W ostatnim wydaniu Polska The Times ukazał się obszerny wywiad z Marcinem Horeckim prezesem stowarzyszenia „Wolny poker” na temat sytuacji pokera w Polsce. Zapraszamy do lektury!

W naszej wcześniejszej rozmowie z lutego mówił, że chciałby kiedyś zastąpić Pana na tym stanowisku.
Niczego nie robi się wiecznie. Koledzy pokerzyści są w większości młodsi ode mnie, nazywają mnie dziadkiem. (śmiech) Ale wcale nie czuję swoich lat, po części dlatego, że obracam się właśnie w takim towarzystwie. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Jestem przygotowany na wiele ewentualności.

Mam kilka zawodów, które mógłbym wykonywać, m.in. doradcy finansowego. Chcę robić to, co sprawia mi największą przyjemność. Jeśli będę ją czerpał z pokera, wciąż grając na tyle dobrze, by wygrywać, nie widzę powodu do odchodzenia na emeryturę. Jeśli nie, to znajdę sobie inne zajęcie. Chociaż myślę, że z pokerem nigdy całkowicie nie zerwę. Będę grał przynajmniej rekreacyjnie. Natomiast czy pozostanę zawodowcem za rok, dwa czy pięć lat? Nie wiem. Dobrze, że są ludzie tacy jak Dominik, którzy ewentualnie będą kontynuować to, co zaczęliśmy z Wolnym Pokerem.

Liczy Pan na to, że w najbliższych miesiącach może przyjść kolejny przełomowy sukces Polaka, dzięki któremu temat pokera znów będzie poruszany praktycznie we wszystkich mediach? Na przykład bransoletka World Series of Poker?
Jeszcze dwa lata temu Polacy nie mieli żadnego z trzech głównych tytułów, czyli wygranej w turnieju EPT, WPT i WSOP. Teraz mamy dwa, zostają mistrzostwa świata w Las Vegas. Problem jest taki, że płacimy tam podwójne opodatkowanie. Raz w kasynie, drugi raz od wygranej. Dlatego jeździ tam mniej Polaków. Ciekawe jest też to, że w umowie o podwójnym opodatkowaniu między USA a Polską nie ma mowy o hazardzie. Przez to z wygranych już na miejscu zabierają nam 30 procent, które wędruje do budżetu amerykańskiego. Gdyby ktoś z nas zdobył 10 milionów dolarów w main evencie, zostawi trzy miliony w Stanach, zamiast rozliczyć się u nas. To kolejna rzecz, którą powinni się zainteresować politycy. Zmiana tych zapisów leży przecież w interesie naszego państwa. Wracając do pytania, w pokerze nie można niczego przewidzieć. Trzeba skupić się na podejmowaniu decyzji, wtedy przychodzą wyniki. Ale czasem jest trochę jak w skokach – kiedy zawieje wiatr w plecy, nic nie poradzimy. Tak czy inaczej powinna pojechać spora grupa Polaków. Możliwe, że zdobędziemy pierwszą bransoletkę. Może nawet w turnieju głównym? Wygranie 10 milionów dolarów przez Polaka byłoby dla pokera nad Wisłą jeszcze większym przełomem niż zwycięstwo Dominika na PCA. Ale jedziemy tam, żeby dobrze grać. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

10 milionów dla zwycięzcy main eventu WSOP to dobry pomysł? Jeśli nie będzie oszałamiającej frekwencji, ucierpi na tym struktura wypłat dla tych, którzy zajmą niższe miejsca.
Pod względem marketingowym to strzał w dziesiątkę. Nikt niczego nie ryzykuje, po prostu obniżają się nagrody dla zajmujących niższe miejsca. A na wielu graczy rekreacyjnych wizja dziesięciu milionów podziała jak magnes. Tym bardziej że poker online znów stał się legalny w kilku stanach. Moim zdaniem frekwencja będzie dzięki temu wysoka, a podział nagród dość rozsądny.

czytaj dalej TUTAJ