Reporterzy to jeden z kluczowych elementów udanego turnieju pokerowego. To dzięki nim możemy na bieżąco śledzić wydarzenia na turniejach pokerowych. Jak wygląda ich praca?
Zapraszamy na dwuczęściowy wywiad, którego udzielili mi Doro i Jack Daniels, czyli redaktor PokerGround oraz redaktor naczelny PokerTexas, którzy wspólnie pracują na turniejach Poker Fever. Najbliższe relacje przeprowadzą już w przyszłym tygodniu. Od 23 do 31 lipca zostanie rozegrany kolejny przystanek Poker Fever Series w Ołomuńcu.
Rzucony na głęboką wodę
Zanim przejdziemy do konkretnych kwestii nt. pracy reportera turniejowego, to powiedzcie, czy pamiętacie swoje pierwsze turnieje, które relacjonowaliście?
Jack Daniels: Ostatnio w Rozvadovie kręciłem film à propos relacji i wtedy mówiłem, że robię to już tak długo, że nie pamiętam tego swojego pierwszego razu. Starałem się sobie przypomnieć, co to mogłoby być, ale nie mam pojęcia, kiedy zrobiłem pierwszą relację, z jakiej to było okazji, dla którego portalu. Było to już tak dawno, że kompletnie wyleciało mi to z głowy. Albo to był HESOP, gdzie mogłem być, albo któryś z turniejów Unibet Open. Nie mam bladego pojęcia.
Pamiętam za to, że pierwszy turniej, który komentowałem live, to był USOP [Unibet Series of Poker] w styczniu 2009 roku. To była pierwsza polska transmisja z turnieju na żywo ze stołem telewizyjnym. Co prawda bez podglądu kart, bo takiej opcji na żywo wtedy nie było. Podgląd kart był dopiero w zgrywanej relacji.
Doro: Ja pamiętam. Oczywiście mam o wiele mniejszy staż. To było w czasie WPT Wiedeń. Zostałem rzucony na głęboką wodę. Jeszcze to był taki nietypowy turniej, ponieważ Polaków było bardzo mało, a jak już byli, to była cała polska czołówka, ponieważ istniał wtedy PokerGround PRO Team. [Byli w nim] Dominik Pańka, Olorionek, Teges, Sosick, Pyszałek, Janeeeeek oraz Dziewon. Dla mnie jako świeżaka spotkać tych chłopaków to było coś wielkiego, a jeszcze móc towarzyszyć im przy stołach i jakoś zacząć poruszać się sprawnie wokół nich, to na początku wywoływało u mnie stres, ale myślę, że z dnia na dzień, a tych dni było kilka, było coraz lepiej. To był chyba 2016 rok.
23 lipca startuje Poker Fever Series w Ołomuńcu. Powiedzcie nam, jak u Was wygląda typowy dzień pracy na relacji, jak długo przed rozpoczęciem dnia turniejowego pojawiacie się, żeby przygotować się do pracy?
Jack Daniels: Na miejscu pojawiamy się wraz ze startem turnieju, za to mamy sporo pracy codziennie przed turniejem. To jest tak praca, której nikt nie widzi, którą robimy w zaciszu hotelowego pokoju. Ta pierwsza praca to jest przede wszystkim zbudowanie wstępniaka, czyli pierwszego wpisu, który pojawia się w każdej relacji, a który jest później odnośnikiem do tego, co dzieje się przez cały dzień.
Pierwszego dnia każdego turnieju jest to dość łatwe, ponieważ musimy przygotować jakiś wstęp, zapowiedź tego, co wkrótce nas czeka. Każdy kolejny dzień obfituje w coraz to więcej danych, które musimy przewertować i przerzucić na strony. To są wszystkie wyniki turniejów, które zostały rozegrane poprzedniego dnia i kolejne dni startowe dużych eventów. Musimy przygotować stacki, wyszukać Polaków, zbudować z tych wszystkich wyników tabele, ładnie opisać to, co się działo, odsyłając do relacji z dni poprzednich. Wbrew pozorom jest to chyba najgorsza robota przez cały dzień, ponieważ tej pracy jest najwięcej, dociera do nas mnóstwo danych od organizatorów.
