Pokerowa społeczność kocha debaty. Przez wiele lat istnienia w sieci, społeczność starała się każdy kontrowersyjny temat rozłożyć na części pierwsze, a następnie na podstawie swoich obserwacji dojść do wniosków. Celowo użyłem tutaj słowa wniosków, ponieważ ilu członków społeczności, tyle również opinii. Każdy członek ma swoje zdanie w danym temacie i chociaż czasami doprowadza to do „zgrzytów” na pokerowych forach, patrząc globalnie jest to bardzo pozytywne zjawisko.
Ostatnim „gorącym tematem”, jest Poker Hall of Fame. Kilka dni temu informowaliśmy was o tym, że Chris Bjorn, Humberto Brenes, David Chiu, Thor Hansen, Jennifer Harman, Mike Matusow, Tom McEvoy, Carlos Mortensen, Scotty Nguyen i Huckleberry Seed, zostali finalistami dzięki czemu mają szansę trafić do tego zaszczytnego grona. Z pozoru wszystko wydaje się być proste. Ludzie wskazali graczy, mamy finałową dziesiątkę, której przyjrzy się specjalna grupa i po tajnych obradach, poznamy kogoś, kto trafi do Poker Hall of Fame. W rzeczywistości temat ten jest jednak znacznie bardziej złożony i świetnie ukazują to komentarze na pokerowych forach.
[ip-shortcode type=”headline” color=”#ffffff” font=”14″ fontfamily=”Arial” bg=”bghl1-blue”]Fani nie powinni decydować[/ip-shortcode]Większość ludzi zgadza się, że wszyscy tegoroczni finaliści zasługują na to, aby znaleźć się w gronie Poker Hall of Fame, natomiast co raz większa część społeczności uważa, że sam system na podstawie którego wybiera się członków tej zaszczytnej grupy, jest po prostu zły. Główny zarzut dotyczy tego, w jakiej kolejności zawodnicy trafiają do tego grona. Świetny przykład przytoczył tutaj redaktor PNB, który odniósł się do Carlosa Mortensena. „Nikt nie jest większym fanem Carlosa niż ja, uwierzcie mi, ale jakim cudem może on trafić do Poker Hall of Fame przed takimi postaciami jak Terry Roger, Marcel Luske, Bruno Fitoussi, Barry Shulman, Mike Caro, Andy Glazer, Nolan Dalla czy David Sklansky.” Trudno nie zgodzić się z wątpliwościami redaktora.
Sytuacja wydaje się wręcz absurdalna i osobiście dziwie się, że nikt wcześniej nie podjął tego tematu. Użytkownicy oddający swoje głosy, skupiają się na graczach z ostatniej dekady i jeżeli tendencja ta zdoła się utrzymać, to za chwilę do grona Poker Hall of Fame dołączą Daniel Negreanu, Allen Cunningham i John Juanda, a następnie będą to Phil Galfond, Tom Dwan i bracia Dang, podczas gdy inni gracze tacy jak Luske i Schulman zostaną po prostu pominięci. Co doprowadziło do tego stanu? Odpowiedź jest bardzo prosta.
[ip-shortcode type=”headline” color=”#ffffff” font=”14″ fontfamily=”Arial” bg=”bghl1-blue”]Pokerowa społeczność nie zna historii gry[/ip-shortcode]Jeżeli spojrzymy na nominacje z ostatnich lat, bardzo szybko dojdziemy do wniosku, że osoby oddające głos, mają bardzo małą wiedzę dotyczącą historii gry. Część tej społeczności uważa najwyraźniej, że pierwsze rozdanie pokerowe zostało rozegrane dopiero w 2003 roku, kiedy to w turnieju WSOP ME zwyciężył Chris Moneymaker. Pomyślmy przez chwilę nad tegorocznymi nominacjami. Czy gdyby w ostatnim czasie nie mnożyły się plotki o ciężkiej chorobie Thora Hansena, to zostałby on nominowany? Kto wszedłby w miejsce Davida Chiu, który wygrał bransoletkę WSOP i tak przypomniał o sobie pokerowej społeczności? I wreszcie co by się stało, gdyby Mike Matusow znowu nie pokazał swoich pokerowych umiejętności podczas NBC Heads-Up i WSOP? To wszystko dobitnie pokazuje, że system wyboru nowych członków Poker Hall of Fame jest zły, ponieważ faworyzowani są gracze, którzy pojawiają się w mediach.
[ip-shortcode type=”headline” color=”#ffffff” font=”14″ fontfamily=”Arial” bg=”bghl1-blue”]Koncepcja PHoF[/ip-shortcode]Idźmy jednak dalej i zastanówmy się na całą koncepcją PHoF. Nie ulega wątpliwości, że utworzenie takiej grupy było celowym zabiegiem marketingowym. Wystarczy spojrzeć na wcześniejszych członków. Połowa z nich to poważni pokerzyści, a druga połowa miała jakiś marginalny i niepotwierdzony w żaden sposób wpływ na grę (mowa tutaj o pierwszych latach PHoF). Teraz wszystko jest jednak inne! Dzięki zjawisku pokerowego boomu oraz przejęcia Hall of Fame przez Caesars w 2004 roku, bycie w tej grupie to wielki zaszczyt. Problemem jest jednak to, że zbyt mało osób każdego roku trafia do tej grupy, aby przykryć farsę pierwszych lat działalności, kiedy to o przynależności decydował kaprys danej osoby.
Kto więc powinien znaleźć się w Hall of Fame, aby wszystko wróciło do normy? Według społeczności najbardziej zasługują na to Andy Glazer, Nolan Dalla, Barry Shulman, David Sklansky, Mike Caro, Marcel Luske, Bruno Fittoussi, Matt Savage, Jack McClelland, James McManus, Titanic Thompson, Lee Jones, Lucy Rokach, Cyndi Violette i Terry Rogers.