O legalizacji pokera w internecie powiedziano już bardzo dużo. Ale ilu Polaków, tyle opinii. Rząd jest przeciwny, a środowisko rozbite. I chociaż co kilka miesięcy odżywają ogromne emocje, bo pojawiają się to informacje z Unii, to doniesienia „działań” naszych polityków, wszyscy poruszamy się trochę po omacku, a walka o akty prawne bardziej przypomina niezorganizowaną i wzajemnie nieufną partyzantkę niż skoordynowaną akcję, która może przynieść efekty.
Poker online pojawił się na świecie w okolicach 1998 roku, ale nikt nie wie, kiedy pierwszy Polak po raz pierwszy zagrał w sieci przy zielonym stoliku. Trzeba było kolejnych 10 lat, żeby gra stała się na tyle popularna, by spotkanie podczas rozdania naszego rodaka nie było sytuacją wyjątkową. I w zasadzie właśnie wtedy zaczęły się problemy. 1 października 2009 roku wybuchła afera hazardowa, po której naprędce przygotowano ustawę niekorzystną dla rynku hazardowego w Polsce. Zarówno przed nią, jak i bezpośrednio po niej poker online znajdował się w szarej strefie – po prostu nikt się nim nie zajmował.
Było miło, aż przyszła ustawa
Sytuacja skomplikowała się 30 czerwca 2011 roku, po wejściu w życie nowelizacji ustawy. Wtedy zostało jasno powiedziane, że przez internet w pokera grać nie wolno. To w gruncie rzeczy niewiele zmieniło – poza kilkoma „spektakularnymi” akcjami Policji i Służby Celnej, które interweniowały na turniejach live, nic specjalnego się nie wydarzyło. W pokera online nadal gra w Polsce każdy, kto tylko chce. Ale wcale nie jest różowo – bo na sprawę trzeba spojrzeć trochę szerzej.
Półtorej miesiąca wcześniej wydarzyło się coś, co zostało nazwane Czarnym Piątkiem pokera. Black Friday, czyli 15 kwietnia 2011 to do dziś najbardziej znaczący dzień w historii pokera internetowego. To wtedy Amerykanie zamknęli strony internetowe największych pokerroomów, wytoczyli procesy karne ich właścicielom i na zawsze zmienili pokera online. Kilka znanych sieci ogłosiło upadłość, FullTiltPoker okazał się bankrutem i na jego powrót trzeba było czekać 1,5 roku, a Amerykanów przy stołach nie spotykamy do dzisiaj.
Co ma Black Friday do pokera w Polsce?
Bardzo dużo. Między styczniem 2010 a marcem 2011 roku mieliśmy do czynienia ze szczytem popularności pokera online. Black Friday wyłączył z rozgrywek ponad 30 procent graczy. I co gorsza, liczba grających nie przestała spadać, a negatywny trend się utrzymuje. Zresztą, co ja będę tłumaczył – spójrzcie na wykres.
Black Friday mocno wpłynął na wizerunek pokera i znacznie zmniejszył jego popularność. Szturm pokerroomów został zatrzymany, a sam poker online, przez brak graczy z USA, którzy mieli opinię dawców kapitału, nie był już tak atrakcyjny, jak dawniej. W dodatku zabrakło czynnika, który przyciągałby nowych graczy. Jeszcze w 2010 roku w internecie roiło się od ofert typu no-deposit bonus, które pozwalały otrzymać za darmo pewną sumę pieniędzy. Teraz też można je znaleźć, ale, po pierwsze – jest ich mniej, po drugie – oferty nie są już tak atrakcyjne, i zamiast 50$ często dostaniemy na przykład 10$. A to już dla niektórych gra niewarta świeczki. Poker przestał być taki cool.
O co kto walczy
Ale wróćmy na polski grunt. Niedługo po przyjęciu nowelizacji ustawy hazardowej powstały w Polsce trzy organizacje: Polska Federacja Pokera Sportowego, Polski Związek Pokera i stowarzyszenie Wolny Poker. Dlaczego te organizacje się nie połączyły w imię jednego celu? Z prostego powodu – każda z nich ma swój własny cel. I porozumienie między nimi nie jest możliwe. Może Polski Związek Pokera dogadałby się jeszcze z Wolnym Pokerem – problem w tym, że zajął się już chyba tylko organizacją turniejów, do udziału w których zachęca na Facebooku i stronie postawionej na zagranicznym serwerze. PFPS chce wprowadzić do Polski swoją wersję pokera porównawczego i mieć monopol na udzielanie licencji, a Wolny Poker, choć działa najbardziej „fair”, też gra w dosyć ryzykowną grę – ale przez osobistą sympatię nie będę kopał pod nimi dołów – zresztą ich pomysł na legalizację jest zdecydowanie najlepszy.
