywały, dlatego gdy wybiła moja godzina, grzecznie wyszedłem z imprezy. No a potem stało się to, co było największym wydarzeniem towarzyskim pierwszego przystanku Poker Fever, „ostatnia fryteczka Hrabiego Barry Kenta” nie wylądowała w brzuchu Czesia, tylko w fenkowym jelicie, za co Hero zapłacił chłostą, ale i zyskał sławę po wsze czasy.

Jeśli chodzi o sam Main Event, to powiem Wam, że tego nie da się opisać. Chętnych do gry było tak wielu, że za rozdawanie kart wzięli się nawet floorzy, bo szeregowych krupierów po prostu zabrakło. Jeden z TD stwierdził nawet, że jeszcze nigdy nie spotkał się z sytuacją, żeby do satelity obowiązywała waiting lista. To tylko pokazuje, jak dużym kredytem zaufania obdarzyliście Marcina Jabłońskiego. Jestem zdania, że pomysłodawca i organizator serii odpłacił się wszystkim z nawiązką i że z każdym przystankiem będzie jeszcze lepiej.

Poker Fever 1301
Tyle wejściówek znalazło się w puli Main Eventu. Szok!

Z Go4Games Casino w Ołomuńcu mam tylko jeden problem: wszechobecny dym papierosowy; dobrze, że nie można palić przy stołach turniejowych. Ubrania, które na sobie nosiłem w czasie festiwalowych zmagań, najchętniej bym spalił – do tego stopnia przesiąknięte są nikotyną. Jedzenie w kłębach dymu mi nie smakuje, wręcz mnie obrzydza. Nie wiem też, jak grałoby mi się cashe, gdybym wokół siebie miał 8 kominów, które non-stop buchając, tworzyłyby smog utrudniający dojrzenie kart na boardzie. I fold. I quit.

Podsumowując, na pierwszym w historii przystanku Poker Fever zwyciężyli wszyscy – nie tylko Jakub Oliva, który opuścił kasyno bogatszy o ponad milion korunek. Pokerzyści, bo wzięli udział w 12-dniowym festiwalu, w którym każdego dnia działo się coś ciekawego. Organizatorzy, bo gracze tłumnie stawili się na miejscu i stworzyli atmosferę pokerowego święta. Właściciele Resortu Hodolany, bo na inwazji Polaków zarobili krocie. To tylko ci główni interesariusze, ale przecież na Poker Fever skorzystała również lokalna branża hotelarska, gastronomiczna, taksówkarska, rozrywkowa oraz wszelkiej maści domy uciech cielesnych i masaży (no dalej Wąski, noga…). Czemu w Polsce tak nie może być? Czemu dajemy zarobić Czechom, a sami nie potrafimy zadbać o własne interesy? Nie chce mi się nawet denerwować.

Gdzie i kiedy odbędzie się kolejny event Poker Fever? Wróble ćwierkają, że stanie się to w czerwcu i że tym razem spotkamy się w Rozvadovie. Powiem Wam szczerze, że jeśli pogłoski o zorganizowaniu drugiego przystanku serii w tym miejscu sprawdzą się, prawdopodobnie pobite zostaną wszelkie rekordy frekwencji, gdyż polsko-czesko-słowacki kontyngent wesprą również gracze z Niemiec. Już nie mogę się doczekać.

Na sam koniec dzisiejszego wpisu chciałem serdecznie podziękować wszystkim osobom, które poznałem i z którymi rozmawiałem w Ołomuńcu. Wierzę, że w czasie kolejnych festiwalowych odsłon znów uda nam się zobaczyć i wspólnie poheheszkować. Dziękuję również za miłe słowa dotyczące mojej pracy i inne gesty sympatii. Do zobaczenia już niebawem. :)

Ps: Czeszki są piękne…

♣♦♠♥

Jeśli podoba się wam, w jaki sposób piszę, dajcie feedback w komentarzach i kciuka w górę. Będzie to dla mnie największą nagrodą. Jeśli się nie podoba, tym bardziej napiszcie, co mogę robić lepiej. Z góry dziękuję za lajki i każdy merytoryczny komentarz.

Polecam Wam założenie konta na PartyPoker i branie udziału w satelitach do Poker Fever. Zarejestrujcie je (koniecznie z tego linku) i cieszcie się unikalnymi przywilejami:

Odpowiedzi na większość pytań, które mogą pojawić się przy rejestrowaniu konta za naszym pośrednictwem, znajdziecie w tym FAQ. Sprawdźcie również, w jaki sposób zbudować solidny bankroll, grając na PartyPoker.

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?