W serii poświęconej grze turniejowej niespodziewanie pojawił się odcinek dotyczący gry cashowej. Wszystko przez płomienny romans z cash games na boku, który przypadkowo eksplodował z taką siłą, że musiałem odpuścić weekendowe „emtetetowanie”. 

To był bardzo intensywny pokerowy weekend. Pierwotnie plany zakładały rozegranie dużej niedzielnej sesji MTT, której kulminacyjnym punktem miał być ME Micro Millions na PokerStars, lecz musiałem swoje założenia zmodyfikować. Jeśli myślicie, że z powodu Walentynek, to może Was rozczaruję, ale nie. Wszystko wyszło tak trochę przypadkiem.

Zaczęło się od tego, że w tygodniu poczułem ogromną chęć powrotu na cashowe ulice, a że miałem jakieś problemy z ecoPayzem i nie mogłem załadować konta na PartyPoker, to wybór mógł być tylko jeden – Run It Once. Nie zakładałem żadnego poważnego grania, żadnych poważnych stawek, właściwie celowałem tylko w NL4€, bo wiedziałem, że tam będzie jako taki ruch, ale jak już zasiadłem do grindu, to… skończyłem w niedzielę w nocy i z tego wszystkiego zająłem drugie miejsce w tygodniowym leaderboardzie. Na NL4€ za taki wyczyn otrzymuje się 80€, a to oznacza, że chyba już nigdy nie będę musiał pracować…

Podczas intensywnego grindu, który wymuszał na mnie granie na sześciu stołach jednocześnie, wszystko było ok, gdy każdy ze stołów był w pełni obsadzony, ale problemy zaczynały się wtedy, gdy ludzie się wykruszali. W wersji shorthanded było znacznie trudnej. Chwilami grałem nawet po 3 heads-upy jednocześnie, co było dla mnie mocno obciążające. Myślałem, że może być z tego więcej strat niż zysków, ale na szczęście udało mi się to wszystko ogarnąć i na całej bitwie o leaderboard z gry wyszedłem ze stratą -4€. Z nagrodą z leaderboardu oraz z nagrodą z rakebacku wyszło to bardzo przyzwoicie, a ja sam jestem zadowolony, choć zmęczony i dzisiaj na pewno do stołów nie siądę. Inna sprawa, ile przy tym wszystkim zapłaciłem rake’u… Wygląda na to, że w całym tygodniu: – 81,60€, tak więc kluczowe dla mojego „sukcesu” było to, że z gry wyszedłem niemal break even, czego z pewnością nie mogą powiedzieć o sobie moi rywale.

Rakebackowi geniusze

W trakcie walki o leadeboard spotkałem się z bardzo ciekawym zjawiskiem. Otóż czołowi gracze z rankingu trzymali się stategii: „gramy z każdą ręką (najlepiej raise), oglądamy każdego flopa, w każdym rozdaniu płacimy rake”. Wbudowany w soft HUD pokazywał, że grali statsami: 80/60 i pokrewne. Grając w ten sposób, nabijali dużo punktów rankingowych i myślałem, że realnie miejsca w top-3 zupełnie są poza moim zasięgiem. Oni chyba też, bo odpuścili granie. Lider w ogóle w niedzielę nie grał, a i tak nie było szans się do niego zbliżyć. Inni gracze pojawili się w niedzielę koło 17:00, a ja już wtedy miałem ich na wyciągnięcie ręki, mimo iż w ujęciu absolutnych byłem dopiero na szóstej pozycji. Obserwowałem ich grę. Widziałem, że gromadzą punkty szybciej ode mnie i doszedłem do wniosku, że trzeba się wycofać z wyścigu, bo nie jestem w stanie dotrzymać im kroku. Oni po prostu realizowali inny cel – oni chcieli otrzymać te kilkadziesiąt euro nagrody, a zupełnie nie liczyli się z kosztami.

Wtedy stało się coś dziwnego. Raz za razem widziałem, że siedzą przy stołach z niepełnymi stackami – a musicie wiedzieć, że na Run It Once nie można usiąść do stołów ze stackiem mniejszym niż 100 bb. Widać też było to, że ograniczyli multitabling. Może skończył im się roll? Brzmi śmiesznie, ale wcale nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Ja tak mówię „Oni”, bo moim zdaniem to jakaś grupka rosyjskich/brazylijskich hard core IQ200 grinderów (lub botów), dlatego traktuję ich właśnie zbiorczo. Swoją drogą, gdyby to były boty, to życzyłbym sobie, żebym mógł zawsze z nimi grać.

W każdym razie wtedy pojawiła się szansa dla mnie. Od tej chwili widać było, że mimo iż grałem zupełnie normalnie – nie pod robienie rake’u – to grając sześć stołów jednocześnie, przy tym często shorthanded lub nawet heads-up, zacząłem zmniejszać dystans do nich. Na drugie miejsce wysunąłem się coś po godzinie 23:00 i do 01:00, gdy kończył się dzień, zdołałem utrzymać przewagę.

Co dalej?

Plan pozostaje bez zmian. Póki co mam dość casha i wracam do nauki MTT, bo uważam, że ta droga jest po prostu dobra, mimo iż serce nadal mocniej bije mi do cashówek. Pewnie w tygodniu ze dwa razy pojawię się na Party na jakieś wieczornej sesji, a tak to w pełni skupiam się na nauce. Materiałów szkoleniowych mam pod dostatkiem. Najważniejsze obecnie jest to, żeby regularnie pracować. Z tym nie ma problemu. Sprawia mi to ogromną przyjemność, tak więc trwaj przygodo!

Mały update odnośnie sytuacji z sąsiadem. Pojawiła się okazja do przeprowadzki, z której w mig skorzystaliśmy, tak więc teraz jesteśmy na nowym miejscu i mamy z żoną święty spokój. Duża ulga, a i nerwy zdecydowanie mniej zszarganie. EV+, prawda?

Zapraszam na kolejny odcinek mojego bloga, który opublikuję już niebawem.

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?