Grzechów polskich stowarzyszeń jest jednak więcej. Często próbują udowodnić, że poker to nie hazard i nie można się od niego uzależnić. Oba te stwierdzenia są nieprawdziwe. Kiedy gra się o taką stawkę, trzeba być świętszym od papieża – a zarzutów można każdemu postawić co najmniej kilka.
A na co to komu?
Podstawowy problem ze środowiskiem pokerowym leży jednak gdzie indziej. W tej chwili jest ono całkowicie rozbite – i to nie tylko między wspomniane organizacje. Ich działania były gorąco popierane zaraz po wejściu w życie nowelizacji ustawy. Ale po 2,5 roku od jej wejścia w życie okazało się, że nikt nie zmyka do więzień za grę online. Dlatego część osób uznała, że legalizacja nie ma sensu i zwyczajnie się nie opłaca. Serwisy pokerowe publikują doniesienia o sukcesach Polaków i nikogo to nie obchodzi. No to po co legalizować pokera?
Bo legalizacja to też koszty, czyli podatki. Płaci je pokerroom, ale każdy, kto choć trochę zna biznes wie, że zawsze przerzuca się to na klientów. W wersji optymistycznej, tzn. przeprowadzenia legalizacji na wzór duński, byłoby jeszcze nieźle, bo nadal gralibyśmy z pokerzystami z całego świata. Ale gdyby ktoś wpadł na model hiszpański i zamknął polski rynek tylko do rodzimych graczy, a zagraniczne domeny zablokował, nakładając w dodatku wysoki podatek, prawdopodobnie zamordowałby pokera w Polsce.
Na takiej legalizacji nie zależy też Polakom-niepokerzystom. Traktują hazard jako całość i nie interesuje ich, że Texas Hold’em to coś innego, niż automaty do gier, czyli biznes często powiązany z mafią i dla gracza zdecydowanie nieopłacalny. Zresztą, sam Jan Tomaszewski, członek Parlamentarnego Zespołu ds. Efektywnej Regulacji Gry w Pokera twierdził, że walczy o legalizację pokera sportowego. A wcale nie o to miał walczyć. Ale okazało się, w czym stowarzyszenia mogą pomóc – konieczna jest praca u podstaw, czyli tłumaczenie ludziom, czym różni się poker od ruletki.
Tymczasem Komisja Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki, jak gdyby nigdy nic, przygotowuje nowelizację ustawy hazardowej, która ma pozwolić na organizowanie gier liczbowych w internecie. Czyli, w skrócie, pozwoli działać w sieci państwowemu monopoliście, Totalizatorowi Sportowemu. O pokerze, jak można się domyślić, nie ma w tej nowelizacji ani słowa.
Moje smutne przypuszczenia chyba stają się faktem. Na rodzimym podwórku nie uda się póki co „załatwić” żadnych sensownych regulacji. I jest to wina wszystkich, a jednocześnie niczyja. Decyzja należy do parlamentarzystów – ale liberalizacja prawa hazardowego jest dla nich ryzykowna z politycznego punktu widzenia. W dodatku mogą zawsze wysunąć argument skłóconych pokerzystów – bo skoro stowarzyszenia nie mogą dogadać się między sobą, to jak mają dogadać się z rządem?
Jeżeli miałbym szukać światełka w tunelu, to spojrzałbym na Komisję Europejską i Parlament Europejski. Chociaż na ten moment przepisy unijne pozwalają na wprowadzanie różnych zakazów dotyczących hazardu online wygląda na to, że politycy w Brukseli są coraz bardziej skłonni, by działać w kierunku uwspólnotowienia rynku.
I pozostaje tylko jedno pytanie: czy poker online, który wykluł się w rajach podatkowych, w warunkach europejskich, gdzie obciążenia fiskalne są wysokie, nie dokona swojego żywota?
Źródło: http://matelusz.pl/tu-nie-bedzie-rewolucji-pokerowej/