dawarsawPrzed wami wywiad z Grzegorzem Mikielewiczem (Team Pokerstars Online), który będzie pierwszym z serii rozmów jakie przeprowadzimy z polskimi grinderami grającymi „for living”. Porozmawiamy z graczami, których można spotkać w mainstreamowych mediach i którzy nie schodzą z nagłówków pokerowych portali, jak również z tymi o których jest trochę ciszej, a poker także stanowi ich główne źródło utrzymania.

JZ: Przed nami seria wywiadów z polskimi grinderami. Czy na inauguracje można było znaleźć bardziej odpowiednią osobę niż gracza, który od momentu wstąpienia do Teamu Online rozegrał 6 mln rozdań? No właśnie, a ile tych rozdań uzbierało się w całej dotychczasowej karierze?

Warsaw: W ostatnim czasie robiłem takie kalkulacje i wydaje mi się, że na pewno przekroczyłem 10 milionów, ale ile tego jest dokładnie w tej chwili trudno powiedzieć. Niedawno wpadłem nawet na pomysł, aby wysłać do PokerStars zapytanie o historię rąk od początku mojej styczności z tym poker roomem. Przeraża mnie tylko to, że ostatnio któryś z moich znajomych (chyba Tombo), który także gra duże ilości rozdań, poprosił o rozdania z 2008 czy 2009 roku i po dwóch tygodniach otrzymał niezliczoną ilość dziwnych plików, więc jakbym ja poprosił o hand history od 2004 roku, to byłby niezły rozgardiasz.

JZ: To może tak jak należy, wróćmy do tego 2004 roku – a możliwe, że jeszcze wcześniej. Rzadko kiedy bywa tak, że gracz sam z siebie zostanie natchniony, aby pójść pierwszy raz na jakąś grę live, czy załączyć poker room online. Kto był “ojcem chrzestnym” twojego pokera?

Warsaw: Jeżeli mówimy o takich najbardziej odległych początkach, to wydaje mi się, że może być to trochę dziwne, ale “ojcem chrzestnym” mojej gry w pokera, takiej zupełnie początkowej, był “Wielki Szu”. Film obejrzeliśmy razem z bratem, a zaraz po seansie poszliśmy do pokoju i rozdaliśmy karty. Najśmieszniejsze jest to, że przez kilka następnych godzin kombinowaliśmy, kto kogo jest w stanie oszukać przysłowiowym asem z rękawa.

JZ: No i jak tu się nie dziwić, że nadal obowiązują takie mity na temat pokera w Polsce?

Warsaw: To pokazuje jak zły jest ten film i jak trzeba walczyć z przedstawionym tam wizerunkiem. Jeśli nam głównie utrwaliło się w świadomości, że gra polega na oszukaniu przeciwnika, to przeciętna osoba musiała, czy też musi nadal odbierać ją w podobny sposób.

JZ: Pierwszą lekcję dał “Wielki Szu”, kto był następny?

Warsaw: W domu rodzinnym, często graliśmy z rodzicami w różne gry, miedzy innym w brydża, to też te karty były gdzieś obecne. Jeśli chodzi już o samego pokera, to wszystko zaczęło się od gier przy okazji spotkań bowlingowych. Graliśmy wtedy w 5-kartowego dobieranego pokera. W czasach gdy pracowałem w Krakowie, natrafiłem na stronę planetapoker i wraz z nią zaczęła się moja przygoda z holdem’em, a także turniejami live. Oczywiście były to czasy dość zamierzchłe i nie do końca był to też holde’m. Przerabialiśmy rożne warianty gry –  od wykładania flopa przed licytacją, aż po wykładanie każdej karty pojedynczo, co dawało w sumie 5 rund licytacji.

JZ: Zanim przejdziemy do twojej dalszej kariery, warto by zapytać czym zajmowałeś się zanim zacząłeś grindować?

Warsaw: Skończyłem studia prawnicze, a specjalizowałem się w prawie międzynarodowym publicznym. Najbardziej interesowały mnie wszystkie kwestie związane z terroryzmem. Wpływ na to pewnie miało to, że specjalizacje wybierałem w dobie zamachów z 11 września, zresztą na studiach podyplomowych pisałem prace o amerykańskiej wojnie z terroryzmem. Po zakończeniu studiów znalazłem prace w krakowskiej firmie, która zajmowała się tłumaczeniem aktów prawnych Unii Europejskiej przed akcesją. Tłumaczyłem bardzo ciekawe dokumenty dotyczące walki z terroryzmem czy przemytem. Bardzo mnie to wtedy pasjonowało i byłem przekonany, że będę dalej pracował w takiej dziedzinie.

JZ: Jak wyglądały początki z grą online?