Na Poker Fever jest sporo side eventów, więc te wszystkie wyniki tych małych turniejów też musimy pozbierać i przedstawić. Tym bardziej, że w tych małych turniejach Polacy radzą sobie dość dobrze, więc tam też zarabiają sporo kasy. To jest najcięższa praca każdego dnia. Mamy z Doro wypracowany taki model, że sobie sprawnie radzimy, gdy jedziemy we dwóch, więc ta praca nie jest już może tak straszna, jak była jeszcze z rok temu, ale jest jej dużo. Największy problem jest taki, że musimy wstać kilka godzin przed relacją i całą tę poranną pracę wykonać, zanim jeszcze zaczniemy relację. To jest najbardziej czasochłonny element każdej relacji. A później to już się lata po stolikach i zbiera się informacje.
Doro: Dodam tylko, że ten rytuał zaczyna się 2-2,5 godziny przed rozpoczęciem relacji. Jest o tyle fajnie, że już zrobiliśmy wspólnie kilka relacji i dobrze się uzupełniamy, tej pracy sobie nie dublujemy. Jak jeden robi jedną rzecz, inny obrabia jakieś inne dane, a potem się wymieniamy. Wszystko idzie ładnie i sprawnie. I tak to zajmuje sporo czasu, choć jesteśmy już dobrze zgrani.
Jack Daniels: Dla jednej osoby to nieprawdopodobny wysiłek. Jednoosobowo trzeba by to robić przynajmniej 3-3,5 godziny. Tym bardziej, że czasami jest pięć, sześć turniejów jednego dnia, więc ogarnąć to jest niezwykle ciężko.
Aha, muszę wtrącić jeszcze jedną rzecz! Te 2-2,5 godziny przed rozpoczęciem relacji słuchamy muzyki. To jest najważniejszy punkt programu. Muzyka i poranna kawa. Bez tego nie wychodzimy z pokoju. Ja robię za didżeja, wprowadzam Doro w świat muzyki [link do bloga Doro, w którym o tym pisze – red.], której ja słucham. I on – chcąc, nie chcąc – musi słuchać moich kawałków.
Nuda, która zabija
Jeżeli chodzi o czas spędzany na sali turniejowej, to pojawiacie się przed graczami, a wychodzicie po nich. Czy pamiętacie, ile trwała Wasza najdłuższa relacja? I jak radzicie sobie ze zmęczeniem?
Doro: To było kilkanaście godzin. Zmęczenie na pewno daje się we znaki, szczególnie że te kilkunastogodzinne eventy to nie są pierwsze dni [festiwalu], ale dalsze. Nie da się ukryć, że po po północy, czy po 02:00 w nocy przychodzi lekkie zobojętnienie i człowiek jest mocno odmóżdżony. Po prostu trzeba to przetrwać. Wspieramy się. Jak jeden siedzi i pisze relację, to drugi pilnuje stołów. Co do zmęczenia, to nie ma recepty. Trzeba zacisnąć zęby i poślady, dobrnąć do momentu, w którym tournament director zatrzyma zegar.
Jack Daniels: Moja najdłuższa relacja trwała 19,5 godziny, więc mogę powiedzieć coś na ten temat. Takich relacji po piętnaście, szesnaście godzin miałem przynajmniej kilkanaście. Ja sobie radzę. Pomaga mi na pewno to, że na co dzień, już od wielu, wielu lat, żyję według czasu w Las Vegas, więc wstaję po południu, a spać kładę się rano, co w tej pracy pomaga. Pokerzyści żyją nocnym trybem. Wielokrotnie sam byłem też uczestnikiem gier, które np. kończyły się po trzech dobach, tyle czasu siedziało się przy stołach.
Rozwiązanie tych wszystkich problemów jest tylko jedno – żeby podczas relacjonowanej gry nie było nudno. Pokerowego reportera zabija nuda. Gdy siedzisz przez godzinę, oglądasz heads-upa i nie masz rozdania wartego zapisania. To się zdarza dosyć często. Nie zabija cię zmęczenie, tylko fakt, że siedzisz i gapisz się na to, co się dzieje na stole, a tam… nic się nie dzieje. Jeśli jest wartka akcja, to czasami jest tak, że nie nadąża się zapisywać tych wszystkich spektakularnych spotów, dużych pul i jakichś fenomenalnych rozdań, które tam się dzieją. Można pisać „Wow, co tu się dzieje!”. Jeśli tego nie ma, to można zasnąć na tym swoim stołeczku i walnąć mordą w komputer. Wtedy to jest problem.
