Ciężka praca i odpowiednie zarządzanie ryzykiem to bardzo istotne składowe sukcesu każdego pokerzysty. Zobaczcie, dlaczego uważam, że nie istnieje w pokerze coś takiego, jak droga na skróty i dlaczego trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do prób przyspieszenia naturalnego procesu rozwoju. 

Zanim przejdziemy do meritum, warto wspomnieć, że 57 urodziny obchodzi dzisiaj Michael Jordan, prawdopodobnie najlepszy koszykarz w historii tej dyscypliny. Jak sam mówi o sobie: „Ponosiłem porażkę za porażką i właśnie dlatego osiągnąłem sukces”. Wybaczcie skalę porównania, staram się po prostu znaleźć wspólny mianownik, ale myślę sobie, że wielu z nas, graczy, którzy ciągle próbują wspiąć się możliwie jak najwyżej po szczeblach pokerowej drabinki, od lat mierzy się z tym samym problemem. Postaci takie jak Air Jordan, który pierwszy przychodził na salę treningową, a ostatni szedł do domu, czy ś.p. Kobe Bryant, który przed godz. 05:00 nad ranem wstawał po to, aby wykonać swój trening rzutowy, a także wiele innych osób z różnych dziedzin, bo nie tylko o koszykówce czy pokerze mowa, stale pokazuje, że wszystko jest w naszym zasięgu, ale na wszystko trzeba zapracować.

Nie ma drogi na skróty

Trzeba zacząć sobie od odpowiedzi na pytanie, jak bardzo czegoś chcemy. Ja też chciałbym być szczuplejszy, ale nie robię nic, aby ten cel osiągnąć. Co to oznacza? Oznacza to tyle, że moje pragnienie tak naprawdę jest tylko pustą werbalną deklaracją, która nie jest poparta żadnym działaniem zmierzającym do poprawy sytuacji i że nigdy nie osiągnę tego celu, jeśli nie wdrożę planu naprawczego i realnie nie przyłożę się do utraty wagi. Od gadania po próżnicy nasza sytuacja nie zmieni się na lepsze, a tylko możemy popaść w jeszcze większą frustrację z powodu tego, że czegoś, co pokazują wszystkie znaki na ziemi i niebie, nie da się zrobić.

Podobnie jest z rozwijaniem swoich pokerowych umiejętności. Jeśli myślicie, że uda Wam się prześlizgnąć po poziomach, że jest jakaś droga na skróty, to bardzo się mylicie. Nie ma. Po prostu nie ma. Większość udanych rajdów, w których ktoś w mgnieniu oka wspiął się po stawkach i zaczął regularnie brać udział w grach na wyższych limitach, bardzo szybko i brutalnie zostaje zweryfikowanych przez przeciwników oraz przez potężną siłę wariancji. Wszyscy wiemy, że gdy los nam sprzyja, dźwiga nas w górę niczym ekspresowa winda wprost do bram niebios, ale gdy tylko znajdziemy się na kolizyjnym kursie, potrafi pokazać nam swoje najciemniejsze oblicze. Wariancja to syrena kusząca pięknym śpiewem i innymi wdziękami, która wielu pokerzystów, tych, którzy zbyt szybko uwierzyli w swoją wielkość, zwiodła i doprowadziła do przegranej. Koniecznie trzeba uodpornić się na jej podszepty, i to zarówno wtedy, gdy bywa łaskawa, jak i w sytuacjach, gdy czujemy jej nieprzyjemny oddech na plecach.

Statystyka mówi (prawie) wszystko

Zauważcie, że przeskoczyć przez kilka poziomów można w ciągu kilkudziesięciu tysięcy rozdań, jednak nie jest to w żaden sposób miarodajna próbka. To wariancja sprawia, że na wyższych, nienaturalnie wysokich i nieadekwatnych do posiadanych umiejętności, stawkach znajdują się gracze, którzy dostali się w to miejsce zwykłym zrządzeniem losu, czytaj dzięki korzystnej dla nich dystrybucji kart. Jeśli należycie do tej grupy, cieszcie się tą chwilą, bo w większości przypadków długo ona nie potrwa. Nie mówię tego jako zgorzkniały i niespełniony grinder, raczej mówię to z perspektywy osoby, która drogę płynięcia z wariancją wielokrotnie przeszła. Zawsze kończyło się tak samo: gdy nadchodziła prawdziwa weryfikacja, zarówno umiejętności, jak i mindsetu, okazywało się, że czas wrócić do podstawówki.

Jak długo, to wystarczająco długo?

Najsmutniejsze jest w tym wszystkim to, że osoby, które bardzo szybko przeskoczą kilka limitów, nawet nie pozostaną na „nowym miejscu” na tyle długo, żeby można było mówić o wyeliminowaniu wpływu wariancji na ich wyniki. Aby przekonać się o tym, czy faktycznie potrafimy zarabiać na danym limicie, będziemy musieli rozegrać setki tysięcy rozdań. Wszystko zależy od naszego win rate’u: ten im mniejszy, tym dłużej będziemy musieli go weryfikować.

