Czy popularyzacja solverów oznacza to, że wszyscy, którzy nie korzystają z ich wsparcia, nie mogą odnosić sukcesów w szachach i w pokerze? Mogą, z tym że muszą liczyć się z tym, że nie będzie im dane dostać się na szczyt. Nigdy, przenigdy.
W chwili, gdy rozpoczynam pisanie niniejszego tekstu, w holenderskiej miejscowości Wijk aan Zee najlepsi szachiści świata przygotowują się do gry w jedenastej rundzie eventu Tata Steel Chess 2021, który potocznie określany jest mianem szachowego Wimbledonu. Jako osoba, która kilka miesięcy temu połknęła szachowego bakcyla, oczywiście każdego dnia śledzę relacje z tego wydarzenia, a w szczególności partie z udziałem dwóch polskich arycmistrzów, czyli Radosława Wojtaszka oraz Jana Krzysztofa Dudy. Co zrozumiałe, rozgrywki tego kalibru pokazywane są na wielu kanałach – ja preferuje oglądanie ich na Twitchu, na kanale Polskiego Związku Szachowego.
Gospodarzem relacji jest GM Zbigniew Pakleza, a jego gośćmi są uznani gracze klasy IM lub GM. Jak to bywa w szachach klasycznych, kiedy partie często trwają po wiele godzin, nie brakuje czasu antenowego, aby porozmawiać nie tylko o wydarzeniach bieżących, ale również o sprawach bardziej ogólnych, które związane są z grą w szachy. W czasie jednej z poprzednich transmisji komentatorzy doszli do bardzo ciekawego wniosku dotyczącego tego, jak wyglądają współczesne szachy na najwyższym poziomie. Ta myśl szybko przykuła moją uwagę, gdyż uważam, że w dużej mierze jest również prawdziwa w odniesieniu do pokera.
Koniec szachów romantycznych
Mówiąc w skrócie, komentatorzy zgodzili się co do tego, że współczesne szachy wyglądają zupełnie inaczej niż dekadę (i więcej) temu. Wszystko za sprawą popularyzacji silników szachowych, które zrewolucjonizowały tę grę.
Dla niewtajemniczonych – silnik szachowy w szachach jest odpowiednikiem pokerowego solvera. Jest to narzędzie, które na podstawie ułożenia pionów i figur na szachownicy potrafi wygenerować najbardziej korzystną strategię gry.
Jak to powiedzieli prowadzący, w dzisiejszych szachach najlepsi gracze na świecie muszą poświęcić ogromną ilość czasu za zapamiętywaniu schematów w różnych sytuacjach. Resztę już dodam od siebie, ale myślę, że nie pomylę się zbytnio, gdy stwierdzę, że popularyzacja silników szachowych doprowadziła do śmierci tzw. szachów romantycznych, gry w równej mierze opartej na kalkulacjach co na wyczuciu, a nieraz na przeczuciu. Obecnie na wielkie wyniki nie ma szans nikt, kto nie spędzi tysięcy godzin na wkuwaniu wskazań szachowych silników. Cała światowa czołówka to robi, najlepsi gracze mają doskonałe teoretyczne podstawy, stąd też m.in. tak wiele partii kończy się remisami.
Jak to się ma do tego, z czym stykamy się w pokerze?
Koniec romantycznego pokera
Za przykład niech posłuży nam tu Doyle Brunson, ale tak naprawdę używając jego imienia i nazwiska, odnoszę się do każdego gracza, który przecierał szlaki nowożytnego pokera. Jeśli obecną erę nazwiemy erą pokerowych solverów, a tę wcześniejszą erą, w której spopularyzowała się gra online, to można powiedzieć, że cofnięcie się do nowożytnej ery pokera, której „ojcem chrzestnym” jest Brunson, wymaga od nas przeskoku o dwie ery wstecz, aż gdzieś do lat 50-tych i 60-tych ubiegłego stulecia.
Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że w tamtych czasach najbardziej, ale również przez kilka pierwszych lat ery pokera online, mieliśmy do czynienia z momentem w dziejach, który można by określić mianem czasu „romantycznego pokera”. Pokerzyści pokroju Brunsona nie myśleli wówczas o zakresach. Nie myśleli o strategiach zbliżonych do gry optymalnej. Wygrywanie polegało na popatrzeniu na swoją rękę, popatrzeniu na swojego rywala oraz na karty wspólne – jeśli grano w Holdema czy Omahę – i na rozgrywaniu każdej ręki „w próżni”. Wszystko zmieniło się od chwili, gdy mądre pokerowe głowy stworzyły i spisały współczesną/nowoczesną teorię gry.
Nie dajmy się zwariować
O ile myślenie o zakresach jest absolutnym minimum teoretycznym, z którego trzeba czerpać w grach na każdych limitach, żeby być w stanie je pokonać, o tyle, nazwijmy to, „solverowy zawrót głowy” zostawmy tym, którzy naprawdę tego potrzebują. W dużej mierze odnosi się to do wąskiego grona najlepszych graczy na świecie, którzy swoją strategię gry opierają nie tyle na wykorzystywaniu słabości innych graczy (na tzw. exploitowaniu), ale na dbaniu o to, żeby samemu nie być przez nikogo wykorzystywanym. Dzięki tym narzędziom obie strony modyfikują swoje strategie i coraz bardziej zbliżają się do stanu równowagi Nasha, czyli do stanu, w którym żadnej ze stron nie opłaca się robić jednostronnie zmian w swoim planie gry, gdyż wiązać będzie się to z utratą EV. W long runie wygra ten gracz, który będzie miał lepsze podstawy teoretyczne.
W przypadku szachów jest podobnie. GM Zbigniew Pakleza wręcz odradza nowicjuszom korzystanie z silników szachowych do nauki gry. Komputery myślą inaczej niż ludzie, stąd też wskazania programu, z których użytek będzie potrafił zrobić dopiero zaawansowany szachista, w dużej mierze będą dla nowicjuszy nieprzydatne, a wręcz mogą hamować ich rozwój. Za to w rękach szachowych mistrzów takie narzędzia są potężną bronią, a w środowisku najlepszych graczy są obecnie niezbędne do wygrywania.
Podsumowanie
Popularyzacja silników szachowych/pokerowych ma ogromny wpływ na to, jak wygląda współcześnie stan obu tych dyscyplin. Dotarcie na szczyt bez spędzenia tysięcy godzin na mądrej pracy z tymi narzędziami jest obecnie niemożliwe i myślę, że to można uznać za pewnik. Czy na przeciętnego gracza ma to jakiś wpływ? Żaden, gdyż sprawa nas po prostu nie dotyczy.
Może mówcy motywacyjni, którzy zarabiają na tym, że mówią wszystkim, że wszystko mogą osiągnąć, czyli po prostu mówią to, co ludzie chcą usłyszeć, wyklną mnie za to stwierdzenie, ale prawda jest taka, że większość z nas nigdy nie miała najmniejszych szans na dotarcie do szachowego czy pokerowego szczytu. Mówiąc już stricte o pokerze, ambicje wielu graczy zawodowych nie sięgają nawet tak wysoko, gdyż gracze, którzy potrafią zarabiać na chleb na grze w pokera, mają świadomość tego, jak wygląda przeskok od tego pokera, któremu bliżej do „romantyczności”, do tego opartego o wskazania silników. Praca, praca i jeszcze raz praca. Wariancja, która przy okazji zawsze daje znać o sobie, na najwyższych stawkach wymaga posiadania ogromnego zabezpieczenia finansowego. Po co komuś takie napięcie/nerwy, jeśli godnie jest w stanie zarabiać na życie na średnich limitach, przy mniejszych obciążeniach finansowych i mentalnych, za które odpowiada los.
Przykładem osoby, która postawiła wszystko na jedną kartę i której udało się dotrzeć na szczyt, jest Wiktor Malinowski. Mówi się o tym, że ten gracz spędził nieprawdopodobną liczbę godzin na pracy z solverami, przez co znajduje się obecnie tam, gdzie się znajduje.
Żeby to tylko o to zaangażowanie chodziło… ale to pewnie temat na osobny artykuł.