Przetrwać to nie jest jakieś wielkie wyzwanie, ponieważ człowiek pójdzie się wyspać i tyle. Najgorzej jest wtedy, gdy siedzisz i nic się nie dzieje. Ja miałem w swoim życiu naprawdę wiele takich relacji.
Jak nie ma się co robić, to szuka się jakichś „byczych jaj”, żeby cokolwiek wrzucić na tę stronę. A w momencie, gdy naprawdę nie masz co ze sobą zrobić, to wtedy zaczyna być bardzo słabo, ponieważ chciałbyś napisać coś tym ludziom. Co prawda o 05:00 lub 06:00 już niewielu Czytelników czyta relację, ale jednak ci ludzie później wracają do komputerów i czytają wszystko do porannej kawy. Jak widzą, że przez półtorej godziny nic się nie działo, to mogą sobie pomyśleć, że to ja śpię w kącie i czekam na zakończenie, ale to wcale tak nie jest. Po prostu tam gówno się działo.
Doro: Ja dodam jeszcze jedną ważną rzecz. Ważna jest higiena pracy. Chodzi o to, żeby przyjść jak najpóźniej, w hotelu zrobić to, co mamy zrobić, wejść na salę turniejową w momencie, gdy tournament director mówi „Shuffle up and deal” i wyjść z sali w chwili, gdy zakończy się gra. Potem można przybić „piątkę” z jednym, dwoma kolegami i trzeba iść do pokoju, pomimo że czasami wydaje się, że dzieje się tyle fajnych rzeczy, że można pokręcić się, pośmieszkować. Ten brak snu, gdy jest za dużo tego śmieszkowania, daje się we znaki i jest coraz ciężej.
Profesjonalizm na pierwszym miejscu
Z tego co mówicie, to ten rygor waszej pracy jest zbliżony do tego, co muszą pokazywać pokerzyści, którzy przyjeżdżają na turniej do pracy.
Doro: Tylko z nimi jest taka sytuacja, że jak on przyjedzie na turniej i – mówiąc kolokwialnie – „zaleje pałę” lub gdzieś tam zaginie w akcji, to wyda 50-70 złotych na dojazd, trochę na hotel i to będzie jego cała strata, a my jesteśmy w robocie i na takie rzeczy nie możemy sobie pozwolić.
Jack Daniels: Ja to wręcz powiem, że mnie to po prostu trochę już zabija wiek. Pamiętam, że jeszcze dziesięć lat temu mogłem spać na czterodniowej relacji po dwie godziny na dobę, trochę popracowałem, a resztę czasu po prostu balowałem z graczami. Gdybym teraz raz zabalował, to nie zdążyłbym już nadrobić tego zmęczenia, które zaliczyłem. Całe to zmęczenie ciągnęłoby się za mną przez całą relację. Teraz jedziemy dzień przed rozpoczęciem festiwalu. Wtedy jest taki dzień, że można sobie „poheheszkować” i trochę się pobawić, bo następnego dnia relacja zaczyna się dopiero o 18:00, więc mamy sporo czasu, żeby się wyspać i wszystko napisać. Kolejny dzień, gdy wolno nam coś ze sobą zrobić jest wtedy, gdy kończy się stół finałowy Main Eventu. Wcześniej nie ma na to szans.
Dni turniejowe są długie. Zaczynają się o 13:00, czasami o 15:00, ale my kończymy o 04:00 lub 05:00. Musimy wstać te dwie godziny wcześniej i tak to się dogrywa, że wszędzie jesteśmy generalnie na styku. Każdy dzień, w którym pozwolilibyśmy sobie na jakieś ekstrawagancje mocno da nam się we znaki na tak długim festiwalu, jakim jest Poker Fever Series. Tutaj trzeba postawić na profesjonalizm w robieniu tego, co jest do zrobienia. Wszyscy śmieją się ze mnie, że mam ksywę Jack Daniels, a ja nie piję kropli alkoholu, co wydaje się trochę śmieszne biorąc pod uwagę moje wcześniejsze wyjazdowe występy, ale taka jest prawda. Robi się za dużo pracy przez cały dzień, żeby można było pozwolić sobie na coś takiego.
