Jeśli miałbym podsumować moje pokerowe dokonania, to jestem tylko graczem rekreacyjnym, a i to za dużo powiedziane, zważywszy na to jak mało gram ostatnimi czasy. Kiedy jednak zdarzało mi się grać codziennie, nie raz obrywało się moim oponentom za bad beaty w stylu moje AK na ich AQ.
Jak się okazuje nie jestem jedyny. Pokerzyści mówią o bad beatach głównie z dwóch powodów.
1. Chcemy dać innym graczom do zrozumienia, że mimo tej małej porażki umiemy doskonale grać w karty.
2. Narzekamy, bo taka już nasz ludka (polska).
To pierwsze jest oczywiste. Zależy nam na uznaniu i poszanowaniu innych zawodników, więc chcemy wytłumaczyć, że to co się stało to pech, absolutnie nie nasza wina i gdybyśmy mieli jeszcze jedną taką szansę, to wynik rozdania wyglądałby (najprawdopodobniej) zupełnie inaczej.
Taka racjonalizacja jest jednak bez sensu, bo inni zawodnicy doskonale widzą, co się stało. Przynajmniej ci uważni, a resztą nie powinniśmy się przejmować.
To jak narzekamy to już kwestia indywidualna, a głównych sposobów wyróżnić można trzy (wypisane poniżej). Większości z nas nie idzie to jednak najlepiej. Jesteśmy pełni żalu, rozgoryczeni i marudni. Takie gadanie o bad beacie rzadko komu przypadnie do gustu i na pewno nie poprawi atmosfery przy pokerowym stole.
1. Młodzi gniewni
Osoby łatwo wpadające w gniew atakują rywala werbalnie po bad beacie. Jeśli naszym zdaniem posiada on bowiem słabsze umiejętności, to chcemy mu o tym zakomunikować.
Wygląda to tak, jakby krzyczeli na drugiego zawodnika bez powodu, ale tak naprawdę jest to reakcja obronna, bo pokerzystom nie wychodzi zbyt dobrze precyzyjne przekazywanie swoich uczuć. Gniew rodzi się tam, gdzie czujemy się pozbawieni godności, poniżeni i zranieni. Dlatego własnie wybuchamy.
Oczywiście naszych żalów nikt nie słucha, bo rywal od razu przechodzi do defensywy. Szanse na rozwiązanie konfliktu szybko spadają do zera, a inni zawodnicy nawet nie słuchają. Co najwyżej może ich przez jakiś czas bawić nasza przepychanka, ale szybko im się to znudzi.
Ciekawe jest to, że jeśli tak zachowujesz się przy stole, to bardzo możliwe, że taki sam jesteś także w związkach z partnerką/partnerem.
2. Cisi obrażalscy
Ta grupa graczy nie atakuje nikogo, tylko zamyka się w sobie. Po co mam innym pokazywać, że zostałem upokorzony, skoro mogę to przecierpieć w środku?
Osoby reagujące w ten sposób mają niską samoocenę i sądzą, że i tak nikt ich nie będzie chciał słuchać. Dlatego się wycofują.
Zapominają o dumie i przełykają gorzki smak porażki, choć nie są oczywiście niczemu winni. W pokerze wiele rzeczy jest po prostu poza naszą kontrolą.
Problem z dwoma powyższymi „środkami komunikacji” polega na tym, że prowadzą one do tiltu. Dla naszej gry ważne jest natomiast, abyśmy byli w optymalnej formie. Dlatego właśnie najlepiej podejść do tego na luzie. Oto więc sposób trzeci.
3. Normalny, dorosły gracz
Podczas ostatniego Poker Masters w kasynie ARIA, Daniel Negreanu przyznał, że ostatnio trochę stracił, jeśli o pozycję w rankingu graczy turniejowych No-Limit Hold’em chodzi. Wymienił też wiele nazwisk pokerzystów, którzy radzą sobei na tym polu lepiej od niego.
Istnieje bowiem wiele powodów, dla których Fedor Holz, Adrian Mateos i reszta odnotowują tak dobre wyniki. Oczywiście są to utalentowani stratedzy i świetni psychologowie, ale jedną z ważniejszych umiejętności ich wszystkich jest to, że umieją sobie wytłumaczyć pechowe sytuacje. Tak, aby bad beaty nie wpływały na ich kondycję psychiczną na stole.
Nie oznacza to jednak, że nie czują gniewu czy rozczarowania. Znaleźli sobie jednak lepszy sposób na radzenie sobie z tymi emocjami niż wyrzucanie z siebie wszystkiego czy „kiszenie” emocji w środku.
Tacy gracze są pewni siebie i wiedzą, że nie mają wpływu na karty, tylko na to jak je rozgrywają. Przechodzą więc nad bad beatami do porządku dziennego.
Kiedy to cholerne AQ pokonuje ich AK, nie czują się pokonani, jak ofiary jakiegoś złośliwego zrządzenia losu. Dociera do nich, że to po prostu matematyczna anomalia, która nie zdarza się często i w długim okresie zaniknie dając im profit w tej jakże opłacalnej sytuacji. Grają więc tak dalej.
Nauczenie się opanowania i racjonalizowania takich sytuacji przy stole znacznie ułatwia kontakty międzyludzkie. Spokój to także bardzo istotny element strategii, zarówno w życiu jak i przy stole.
Zachowując się w ten sposób, jak dorosły, dojrzały człowiek możemy opowiadać o bad beatach nikogo nie obrażając. Mało tego, nasi najbliżsi zrozumieją nas i nasze uczucia lepiej, kiedy opowiemy na spokojnie, co się stało. Ci, którzy dostają małpiego rozumu zasługują co najwyżej na współczucie. Nie ze względu jednak na bad beat, tylko na to jak słabo radzą sobie ze swoimi emocjami.