Warsaw: W okolicach maja 2004 roku, założyłem konto na PokerStars. W przeciągu miesiąca, pojawiły się pierwsze FT i pierwsza wygrana, która wynosiła ok 5k usd. Należy pamiętać, że fieldy były wtedy co najmniej kilkukrotnie mniejsze. Jak na tamte czasy (1usd-4pln), była to dość znacząca kwota. Już w tamtych czasach neteller nie był dla mnie jakąś nowinką – miałem ich kartę, dzięki czemu wygrana ta bardzo łatwo stała się czymś namacalnym, a nie pozostawała w sferze nierealnych, wirtualnych kwot. Pamiętam też z tego okresu pytanie Doliego“Jak się czujesz po pierwszej wygranej – fajne uczucie prawda?” – muszę przyznać, że odpowiedź była twierdząca.

JZ: Czy to był okres w którym zacząłeś po raz pierwszy myśleć o pokerze w kontekście grania full time?

Warsaw: Tak, w międzyczasie zaczęły się pojawiać nieporozumienia z szefostwem w pracy, wkrótce potem się rozstaliśmy, a ja wróciłem do Warszawy. Szukałem nowej pracy, wykonywałem jakieś dorywcze opracowania czy tłumaczenia, ale już kilka godzin dziennie poświęcałem na granie. Można powiedzieć, że były to takie moje początki gry zawodowej.

JZ: Czy możesz przedstawić w skrócie jak wygląda droga do Teamu Online?

Warsaw: Jako nazwijmy to zwykły gracz grałem ok 3,5 roku. W okolicach 2007 powoli zaczyna się polski pokerowy boom. Sportingbet (przemianowany później na Paradise Poker) zaczyna sponsorować WLP(Warszawska Liga Pokera), a następnie tworzą czteroosobowy team, którego staje się częścią. W międzyczasie ma też miejsce roczna współpraca z Unibetem.

JZ: Jak na przestrzeni lat ewaluował twój pokerowy dzień?

Warsaw: Jeszcze za czasów pracy w Krakowie, dzień podzielony był jakby na dwie główne części – pierwsza w godzinach 9-17 praca na etacie, następnie powrót do domu, jakiś posiłek, odpoczynek, a wieczorem sesja, która składa się z jednego czy dwóch turniejów. Najczęściej był to 10r, czy też prekursor dzisiejszego biga$55. Wtedy też z graczami skupionymi wokół turniejów live (które organizował Marian), graliśmy coś co było pierwowzorem dzisiejszego SundayPL.

Umawialiśmy się na konkretny dzień i godzinę, a następnie rejestrowaliśmy się do 18-osobowego SnG. Jasnym jest też, że zawsze ktoś się spóźnił i zabrakło dla niego miejsca. W niedługim czasie potem miałem krótka przygodę z Omahą, którą zapamiętam z tego względu, że wtedy po raz pierwszy czułem iż siadam do gry jak do pracy. Grywałem dwie 4-stołowe sesje, a każda z nich zajmowała mi ok 3 godzin. W późniejszym czasie wielkie zmiany nie zachodziły. Mój dzisiejszy pokerowy dzień zaczynam pobudką o 13, a ok 17 zaczynam pierwszą sesje. Potem rozgrywam dwie lub trzy ok 2,5-godzinne sesje z przerwami trwającymi co najmniej godzinę.

JZ: Jakie widzisz największe wady i zalety w życiu grindera?

Warsaw: Największą zaletą jest na pewno nienormowany czas pracy. Jak jestem chory lub po prostu nie czuje się w formie to nie gram. Z doświadczenia wiem, że granie na siłę to najgorsze co możemy zrobić. W tradycyjnej pracy o takie elastyczne podejście do obowiązków na pewno byłoby trudniej. Drugim mocnym punktem jest, jeśli można to tak nazwać turystyka turniejowa. Przy okazji turniejów zwiedziłem naprawdę ładny kawałek świata, od hiszpańskich kurortów zaczynając, przez Las Vegas, a na Bahamach kończąc.

Najbliższe 9 miesięcy zamierzam przepracować w Tajlandii, co jest niejako połączeniem dwóch wymienionych wcześniej zalet. Wybieram się tam z dwoma innymi zawodowymi graczami, z Wojem I FCProspektem. Jak widać na załączonym przykładzie to, że można grindować z każdego miejsca na świecie, jest samo w sobie jedną z największych zalet. Jeśli chodzi o wady, to nie przypadkowo słowo grind w dosłownym tłumaczeniu znaczy harówka. Jeśli siadam do trzy godzinnej sesji, to gram ją w pełnym skupieniu. Przy profesjonalnym podejściu, nie ma miejsca na klikanie w międzyczasie np. na Facebooku. W czasie sesji cała twoja uwaga jest zaabsorbowana przez stoły.

Na drugą część wywiadu zapraszamy w sobotę!