W pogoni za graczem
Zatrzymajmy się na chwilę przy zawodnikach, z którymi macie do czynienia na turniejach. Jak wyglądają wasze relacje z nimi? Czy chętnie informują o stackach i rozdaniach? Czy musicie wyciągać to od nich „siłą”?
Doro: Nie ma reguły, aczkolwiek o wiele lepiej opowiada się o sytuacjach wygranych, dobrych, kiedy stack się buduje, kiedy sprzeda się suckouta, niż kiedy dzieją się nam złe rzeczy. Nie dziwię się graczom, że czasami nie chcą od razu przyznać się do tego, jak do tego doszło – szczególnie, gdy sami czują, że popełnili błąd i z tego powodu doszło do ich spektakularnej „wyjebki”.
Bywa tak, że ktoś w nerwach opuszcza salę, my patrzymy na siebie z Jackiem i jest tylko krótki komunikat: „Ej, goń go!”. Wiadomo, ja ciutkę młodszy, to lecę. Gdzieś go tam łapię na schodach, okazuję największe zrozumienie i próbuję dowiedzieć się, co się stało. Czasami jest to na zasadzie „A, szkoda gadać. Zagrałem źle”, ale jakikolwiek komentarz od tego gracza, to już jest coś, co możemy sobie z Jackiem obrobić i wrzucić w relację. Najgorzej jest wówczas, gdy nie ma żadnej informacji, zawodnik się wywalił i słuch o nim zaginął. Jednak w większości przypadków gracze z chęcią opowiadają o tym, co się dzieje. Nie mówię, że jest czyjąś ambicją, żeby zaistnieć na łamach jednego czy drugiego portalu, ale każdy lubi jak się o nim napisze.
Jack Daniels: Są tacy, którzy wręcz proszą, żeby o nich napisać. I tacy są najfajniejsi, bo oni najchętniej współpracują. Najgorsi są tacy – zostają ostatnie trzy, cztery stoły i trzeba łapać wszystkich Polaków. Wiadomo, że do pewnego momentu nie jesteśmy w stanie tego zrobić, ale jak już mamy ostatnie cztery stoły i zostało kilkudziesięciu graczy, to jesteśmy w stanie to wszystko ogarnąć. Podchodzimy po kolei do tych stołów, pytamy, kto jest z Polski, jaki ma stack i robimy zestawienie. Mija pół godziny, odpada jedna trzecia tych graczy i nagle okazuje się, że jeden z tych graczy, który przez cały czas nie odzywał się, budzi się i potwierdza nam swoją polską tożsamość. Takich trzeba dusić kołdrą albo poduszką przez sen, żeby w ogóle na turnieje nie przychodzili. To jest najgorszy typ gracza. Na przykład ma mało i wstydzi się o tym powiedzieć, a dopiero jak się nagra czy podwoi, to nagle włącza mu się polskość i chce zaistnieć w relacji. Oczywiście, że musimy o nim napisać, aczkolwiek robię to zazwyczaj bardzo niechętnie.
Doro: Są też takie typy osobowości, z których ciężko coś wyciągnąć, ale jest jeszcze inny typ gracza – najczęściej dotyczy to tych najbardziej początkujących zawodników – którzy przychodzą i mówią nawet o tym, że zagrali na flopie c-beta. Przychodzą co chwilę. Jack dostaje białej gorączki po dwóch takich wizytach. Mój potencjometr empatii ustawiony jest na ciut wyższym poziomie, ale czasami mnie też już to męczy. Jeśli natomiast ktoś przyjdzie i sprzedaje super historię, jest zawsze mile widziany.
