Świetny artykuł dotyczący historii powstania jednej z największych firm gamingowych ukazał się na portalu Gadzetomania.pl. Michał Kamiński, który jest autorem owego artykułu, pokazuje jak bardzo chciwa była Zynga od początku swojej działalności. Czy firma, która miała ogromny potencjał w grach real-money, jest skazana na porażkę?
Historia Zyngi to w połowie klasyczna opowieść o wspaniałym pomyśle, upartej realizacji i sukcesie tak wielkim, że aż trudno go sobie wyobrazić. Druga połowa to smutny rozdział o tym, jak buta, chamstwo i chciwość mogą przepoczwarzyć świetnie prosperującą firmę w bezdusznego molocha nastawionego na wyzysk pracowników i zarabianie za wszelką cenę. Oto smutna historia wielkiego przedsięwzięcia.
Dobre złego początki
W 2007 r. Mark Pincus założył z grupką przyjaciół firmę Zynga (wtedy Presidio Media). Jej celem było tworzenie gier społecznościowych na Facebooka. Nowa platforma nie miała jeszcze wielu użytkowników, a ten rodzaj rozrywki dopiero raczkował. Nikt nie przewidywał nawet, jak olbrzymim sukcesem okaże się tworzenie niewielkich gier dla stałych bywalców portali społecznościowych.
Obecnie Zynga to korporacja warta kilka miliardów dolarów. Zajmuje się produkcją gier na Facebooka, Google+, Tencent oraz platformy mobilne Android i iOS. W korporacji pracuje około 3400 osób.
Moje pierwsze zetknięcie się z Zyngą to oczywiście Zynga Poker. Ładnie skonstruowany panel, możliwość zagrania i ścigania się ze znajomymi, przyjemna i darmowa zabawa. Problemy zaczęły się dosyć szybko. Po pierwszym zakupie niewielkiej liczby sztonów pojawiła się kilkudniowa seria koszmarnych rozdań. Oszustwo systemu było dla mnie tak ewidentne (promowanie graczy o niskim zasobie sztonów), że błyskawicznie odechciało mi się grać.
Wkrótce na szczycie rankingu pojawiły się osoby z majątkiem wartym kilkanaście milionów dolarów rzeczywistych pieniędzy. Ich historia gier mówiła jednak, że nie było możliwe zarobienie tylu sztonów w grze. Zynga Poker zmieniła się w raj dla oszustów i narzędzie do wysysania pieniędzy od pokerzystów amatorów.
W inne produkcje nie grałem. Nagabywanie o kupno dodatkowych żetonów, punktów, banknotów tylko po to, by pojawiła się nowa krowa na farmie (FarmVille), by można było coś zbudować (CityVille), aby prześcignąć znajomych w rankingu i uzyskać wirtualne dobro za żywą gotówkę, było pomysłem tak absurdalnym, że zrezygnowałem bez cienia wahania.
Chciwość Zyngi objawiła się już na samym początku. Pincus przyznał na konferencji Startup@Berkeley, że popełnił każde możliwe etyczne wykroczenie podczas rozkręcania biznesu. Nagabywał klientów za pomocą toolbarów, obiecując im góry sztonów pokerowych w zamian za jego instalację. Reklamy miały charakter czysto inwazyjny, część była ewidentnym mallware’em instalującym się jako aplikacja społecznościowa. Podczas premiery FishVille Facebook zawiesił funkcjonowanie gry ze względu na złamanie warunków umowy dotyczących form reklamowych!
Równia pochyła
Pierwsze sygnały, że dzieje się coś bardo złego, nadeszły po przeprowadzce do nowej siedziby korporacji w 2011 r. Czterech zasłużonych pracowników dostało ultimatum: albo oddadzą zgromadzone akcje, albo zostaną zwolnieni. Takie postępowanie nie jest nielegalne, ale łamie zdrowe zasady współżycia w firmie i jest rzeczą niespotykaną w tego typu biznesie (tak o sprawie pisał m.in. The Wall Street Journal).
Utarczka z bogatszymi pracownikami Zyngi wywołała lawinę. Rzesze pracowników relacjonowały niemożliwe do spełnienia deadline’y, 11-godzinne dni pracy oraz obłędnie rozbudowany system śledzenia pracy każdego pracownika, promujący rywalizację i grożący zwolnieniem za drobne pogorszenie wyników.
