Opinia dziennikarza Lee Davy na temat tego, jak stream daje prosom przewagę na graczami rekreacyjnymi.

Profesjonalny pokerzysta powiedział mi kiedyś, że osoby, które udają, że są pokerzystami nazywa się Mugolami. Rozbawiło mnie to, ale po chwili uświadomiłem sobie, że on pije do mnie. Delikatnie dawał mi do zrozumienia, że nie zasłużyłem na to, aby nazywać się pokerzystą i należeć do tej grupy społecznej.

Sport zwany pokerem (czy też gra, jak wolicie) różni się w zależności od tego czy w tym samym evencie grają zawodowcy czy amatorzy. Taka jest prawda, zarówno na żywo jak i w grach na internecie. Czasami jedyną różnicą są jednak stawki i wtedy najbogatsi ludzie świata mogą zasiąść z profesjonalnymi pokerzystami i spróbować swoich sił bez względu na to czy umieją grać czy nie.

stream gives pros edge over recreational poker playersI tu powstaje problem o którym wszyscy wiemy. Aby te dwie grupy mogły ze sobą współistnieć osoby nie będące zawodowymi pokerzystami muszą czasem wygrać jakieś pieniądze, żeby odczuwać tu pewne korzyści, a nie pozbywać się swoich wszystkich środków finansowych na kosztowne hobby.

Zajęło to trochę czasu, ale w końcu poker roomy zdały sobie z tego sprawę. Pierwszy obudził się Bodog, który stworzył Rekreacyjny Model Pokerowy, ale za jakiś czas nikt tego nie będzie pamiętał. Za jakieś 10 lat PokerStars ogłosi coś podobnego i zostanie okrzyknięte pionierem. Tak to już bywa w tych czasach. Daj człowiekowi łopatę i będzie nią kopał rowy, daj mu czerwoną łopatkę, a schowa ją jak skarb i będzie wyjmował od święta, aby przekopać ogród.

Kiedy internetowy poker kwitł sprytni ludzie szybko znaleźli sposób, aby na nim zarobić. Wśród takich osób byli deweloperzy oprogramowania wspierającego, którzy tworzyli programy pomagające profesjonalistom ograbiać niczego nieświadomych amatorów z ich pieniędzy.

Stosować HUD-y czy nie? To pytanie od lat dzieliło graczy. Co jednak z grami na żywo?

Na pobrudzonym zielonym stoliku do gry w pokera raczej nie da się zbytnio wspomagać technologią. Pisanie notatek na kawałku papieru i odrywanie się od gry, to z kolei tak jakby wygonić z łóżka kobietę taką jak Sophia Vergara i grać zamiast tego w bierki. W tej czystej grze jest jednak coś niepokojącego, a mianowicie finałowe stoły streamowane na żywo.

W wywiadach zawodowcy często wspominają, że gdy przygotowują się do występu na żywo na finałowym stole, to nierzadko robią to wraz ze znajomym, który siada i obserwuje grę z tabletem na kolanach i w czasie przerwy lub gdy jego „partner” podejdzie do barierki opowiada mu o wszystkich rękach jakie miał i rozgrywał jego przeciwnik minuty wcześniej.

Ujmijmy to inaczej.

Jestem Mugolem. Docieram do finałowego stołu, a obok mnie siedzi jeden z graczy z czołówki Global Poker Index (GPI). To nie moja liga. On otwiera, a ja 3-betuje go z . Przeciwnik pasuje. 20 minut później podchodzi do barierki, a znajomy mówi mu, że zrobiłem mu 3-bet z .

Jak istotna jest ta informacja dla profesjonalisty i jak wpływa ona na szanse gracza rekreacyjnego?

Oczywiście ktoś powie, że każdy ma takie same szanse, ale to kompletna bzdura. Rekreacyjny gracz raczej nie będzie miał znających się na grze kumpli, którzy zasiądą na widowni obserwując grę na iPadzie. Zamiast nich będą tam przyjaciele, dziadkowie i rodzice zawodnika zastanawiający się dlaczego organizatorzy World Series of Poker (WSOP) nie kupią kilku dużych ekranów, żeby publiczność widziała co się kurwa dzieje na stole.

Podoba mi się to, że na tegorocznym WSOP wiele eventów z dużymi fieldami zostało wygranych przez graczy, którzy nie są profesjonalistami. To przywraca wiarę w grę. Mistrz Apollo Creed czasem też musi przegrać rundę. Rocky raz na jakiś czas musi go w końcu pokonać. Streamowanie dużych turniejów na żywo jest niczym HUD, jeśli wpadnie w odpowiednie ręce, a uwierzcie mi, że profesjonaliści mają znajomych z takimi właśnie.

Coś trzeba z tym zrobić.

Nie można oczywiście zakazać streamowania na żywo. Myślę, że to bardzo popularyzuje pokera. Jeśli gra byłaby jednak pokazywana bez kart zawodników to cały przebieg byłby tak fascynujący jak oglądanie „Małego domku na prerii”. Nie tędy droga.

Zostaje jedna opcja. Gracze nie powinni móc opuszczać swoich miejsc. Nie mogą podchodzić do barierki, a w czasie przerw nie wolno im rozmawiać z ludźmi, którzy nie uczestniczą w grze. Organizatorzy powinni stworzyć jakiś pokój dla zawodników, gdzie Ci mogliby spędzać przerwy, coś zjeść i czegoś się napić. To poważna gra, nie zabawa i osoby, które dotrą do takiego etapu gry powinny to rozumieć.

Wiem, że trochę zabije to emocje. Fajnie jest widzieć jak gracze biegną do barierki, aby przytulić swoich znajomych. Rozumiem jak ważne są emocje, sam nie raz płakałem, ale myślę, że Mugole zbytnio dostają po dupie właśnie ze względu na streamy na żywo.

Co Wy o tym sądzicie?

źródło: calvinayre

Wesker
Nauczyciel, tłumacz, dziennikarz, mąż, świeżo upieczony ojciec i amator pokera. W wolnej chwili lubię powędrować korytarzami tworzonymi w wyobraźni Stephena Kinga. Nie pogardzę także dobrą grą jeśli dać mi jakiegoś pada w ręce. Muzycznie zatrzymany w latach 90-tych.