Przykład: Szacujemy, że wygrywamy 2,5 BB/100:

a) próbka 100.000 rozdań
b) próbka 1.000.000 rozdań
c) próbka 1.500.000 rozdań

A: 100.000
B: 1.000.000
C: 1.500.000

Symulacje pokazują, że jeżeli chcemy pójść drogą na skróty, to właśnie statystyka pokaże nam, że ta po prostu nie istnieje. 100.000 rozdań nie jest żadnym materiałem statystycznym w tym ujęciu, chociaż np. przy analizie danych z trackera jest to już baza, która umożliwia nam wyciąganie wniosków i wprowadzanie korekt (do tego celu potrzeba znacznie mniej materiału).

Zauważcie, że przy tych parametrach ryzyko bycia poniżej zera po 100.000 rozdaniach wynosi ponad 20%! Przy milionie to trochę ponad pół procenta, a przy 1,5 mln rozdań to tylko jedna dziesiąta procenta. Ciekawe jest jeszcze to, czego nie pokazują grafiki – ryzyko utraty 30 wpisowych, czyli mniej więcej tyle, z iloma startuje przeciętny gracz na danym limicie, to w przypadku scenariusza A ponad 50%, a B i C ponad 40%.

Przykład: Szacujemy, że wygrywamy 5 BB/100:

a) próbka 100.000 rozdań
b) próbka 1.000.000 rozdań
c) próbka 1.500.000 rozdań

A: 100.000 B: 1.000.000 C: 1.500.000

Dla porównania możecie zobaczyć rezultaty symulacji gracza wygrywającego 5 BB/100. Nie wyciągałbym żadnych długookresowych wniosków bez 500.000 rozegranych rozdań w takich warunkach. Ryzyko utraty 30 wpisowych, to blisko 20% dla scenariusza A i między 16%-18% dla pozostałych wariantów.

Nauka ma pomagać zrozumieć, ale nie może nas ograniczać

Teraz powiedzmy sobie, kto aż tyle czeka, żeby przekonać się, czy jest gotowy na awans? Być może tylko zawodowi gracze, którzy nie mogą pozwolić sobie na ryzyko utraty bankrolla. Wszyscy inni, i nie można ich za to winić, nie.

Nikogo nie namawiam do tego, żeby kisił się przesadnie długo na konkretnym limicie, bo statystyka nie mówi wszystkiego. Popularne powiedzenie głosi, że jest prawda, gówno prawda i na końcu właśnie statystyka. Jednak jestem zdania, że z takimi symulacjami powinien poeksperymentować każdy z nas, aby mieć świadomość tego, na co się porywa. Powyższe przykłady też pokazują w sposób dosady, jak mało istotne są krótkookresowe wyniki (szczególnie te finansowe), a jak bardzo liczy się po prostu ciągłe podejmowanie poprawnych decyzji. Dzięki tej wiedzy części z Was z pewnością łatwiej będzie wyleczyć się z tiltu.

Myślę, że nie możemy dać się zwariować, bo życie nam minie na sprawdzaniu tego, czy aby na pewno jesteśmy w stanie podjąć się kolejnego wyzwania. Jeśli nie gramy zawodowo, wystarczy, że będziemy mieli świadomość, jakie są statystyczne realia i z jakim ryzykiem mamy do czynienia. Od nas zależy, jaki próg tego ryzyka będziemy w stanie zaakceptować. Przy podejmowaniu decyzji o tym, czy czas na trudniejsze wyzwania, musimy ocenić nasze szanse w sposób najbardziej obiektywny. Nie wiem, jak to formalnie ująć, ale chcę powiedzieć, że myślę, że trzeba odwołać się po części do liczb z trackera, a po części do własnych odczuć odnośnie naszej pozycji w puli graczy na limicie, z którego chcemy przenieść się wyżej. Jeśli nawet dla purystów statystycznych znacznie zebranego materiału, z racji niewielkiej próbki (w ogóle nie biorę pod uwagę przypadków poniżej 100.000 rozdań), będzie niewielkie, to dla przeciętnego gracza taka baza stanowi już poważny wyznacznik jego możliwości.

Wyczuliłbym Was tylko na to, abyście dla kolejnych wyzwań przygotowywali coraz to większą poduszkę finansową. Jeśli zaczynacie od NL2, róbcie to z bankrollem, jakim chcecie, choćby z 10$, których strata nikogo nie wpędzi w rozpacz, a czasami ta dyszka, dla osoby z bardzo ograniczonym budżetem, może być jedynym sposobem na rozpoczęcie pokerowej przygody.

Jeśli chodzi o grę wyżej, to rekomendowane przez trenerów 30 wpisowych to tarcza, która w sytuacjach kryzysowych daje jedynie złudne poczucie bezpieczeństwa. 15 buy-inów mniej zobaczycie, co mam na myśli…

Zatem ile powinniśmy posiadać? Myślę, że 80-100 wpisowych to już jest coś. Wówczas nawet ten scenariusz ze zjazdem na 30 buy-inów jesteście w stanie przetrwać i nadal pozostanie Wam spory zapas i realna szansa na odbudowanie się.

Oczywiście trzeba mieć świadomość tego, że wszystkie założenia wezmą w łeb, jeśli nie będziecie w stanie wygrywać. Wówczas żaden bankroll Wam nie pomoże, a tylko odłoży w czasie nieuchronne bankructwo.

Deal

Doro
Pasjonat pokera, który chciałby, żeby gra stała się ważniejszą częścią jego życia. Wybrał się w drogę z NL2 do NL100. Czy kiedyś zrealizuje swój cel?