Menedżerowie surowo przestrzegający mantry “lepszych wyników” posuwali się do gróźb i bluzgów podczas seansów motywacyjnych dla swoich podopiecznych. Zynga przeistoczyła się w firmę, w której wyścig szczurów stał się wyjątkowo brutalnym fundamentem generowania zysków.
Stres w pracy dotyczy wszystkich pracowników korporacji. Pincusa widziano krążącego po firmie i wrzeszczącego na cały głos do słuchawki lub ludzi podążających za nim. Widok łez jest tam podobno na porządku dziennym. Zwycięzcy wyścigu dostają nagrody – jedną z nich był wylot programistów MafiaWars do Las Vegas na alkoholowy, kilkudniowy rajd po kasynach z noclegami w luksusowych hotelach. Pojawiły się nowe formy motywacji. Jedną z nich jest lista M.I.A. (missing in action), czyli wymienienie z imienia i nazwiska osób, które obniżyły wydajność.
Efekty pojawiły się dość szybko. Cena akcji z początkowych 10 dolarów spadła do 2. Firmę opuszczają największe talenty. Facebook wycofuje się z obecnego modelu współpracy (80% dochodów Zyngi pochodzi z tej platformy), a Rovio odrzuciła ofertę kupna za 2,25 miliarda dolarów, wskazując jako powód bardzo złe praktyki korporacyjne. Za przykład podano rozmowy, jakie przeprowadzano z firmą MyMiniLife. Na spotkanie z ramienia Zyngi przybył człowiek ubrany w kowbojski strój (senior vice president). Zapytany o pieniądze, wyjął z kieszeni rulon studolarówek, rzucił je na stół i zapytał, “czy styknie”.
Jakość i zabawa? Zyski!
Nowe produkcje Zyngi trudno nazwać grami. To właściwie klikacze. Nick Sant z Business Insider opisał kilka tytułów i wskazał na identyczną mechanikę w każdym z nich. “Granie” polega na klikaniu w kilka przycisków. Chcesz klikać więcej i szybciej? Zapłać. To właśnie dzięki Zyndze powstało pogardliwe określenie facebookowego gracza – “cowclicker”.
Krytycy często wspominają o kompulsywnym charakterze gier Zyngi. Odruch zmusza graczy do cyklicznego logowania się w grze i “uzupełniania” czynności koniecznych do dalszego rozwoju np. farmy.
Największym problemem zewnętrznym Zyngi są jednak zarzuty o kradzież. Zynga jest postrzegana przez środowisko developerów i graczy jako zwykły złodziej, kradnący cudze pomysły. Nie mnie oceniać, czy takie twierdzenie jest prawdziwe, ale za każdym razem, gdy rozmawiam z devem z polskiego startupu, pojawia się obawa o kradzież pomysłu przez Zyngę.
Wiele spraw miało swój finał w sądzie. Twórcy Mob Wars twierdzili, że Mafia Wars jest ich grą i że została skopiowana w 100%. Podobnie sprawa miała się z Café World, która była kopią Restaurant City. Także FarmVille jest szalenie podobna do Farm Town…
Jeden z pracowników zacytował dla SF Weekly słowa Pincusa: “Kopiujcie gry naszej konkurencji. Róbcie to, aż będziemy mieli takie same wyniki jak oni”. Kolejną rzekomo skopiowaną grą była słynna Tiny Tower, która doczekała się niechcianego rodzeństwa w postaci Dream Heights. W efekcie tego typu działań Zynga ma na głowie kilkadziesiąt różnych procesów.
Biznes etyczny
Klasyczna szkoła ekonomii wolnorynkowej zawsze i wszędzie wspomina o etyce. Pracownicy i ludzie w przytłaczającej większości kierują się w swoim życiu mniej lub bardziej rozbudowanym kodeksem etycznym i ignorowanie tego faktu nie będzie się opłacać. Po prostu warto prowadzić uczciwy biznes z ekonomicznego punktu widzenia.
To oczywiście model zakładający istnienie dobrych warunków ekonomicznych na zewnątrz firmy, ale zasada jest dość prosta: szanuj swoich pracowników i klientów, nawet kosztem zmniejszenia przyszłych zysków, a będzie ci dane w przyszłości. A Zynga to firma potwornie żarłoczna i wiele wskazuje na to, że już wkrótce przyjdzie pora, by zapłacić za to rachunek.