Jack Daniels: Ja mam ten duży plus, że robię to od wielu lat i znam ogromną liczbę graczy, większość znam prywatnie, gra w turnieju zawsze ze 30-40 moich kolegów. Większość z nich jest mi w stanie napisać rozdanie nawet na Facebooku i mam praktycznie gotowca, którego tylko redaguję po polsku i wrzucam do relacji. Czasami tylko podejdę do stołu i nic nie muszę mówić. Z takimi ludźmi współpracuje się najfajniej, bo po prostu oni wiedzą, czego potrzebujesz i okazują wyjątkowo dużą chęć pomocy. Oni wiedzą, że jesteśmy w pracy, więc chcą nam w tej pracy pomóc. Tak samy my ich wspieramy, gdy grają. Też chcemy, żeby to oni odnosili sukcesy, a nie ktoś inny.
Doro: Można zaobserwować, że wytworzyła się pewna więź. Jak powiedział Jack, on bardziej trzyma z tą starą gwardią, z racji doświadczenia i znajomości. Natomiast ja mam częstszy kontakt z młodszymi, nowymi graczami.
Jack Daniels: To jest kolejny punkt, w którym świetnie się uzupełniamy. Doro wyłapuje tych młodszych, a ja mam bardziej do czynienia z tą starszą gwardią, bo to są moi kumple od wielu lat, więc z nimi jest mi o wiele łatwiej funkcjonować na takich turniejach. Oni też o wiele dłużej jeżdżą na turnieje i o wiele lepiej wiedzą, jak to wygląda od strony technicznej. Wiedzą, czego od nich potrzebuję do napisania relacji. Czasami wystarczy, że spojrzę się na któregoś i on mi już układa wszystkie żetony, liczy swój stack. Nie muszę nic mówić, nie przeszkadzam w grze. Po prostu stanę za plecami, puknę go w ramię i za chwilę mam pełną informację.
Doro: Też mi się to coraz częściej zdarza. To jest bardzo fajne. Czuję, że coraz pewniej krążę między stołami i mam nadzieję, że z każdym festiwalem buduję długoterminowe relacje z graczami.
Powiedzieliście o graczach, którzy z chęcią dzielą się informacjami nt. swoich rozdań i stacków. A czy często zdarzają się prośby od graczy, żeby nie robić im zdjęć, w ogóle o nich nie pisać?
Jack Daniels: Zdarzają się bardzo często i to jest spowodowane wieloma względami, choćby sytuacją prawną w Polsce. Są ludzie, którzy przyjeżdżają na turnieje, ale oni nie są graczami zawodowymi, tylko gdzieś pracują i nie chcą, żeby ich nazwisko gdzieś tam wypłynęło w relacji z turnieju pokerowego, a nie daj Boże zdjęcie! Nie chcą mieć później nieprzyjemności w pracy lub w kontaktach biznesowych. Trzeba to uszanować. Ja zawsze staram się pisać relację nickami, a nie nazwiskami, dlatego że w tym momencie zawodnik jest anonimowy i nikt z zewnątrz nie połączy nicka z nazwiskiem. To są sytuacje dosyć częste i praktycznie zdarzają się na każdym turnieju.
Są też tacy gracze, którzy wręcz błagają, żeby zrobić mu zdjęcie i wrzucić do relacji, ale takim mówię, że najpierw trzeba sobie zasłużyć (śmiech). Robię sobie z nimi side bety: „Wrócę do ciebie i zrobię Ci zdjęcie, gdy będziesz mieć przed sobą 100 tysięcy żetonów”. I on dostaje wtedy „poweru”, a jak ma 100 tysięcy lub 99.900 to już mnie woła, że jest gotowy, że można mu zrobić fotkę. I ja wtedy delikwenta sobie pstrykam i wrzucam zdjęcie do relacji pisząc, że wygrał ze mną tego side beta, więc miejsce w tej relacji należy mu się jak psu buda.
Doro: Są też typy ludzi, którzy chcą, żeby pozdrowić mamę, narzeczoną, chłopaków. To jest bardzo sympatyczne. Jak wspomniał Jack – jak ktoś sobie nie życzy, to my to szanujemy.
Druga część wywiadu ukaże się jutro (19 lipca)
_____
Obserwuj PokerGround na Twitterze
Zobacz także: Podcast PokerGround (odcinek 8): ,,iJustGamble” [nagranie]
_____