Barry Greenstein to zawodnik starszego pokolenia pokerzystów, który znany jest z gry na stołach play money, oczywiście na najwyższych stawkach. Nie oznacza to jednak, że nie gra już na prawdziwe pieniądze. Podczas PokerStars Caribbean Adventure zapytano go na przykład, co znaczy dla niego ten festiwal.
– Przyjeżdżam tutaj od kiedy tylko sięgam pamięcią. Obecnie nie podróżuje już tyle, co kiedyś. Wpadam na World Series of Poker, PCA i, ponieważ mieszkam w Los Angeles zaliczam też czasem Main Eventy w kasynach Commerce i Bicycle Club. Jeśli mam chęć na gry cashowe to jadę do Gardens. Tam też mają niezłe eventy.
– Czy wolisz PCA czy WSOP?
– PCA to drugi co do wielkości festiwal, ustępujący tylko World Series of Poker. WSOP jest jednak spotkaniem wszystkich pokerzystów, a PCA to konwencja skierowana bardziej w stronę entuzjastów gier online. Szkoda, że stracił trochę ze swej wagi, po tym jak pozamykano roomy w Stanach Zjednoczonych.
– Brakuje Ci tamtych czasów?
– Grałem kiedyś Main Event EPT w Monte Carlo i co roku dodatkowo jeszcze jeden turniej, za każdym razem inny. Wraz z partnerką jeździliśmy po Europie, do takich miejsc jak Paryż czy Londyn. Wiedziałem, że lubi podróżować, więc zabierałem ją ze sobą. W końcu powiedziała mi, że chciałaby zwiedzić inne kraje, nie tylko te, gdzie można grać w pokera w dużych eventach.
Teraz jeżdżę na pokera sam i wieczorami wracam do swojego pokoju w hotelu, co jest dosyć nudne, jeśli ma się przed sobą dwa takie tygodnie. W tym roku chciałbym wybrać się do Chin. Zwłaszcza młodzi pokerzyści powinni korzystać z tego co daje im poker. Eventy odbywają się w pięknych miejscach, warto je dobrze zwiedzić.
Dzięki takiemu podejściu nie czujemy też tak wielkiej presji. Nie chodzi bowiem tylko o to, aby wygrać turniej, czy zająć płatne miejsce. Gdyby chodziło tylko o pieniądze, to czułbym się jak głupek po odpadnięciu. Przejechałem w końcu wiele kilometrów na darmo. Jeśli jednak jedziemy zwiedzić miasto, to już na starcie turnieju jesteśmy do przodu. Dlatego własnie zabierałem dzieciaki i partnerkę.
– Opowiedz nam o tym, dlaczego jesteś nazywany Robin Hoodem w pokerowym środowisku?
– Chodzi o działalność charytatywną, ale ludzie trochę przesadzają z tym, co o mnie mówią. Wielu graczy pokerowych regularnie wpłaca pieniądze na fundacje pomagające innym. To nasza natura, choć może się wydawać, że walczymy o pieniądze, więc tylko one nas obchodzą. Często jest zupełnie odwrotnie. Ktoś, kto betuje w rozdaniu pokerowym zazwyczaj nie boi się utraty tych pieniędzy. Ergo nie są mu tak bardzo potrzebne, a komuś innemu owszem.
Zanim zostałem pokerzystą, chciałem pomagać innym. Przyjemnie jest zgarnąć pulę ze stołu, gdy wiemy, że można z tymi pieniędzmi zrobić coś pożytecznego. Pokerzyści dają hojne napiwki i pożyczają pieniądze. Zdarzało się, że pokrywali koszty pogrzebów, gdy zmarł ktoś w ich otoczeniu. Powodem, dla którego staram się o tym mówić nie jest jednak „parcie na szkło”. Chcę po prostu inspirować innych.
– Jak dużo czasu spędzasz na grach play money?
– Uwielbiam play money. Ludzie czasem pytają czemu gram na takich stołach, a ja żartuję, że skończyły mi się pieniądze. Czasem pytam ze zdziwieniem: „to nie jest kryptowaluta?”. Prawda jest jednak taka, że mieszkam w USA i nie mogę grac na prawdziwe pieniądze, a nadal reprezentuję PokerStars. Room ten na pewno zarabia sporo na sprzedaży play money. Milion dolarów to bowiem wydatek 5$. Poziom jest więc raczej niski, ale gry traktowane są poważnie.
Ludzie na czacie rozmawiają o bad beatach i widać, że denerwują się po przegranej puli. Wszystkie pokerowe emocje nadal tam są. A ja gram tam, bo mogę walczyć o wygrane w Main Eventach przeciwko słabszym rywalom. Nieważne, czy zdobywam miliony czy tylko miliony play money.
Przyjemne jest to, że wiele eventów można wygrać po prostu czekając z silnymi rękami. Ludzie sami wpychają żetony na stół, bo zbyt często blefują.
Nie gram jednak zbyt wiele w NLHE. Lubię gry mieszane. Poza WSOP i PCA gram w NLHE własnie tylko w eventach play money. Podczas tegorocznego WSOP dotarłem do kilku fajnych miejsc płatnych i nie wierzę, że gra na tamtych stołach mi w tym nie pomogła. Wraz z wiekiem człowiek znowu zaczyna grać tak, jak podpowiada mu instynkt. Gry na stołach bez prawdziwych pieniędzy pomagają mi szlifować moje umiejętności.